poniedziałek, 13 lipca 2020

Od Elijasa CD. Saity

Ten dzień miał być spokojny. Elijas miał wygrzebać się ze swojego legowiska, trochę powyklinać na czym świat stoi, zjeść coś smacznego w karczmie i może by trochę pomalował, a może odwiedził muzeum, ewentualnie wrócił do spania, bo tak naprawdę było mu wszystko jedno- pewnie więc zdecydowałby w trakcie. Pierwsze dwa punkty szybko miał odhaczone. Z rana (artysta miał własne poczucie czasu- jego rano zaczynało się za każdym razem o innej godzinie, a tego dnia wypadło długo po południu, bo ostatniej nocy poczuł mocną potrzebę wypicia większej ilości pysznego wina, które dostał od znajomego. Wino było z jakiegoś egzotycznego owocu i nie mógł się powstrzymać, żeby sprawdzić po jakim czasie odczuje jego skutki. Odczuł je dopiero po kilku godzinach, ale padł jak szczeniak po jednym kieliszku) wstał, poprzeklinał, aż narzucił na siebie długi, czerwony płaszcz, przyozdobiony czarnymi kamieniami. Wyszedł z domu i zaczął spacer w kierunku znanej karczmy. Tak, zapowiadał się naprawdę spokojny dzień… a przynajmniej dopóki nie wkroczył w niego stary, cuchnący alkoholem wilk.
Znaczy, śmierdział nim jeszcze bardziej niż Elijas, od którego na co dzień czuć było charakterystyczną mieszaniną win i farby, co niekoniecznie było nieprzyjemne, a już na pewno w porównaniu do zaniedbanego bezdomnego.
Wysiwiały basior niemal gwałtownie wpadł na malarza, jednak ten dyskretnie odepchnął go telekinezą, rozpoznając już z oddali znajome brudne futro. Przez te kilka sekund zdążył zrozumieć tyle, że dzieje się coś bardzo złego. Przekrwione, pokryte następującą zaćmą oczy bezdomnego chaotycznie przemieszczały się po całej sylwetce wilka, aby zaraz przesunąć się gdzieś poza niego, jakby ledwo kontaktował. Przeraźliwie przy tym sapał i coś stękał. Szukał ratunku, jakiejkolwiek pomocy niczym dzikie zwierzę- od dzikusa odróżniało go to, że w pozlepianą sierść na policzkach wtapiały się najżywsze łzy. Elijas zadrżał, jednak jego wzrok pozostał niewzruszony, jakby próbował przekonać samego siebie, że nie warto panikować bez znajomości szczegółów. Pewnie to coś prostego do rozwiązania. Na pewno, Elijasie. Ten dzień jeszcze będzie spokojny.
Bezwłosy więc odchrząknął.
- Panie Ethain- zasyczał w kierunku basiora dosyć ostro, by go dobudzić. 
Ten zdębiał. Po chwili ponowił atak na artystę, podnosząc przednie łapy. Oczywiście ponownie odepchnięty. Syn Ragnarooka zmarszczył brwi jeszcze bardziej, robiąc krok w tył, kiedy bezdomny zachwiał się, ostatecznie upadając zadem na drogę. Zaraz jednak powstał na roztrzęsione nogi.
- E… Elijas?! Ja pierdolę, Elijas, to ty! Sa… sama Farani mi tu cię ze...słała!- wilk wrzeszczał, jego oddech świszczał, a wszędzie dookoła latała cuchnąca ślina, na łapach chyba miał krew. Wypalony alkoholem głos ranił uszy, zwracając na siebie uwagę przechodniów, a piaskowy wilk miał wrażenie, że bardziej nad jego głową siedzi Lore-Imri, niż bogini szczęścia- Mu... musimy się pośpieszyć!- chrypiał dalej i zrobił wielki krok w przód. Dalej chaotycznie się jąkał, kręcąc przy tym jak obłąkany. Elijas zacisnął zęby na języku. 
Złapał telekinezą bezdomnego za boki, unieruchamiając trzęsące się ciało, ale nie zbliżył o krok, kontynuując bycie zatorem na drodze dla innych mieszkańców. Znowu dotarły do niego jakieś dzikie krzyki i aż krew odpłynęła mu z głowy. Ethain zaczął krzyczeć jeszcze bardziej przeraźliwie, a gorące łzy dodawały mu efektu bycia słabym i żałosnym pomiotem świata. 
- Niech pan do mnie mówi, nie czytam w myślach- artysta wywarczał, próbując złapać jakikolwiek kontakt ze świadomością basiora, który stale jęczał i wył z rozpaczy- Co się dzieje? 
- On... biją Ner..revalta! Kazał mi wypierdalać bo to nie moja pora. Wziął go za łeb, zaczął wymiotować, tylko słyszałem! Nie mogłem walczyć, Eli, nie mogłem! Musimy… Szybko!- wilk nadawał jednym ciągiem, który zakończył przerażająco głośnym szlochem. 
Pod artystą prawie ugięły się łapy, bo do cholery jasnej, dlaczego to on musiał się w tym znaleźć?! Dlaczego tak nagle?! Mordestwo?! Skąd brali się tacy sadyści, którzy mordowali wilki gorszej kategorii jak niepotrzebne robactwo?! Kurwa, w dodatku to nie był taki pierwszy raz.
Gdzieś słychać było kolejny wrzask. Może to już podświadomość.
A Elijas tracił czas, ogarniając się z szoku.
- Idź po wojskowych. Teraz!- krzyknął na siwego. Wilk chciał złapać młodszego basiora za łapę, ale ten nie pozwolił się dotknąć, nie rozumiejąc dlaczego stary jeszcze się nie rusza.
- Ale oni…
- Do cholery, niech tylko spróbują odmówić!
I Ethain skinął łbem, po czym pobiegł. Kulejąc i się zataczając, jednak jakby poczuł nową siłę, mając w końcu kogoś po swojej stronie. 
Elijas w tym czasie poddał się intuicji, która miała zaprowadzić go do Nerevalta, bo co innego mógł zrobić? Biegł przy budynkach, unikając kontaktu z innymi wilkami, zaś czerwone futro ciągnęło się za nim jak groźny sygnał, zabraniający zbliżania się. Alarm, nakazujący bezwzględnie zrobić miejsce postaci, która była w pośpiechu, bo niesie ze sobą ważną misję. Przez cały czas rozglądał się na innych przechodniów, jakby mogli poprowadzić go prosto do krzywdzonego basiora. Bo oni wiedzieli. Oni wszyscy musieli wiedzieć, bo po niedługim czasie artysta bezbłędnie trafił w boczną uliczkę Centrum, gdzie już czekały na niego świeże zwłoki i obrzydliwie duszący odór śmierci. Przełknął ślinę.
Rzeczywiście, martwy już basior leżał na boku. Jego szeroko otworzone oczy powoli zachodziły mgłą, a z rozszarpanej klatki piersiowej i boku uchodziła energicznie, czerwona jak pajęcza lilia, krew, w której już zresztą cały był ubrudzony. Przednie łapy miał wyciągnięte do przodu, tylne karykaturalnie połamane. Nie leżał tak długo, jednak kałuża posoki pod nim była na tyle okazałych rozmiarów, że Elijasowi zrobiło się słabo na myśl o tym, jak stary musiał długo cierpieć przed śmiercią. Nie zdążył.
Pierwszą reakcją było obrzydzenie, bo to nie było coś, co chciałby widzieć ktokolwiek normalny. Czuł wstręt do martwego ciała, ale jeszcze większy do wilków, które szły tuż za jego plecami. Oni wszyscy wiedzieli. Chciał zwymiotować. Ale nie potrafił, bo gdyby to zrobił, czułby wstręt i do siebie. Chciał też upaść. Chciał zapłakać. Chciał zacząć wrzeszczeć, bo śmierć tego wilka była bezsensowna. Śmierć tych wszystkich wilków gorszego sortu była tak przykra i bez sensu że nie potrafił tego pojąć. Chciał wyć i przeklinać, żeby dusza martwego wiedziała, że ktoś pozostanie za nim w żałobie i będzie o nim myślał od czasu do czasu. Że dla kogoś się liczył.
Ale Elijas nie należał do płaczących. 
Stał tak, a na jego pysku widniał chłód i nawet jeśli co bardziej spostrzegawczy wilk zauważyłby jak silnie zaciska szczęki, nikt nie był w stanie zauważyć, jak szybko biło jego przerażone serducho. Nic więc dziwnego, że nie spodziewał się usłyszeć za sobą wesołego głosiku, tak nieadekwatnego do sytuacji. Podskoczył, ledwo powstrzymując ciało od postrzelenia obcej wadery prądem.
- Może pomóc?- zapytała, a jej wybitnie głupi uśmiech spowodował, że Elijas miał wrażenie jakby mu szkliwo na zębach zaczęło pękać od tego zaciskania. Próbował nie drżeć i walczył ze sobą, żeby nie zacząć wrzeszczeć na beznadziejną wilczycę, która jak gdyby nigdy nic wbiła sobie ot, tak, ignorując leżącego obok trupa, okazując mu całkowity brak szacunku.
Nim jednak Aeskeron zdążył odpowiedzieć, w jego polu widzenia pojawił się Ethain, a za nim dwóch strażników. Wyrazy ich pysków były równie beznadziejnie głupie co tej wadery, jednak ci najwyraźniej działali do niej odwrotnie i postanowili udawać skończonych idiotów.
- Co tu się dzieje?- zapytał młodszy, acz wyższy basior, kiedy zrozpaczony bezdomny rzucił się przed zwłoki przyjaciela, wyjąc jakby to jemu właśnie brutalnie odebrano życie. Wojownicy się nieznacznie skrzywili, wadera pozostała uśmiechnięta, a Elijas wziął głęboki wdech.
- Jak do tego doszło, że na ulicy Królestwa katują wilka, a wojsko nic z tym nie robi?- zapytał oschle, ignorując pytanie które wcześniej padło. Przymknął oczy, aby nie wyskoczyła mu na czole żyłka, kiedy ryk bezdomnego stał się jeszcze donośniejszy.
- Nikt nie zgłosił żadnego pobicia. Strażnicy zajmują się wieloma rzeczami na raz i nie jesteśmy w stanie reagować na wszystko- zaczął starszy z pełnym spokojem, tylko zerkając na martwe ciało. Doskonale wiedział, że z tego nie było już co zbierać, nie żeby miał na to ochotę. Aeskerona zaś tylko kultura trzymała od tego, żeby nie przerwać mu w połowie pierwszego zdania orzeźwiającym pierdolnięciem w głupi ryj.
- Czyli jak rozumiem, jeśli ja będę się wykrwawiał na środku drogi, zrywając przy tym gardło do krwi tak, że szczenięta sikają pod siebie ze strachu, to muszę sobie poczekać aż strażnicy znajdą czas, bo akurat muszą sobie postać pod sklepem i przetkać uszy na wrzaski rozrywanego wilka?- wysyczał, a gdyby miał futro, całe by się najeżyło. 
Starszy strażnik ściągnął brwi z oburzeniem, chociaż daleko mu było do agresji.
- Panie Elijasie, proszę nie tym tonem. Wojsko naprawdę stara się chronić wszystkich mieszkańców...
Artysta wbił natarczywe spojrzenie w jadeitowe oczy drugiego basiora. Został rozpoznany. W innych okolicznościach pewnie poczułby się dumny, teraz co najwyżej mógł odczuć jako-taką satysfakcję, że skoro ktoś zna jego nazwisko, to jest kimś ważnym, a przynajmniej ważniejszym, niż jakiś wojownik. Nie oznaczało to jednak, że miał zamiar się uspokoić. W końcu miał sensowną okazję, żeby się wyładować.
- Przepraszam bardzo, nie zauważyłem- wywarczał ironicznie w odpowiedzi- To już czwarty bezdomny, który stracił życie na przestrzeni miesiąca. Nikt się tym nie interesuje i…
Młodszy ze strażników nagle zajął głos i przerwał w połowie wypowiedź Aeskerona, najwyraźniej nie mogąc wytrzymać ośmieszania. Nie spodziewał się jednak, że zostanie zbesztany za to przez obcego wilka, jakim był Elijas, który wrzasnął że nie życzy sobie aby ktoś mu wchodził w słowo, ale także przez starszego kolegę po fachu, który zabronił mu się odzywać, bo kojarzył tego specyficznego malarza. Siedząca obok biała wadera miała niezły ubaw obserwując to wszystko, ale tymczasowo czerwonooki nie miał czasu się nią zająć. Nie, żeby wyglądała jakby jej to przeszkadzało.
- Proszę zabrać stąd to ciało. Natychmiast. Nie mam zamiaru oglądać martwych wilków na ulicy, zapewne reszta mieszkańców również- i tutaj zwrócił spojrzenie na wyższego wojskowego, który zdawał się nadal przeżywać burę od starszego strażnika- W każdym razie tak czy inaczej wyślę odpowiednie pismo do Królowej z zapytaniem, czy ona nie ma niczego przeciwko masowemu ubojowi mieszkańców Królestwa Północy. 
Wilk przeszyty wężowatym spojrzeniem przygryzł policzek od środka i posłał swojemu towarzyszowi pytający wzrok, najwyraźniej tracąc ochotę na jakiekolwiek dyskusje. W odpowiedzi dostał krótkie “idź po wsparcie”, bo wiedział, że ten chudzielec byłby w stanie się nawet wybrać osobiście do Królowej, a gdyby jakimś cudem i ona olała sprawę- malarz sprowadziłby samych bogów. Zatem Elijas uznając tę bitwę za wygraną, z równie nieprzyjemnym spojrzeniem zwrócił się do Ethaina, jednak nieco złagodniał na tonie. Siwy, kulawy bezdomny już się nieco wyciszył, jednak dalej leżał wiernie przed ciałem przyjaciela, wpatrując się zaćmionymi oczami w pysk trupa.
- Opłacę pogrzeb- oznajmił krótko, załatwiając drugą sprawę.
Pijaczyna tylko lekko skinął drżącym łbem, dając do zrozumienia, że przysłuchiwał się całej rozmowie. Przez pysk strażnika przeszło coś między wstrętem, a współczuciem, Elijas nie mógł tego rozgryźć, więc zwrócił wzrok na obcą wilczycę, która w odróżnieniu do grobowych min basiorów, wyglądała jakby oglądała dobry spektakl. Cóż, Aeskeron w rzeczy samej chciałby, żeby to wszystko było tylko sztuką- pewnie gdyby tak było, a on był zwykłym obserwatorem, to sam bawiłby się przednio, ponieważ temat był ciekawy, jak dobry kryminał, a rozweselona postać wilczycy, która teraz go tylko irytowała swoją ignorancją wprowadzałaby humor. Przez głowę nawet mu przeszło, że mógłby napisać scenariusz i sprzedać go jakiemuś teatrowi. Przynajmniej dorobiłby trochę grosza na więcej pogrzebów bezdomnych, bo nie zapowiadało się na zmiany. Skrzywił się na tę myśl, patrząc na sztywniejącego basiora, po czym podniósł swój własny sztywniejący od zimna zad i zbliżył się do białej wilczycy pod czujnym okiem strażnika o zielonych oczach. Był na tyle uspokojony, że przyciszył głos, dając do zrozumienia reszcie obecnych, że ta rozmowa nie powinna ich interesować.
Miał nadzieję, że dowie się czegoś konkretnego za niedużą cenę i wadera ma więcej do zaoferowania niż durne uśmieszki i popisy.
- Mówiła pani o pomocy. Zapraszam więc do podzielenia się spostrzeżeniami.
Skoro już bawili się w odgrywanie sztuki, to poszedł za ciosem. Show musiało trwać.

<Pani Sai~?>

Słowa: 1901 = 140 KŁ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics