wtorek, 14 lipca 2020

Od Spero CD. Aarveda

Znowu byłam uwięziona. Znowu zamknięta w małym pomieszczeniu, pozbawiona mojej magii, stłamszona, bez wizji na jakieś wyjście z tej sytuacji...
Widać największe koszmary naszego życia nigdy tak do końca się nie kończyły.
Widziałam waderę, która sprawiła, że straciłam przytomność. Czy raczej, jeśli mam ściślej trzymać się faktów, w zasadzie odebrała mi moc. Najpierw pchnęła we mnie za dużo magii, która znacznie utrudniła mi zapanowanie nad sobą. Wpływała we mnie nieprzerwanym strumieniem, przepełniała mnie, czułam, jak tracę kontrolę. A potem w uszach rozbrzmiał mi dźwięk przypominający tłuczenie szkła. Oczy zaszły mgłą, a głowa... Miałam wrażenie, jakby ktoś rozsadzał mi czaszkę.
Krzyknęłam. I chyba krzyczałam tak dość długo, sądząc po tym, że teraz nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Musiałam zamilknąć dopiero, gdy ból stał się nie do zniesienia. Ciało po prostu się poddało. Wolało wyłączyć świadomość, niż skazywać ją na nieustające, przerażające cierpienie.
A teraz...
Gdy tylko spróbowałam poruszyć się po tym, jak odzyskałam przytomność, poczułam na łapach dziwnie znajomy ciężar. Co ja gadam. Niepokojąco, przerażająco znajomy. Gdy tylko zdałam sobie sprawę, że nie, to nie było tylko wrażenie, że naprawdę moje łapy ponownie skute były kajdanami z kamienia, który blokował niemal każdy rodzaj magii... Zrobiło mi się niedobrze.
Otworzyłam gwałtownie oczy, czego zaraz pożałowałam. Ból głowy obudził się na nowo, tak silny, że niemal ponownie pchnął mnie w objęcia nieświadomości. Może powinnam była na to pozwolić. Odpuścić, podarować sobie walkę. Nie miałam pojęcia, kim była ta dziwna wadera, jaką mocą władała ani, tym bardziej, czego od nas chciała. Ale jeśli była w stanie doprowadzić mnie do takiego stanu, podejrzewałam, że nie była to pierwsza lepsza magiczka. Musiała mieć wiedzę. Umiejętności. I predyspozycje.
Ale zaraz, zaraz... Gdzie był Aarved?
Poruszyłam się nieznacznie, nieco spanikowana. Pamiętałam, jak wadera mówiła, że możemy się jej jeszcze przydać... Obydwoje. Aarved musiał więc żyć, na pewno nic mu się nie stało. Nie miałam pojęcia, do czego nas potrzebowała. Ale rogaty basior musiał żyć. Po prostu musiał.
Wkładając w to sporo wysiłku i samozaparcia, ponownie otworzyłam oczy, tym razem wolniej. Pomogło. Ból nie był aż tak obezwładniający, choć nie zniknął całkowicie. Nie miałam pojęcia, co magiczka mi zrobiła, ale efekt był taki, że czułam się przepalona. Choć takie wrażenie mogły też tworzyć kajdany, które blokowały moją magię, tworząc w moim wnętrzu pewną pustkę. Straciłam moją najpotężniejszą broń, coś, co dawało mi poczucie bezpieczeństwa, do tego to miejsce...
Przekręciłam głowę tak, by spoczywała płasko na wyłożonej zimnym kamieniem posadzce pomieszczenia. Było ciemno, niewiele mogłam dostrzec poza słabym światłem, jakim mienił się kamień, z którego stworzono kajdany. Chciałam przywołać ognik, żeby rozświetlić nieco to miejsce... Jednak zamiast na znajomą obecność magii ponownie natrafiłam na pustkę. To było tak obce uczucie... a jednocześnie tak przerażająco znajome. Przywracało wspomnienia, których wolałabym nie mieć.
- Aarved? - wyszeptałam. Wydobycie z siebie tak cichego dźwięku zdawało się już być ponad moje siły. Czułam uporczywe pieczenie w gardle, które było pewnie wynikiem długiego wrzasku.
Usłyszałam dochodzący gdzieś z ciemności niedaleko mnie brzęk kajdan przesuwających się po podłodze. W jednej chwili wróciła we mnie nadzieja. Odżyłam, podniosłam głowę w górę, wciągnęłam nosem powietrze, próbując wyłapać zapach znajomego wojownika... Był tam. Poruszył się, więc prawdopodobnie albo właśnie odzyskiwał przytomność, albo już był przytomny. To dobrze wróżyło.
- Ved, wszystko dobrze? - spróbowałam wstać, jednak łapy odmówiły posłuszeństwa, więc ponownie zwaliłam się na posadzkę. Jednak byłam zdeterminowana. Nie poddałam się, próbowałam doczołgać się do basiora, poczuć, że faktycznie tu jest, może nie cały i zdrowy, ale przynajmniej żywy. Niestety, i to nie było mi dane. Przykute do ściany łańcuchy podpięte pod kajdany, które mnie krępowały, były za krótkie i choć naprawdę bardzo się starałam, nie byłam w stanie przesunąć się ani centymetr dalej. Zaskamlałam cicho, strzygąc uszami, chcąc wyłapać każdy, choć najdrobniejszy znak, że basior wciąż żyje...

<Aarved?>

Słowa: 616 = 35 KŁ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics