poniedziałek, 9 grudnia 2019

Od Lawrence'a CD. Pandory

- Jesteśmy - odezwał się większy wilk, zapraszając Pandorę do środka. Weszli wspólnie do małego pokoiku. Tam Lawrence wskazał swojemu gościowi miękką poduszkę, na której mógł spocząć oraz przyniósł resztki wczorajszej zdobyczy. Czuł się źle z faktem, że nie miał nic lepszego dla wilka. Pocieszał się jednak faktem, że kawał mięsa, dzięki niskiej temperaturze, był świeży.
- Częstuj się - zaproponował posiłek, siadając nieopodal przybysza. Pandora nie czekając długo, zajął się jedzeniem. Sam Lawrence nie czuł póki co głodu. Wykorzystał moment, by przyjrzeć się bliżej Pandorze. Popodziwiał chwilę jego śnieżnobiałe futro, kopyta i długie rogi. Dłuższą chwilę poświecił na obserwację skrzydeł drugiego wilka - smukłe, lecz umięśnione i pokryte błoną, wzbudziły ciekawość medyka. Zastanawiał się, skąd pochodzi ów niezwykłe stworzenie, jakim jest Pandora.
- Dziękuję - odparł biały basior, kiedy skończył posiłek. Wilk starannie ułożył na kupce pozostałe kości.
- Przyjemność po mojej stronie. - W tamtym momencie Lawrence przypomniał sobie o obiecanej maści. Dziś wieczorem przyjdzie po nią klient, a ta jeszcze nie jest gotowa!
- Muszę cię na chwilę przeprosić. - To rzekłszy, wstał i udał się do drugiego pomieszczenia. Pokój, w którym się znalazł, był znacznie mniejszy od salonu, w którym czekał na niego Pandora. Pracownia niemal całkowicie zasypana została zebranymi przez medyka ziołami. Wspomagając się węchem, odnalazł poszukiwane rośliny. Zabrał je i wrócił do gościa.
Rzucił suszonki na ziemię, nieopodal wykopanego dzisiaj korzenia. Poukładał starannie składniki obok przygotowanej wcześniej miski.
- Wybacz - zaczął, wskazując na znajdujące się przed nim przedmioty. - Muszę przygotować pewną maść. Tym samym, przez chwilę nie będę miał jak mówić.
Brązowy basior zauważył zaciekawienie w oczach Pandory.
- Jesteś zielarzem? - zapytał biały wilk, podchodząc bliżej leżących na ziemi produktów. Obwąchał je dokładnie. 
- Blisko. Medykiem - wyjaśnił. - Obiecałem owe lekarstwo jednemu ze swoich stałych klientów. Łagodzi ból spowodowany popękanymi przez mróz poduszeczkami. 
Mówiąc to, pokazał spód swojej łapy. Zdawał sobie sprawę, że po dzisiejszym spacerze, maść również mu się przyda.
- Mogę ci jakoś pomóc? - Usłyszał propozycję ze strony Pandory. Lawrence podniósł głowę i spojrzał na gościa. Domyślał się, że w ten sposób, biały basior prawdopodobnie próbował podziękować za schronienie. Medyk spojrzał na znajdujące się niedaleko produkty. Zastanawiał się, co mógłby powierzyć Pandorze. Ostatecznie zdecydował się na proste, ale ważne zajęcie.
- Mógłbyś rozłupać te strąki i oddzielić dobre nasiona od tych zepsutych? 
Biały wilk pokiwał głową i zabrał się do pracy. Zręcznie rozpoczął wykonywanie powierzonego mu zadania. Sam Lawrence zajął się rozgryzaniem paskudnych w smaku ziół. Powstałą w ten sposób gęstą masę, umieścił w misce. Cały zabieg nie wyglądał zbyt elegancko. 
Po chwili naczynie całkowicie wypełniło się zmielonymi składnikami. Medyk ostatni raz wymieszał wszystko.
- Dobra robota! - pochwalił zarówno siebie, jak i Pandorę. Wtedy usłyszeli huk. Wiatr wraz ze śniegiem uderzył z impetem w okno. Zapowiadała się okropna nawałnica. Lawrence poczuł, jak sierść jeży mu się na grzbiecie.
- Zdaje się, że będziemy tutaj uziemieni przez dłuższy czas...

 <Pandora?> 

Słowa: 458

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics