- Nic wielkiego nie zrobiłem – spojrzał na śpiącego chorego, który dopiero odzyskiwał siły. To przykre, że los wybiera sobie przypadkowe osoby, aby je skrzywdzić. Gdyby nikt go nie znalazł, zamarzłby tam, jego poszukiwania trwały by kilka dni, a może i nawet tygodnie, a i tak ciało zostałoby odnalezione dopiero na wiosnę, gdy śnieg nieco by stopniał.
- A jednak dzięki tobie przeżyje – powiedział. Pandora lekko się uśmiechnął, zawsze się cieszył czyimś szczęściem, chociaż on sam zyskał jej w młodości niewiele.
- To nie tylko moja zasługa – posłałem mu lekki uśmiech, po czym wstałem. - Zjemy coś? - zaproponowałem. Po tym całym zdarzeniu zrobiłem się głodny. Lawrence skinął głową i poszedł coś znaleźć na ząb, ruszył za nim. Już po dłuższej chwili zajadaliśmy się udkiem zająca. Gdy oboje byliśmy już najedzeni, usiedliśmy niedaleko śpiącego.
- Zawsze mieszkałeś w centrum? - zapytałem. Rzadko, a raczej nigdy nie pytam się obcych wilków o ich przeszłość, nawet gdy jestem zmuszony spędzić z nimi nie wiadomo ile czasu, to potrafiłbym to zrobić w kompletnie ciszy, jednak nie tym razem. Chciałem go trochę poznać.
- Tak, od urodzenia. Chociaż jako szczeniak zamieszkiwałem wraz z rodzicami na wschodzie. Przyjemna okolica.
- Nigdy nie byłem, jak tam jest?
- Rodziny z dziećmi wspólnie spędzają razem czas i tym podobne. Wszyscy w sąsiedztwie się znają i zwykle żyją w przyjaźni – lekko się uśmiechnąłem, wyobrażając sobie ten widok. - Jeśli mogę wiedzieć, gdzie ty się wychowałeś? - wyrwał mnie z zamysłu.
- Na zachodzie – przypomniałem sobie te zielone na wiosnę i lato tereny, których bardzo mi brakowało.
- Słyszałem, co tam zaszło. Przykra historia.
- Tak – położyłem po sobie uszy. Dlaczego nie można uciec od przeszłości? - Dobrze że plaga się nie poszerzyła – dodałem jeszcze.
- Fakt. I tak wiele niewinnych istnień straciło przez nią życie.
- Racja – tylko tyle odpowiedziałem. Nie lubiłem wspominać przeszłości, to wszystko było takie niesprawiedliwe.
- Pewnie już o to pytałem, ale gdzie teraz mieszkasz? - spojrzałem znowu na niego. Chciał zmienić temat, za co byłem mu bardzo wdzięczny.
- W drugim dystrykcie – odpowiedziałem. - Dość ładnie, chociaż brakuje mi zieleni – stwierdziłem.
- Rozumiem, czasem śnieg mógłby całkowicie stopnieć – lekko się uśmiechnąłem.
Wtedy do jaskini ktoś wszedł bez pukania. Była to młoda samica o niebieskim futrze. Spojrzała po nas, swój wzrok zatrzymała na śpiącym i szybko do niego przyległa. Lawrence wstał i do niej podszedł, ja zaś zostałem na swoim miejscu, nie chcąc się wtrącać. Mimo tego wszystko słyszałem: samica była partnerką wilka i gdy tylko się dowiedziała, co się stało, nie bacząc na śnieżycę, przybiegła tu. Położyłem łeb na łapach, temu to dobrze, ma kogo martwić.
<Lawrence?>
Słowa: 430
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz