środa, 15 lipca 2020

Od Quigley'a CD. Vallieany

Odkąd się przebudził. Nie pamięta prawie nic. Patrzy w wydarzenia wstecz i widzi je niemal jak przez mgłę. Woda. Dużo wody. Czuł jak wpływa ona do jego płuc, wywołując ogromny ból. Słowa wadery ciągle nękały jego myśli. Wizja? Szarpanina? Z tych wydarzeń nie pamięta zupełnie nic. Czy jego brat próbuje mu coś przekazać? A może to po prostu wspólny umysł płata mu figle? Basior co prawda ma wiele pytań, ale jedno jest pewne - ma to związek z duszą jego brata.
- Panie Quigley? Halo, słyszy mnie Pan? - Nagle Quigley zorientował się, że nie jest w pomieszczeniu sam. Rozejrzał się dookoła, jednak nikogo nie zauważył. Wlepił swój wzrok w podłogę, próbując skupić się na niej najbardziej jak może. Było mu przyjemnie ciepło, oczy same mu się zamykały. Każdy oddech wymagał od niego sporego wysiłku, z jego płuc wydobywał się nieprzyjemny dla ucha świst. Jego zmysły zdawały się nie współpracować. Próbował coś wybełkotać, ale jedyne co udało mu się stworzyć to dźwięk, przypominający jęczącego krokodyla. Nim zdołał jakkolwiek zareagować, nieznajoma postać wepchnęła mu jakieś zielsko do pyska. Quigley momentalnie otrzeźwiał. Jego oczom wreszcie ukazał się potężny basior. Rzucał mu pytające spojrzenie, podczas gdy on, totalnie oszołomiony, próbował się zorientować co się dzieje.
- Podałem Panu specjalne zielę, aby nieco Pana ocucić.
- Przepraszam że wypomnę, ale myślę że zamiast wpakowywać mi liście do pyska, mógł Pan użyć roztworu szałwiowego. Byłoby to mniej.. drastyczne - Odparł nieco obrażony. - aczkolwiek dziękuję bardzo. Mogę wiedzieć co tu robię?
- Roztwór szałwiowy przy Pana dolegliwościach mógłby wywołać u Pana niepożądane skutki uboczne - Odparł z lekkim uśmiechem na zaczepkę. Na te słowa Quigley uniósł jedną brew. - Przyprowadziła Pana tutaj Panna Vallieana. Nie wiem co Pan zrobił, ale obrażenia były rozległe. Nieźle się Pan poturbował. Liczne otarcia, spore osłabienie organizmu i co najważniejsze - podejrzewam, że miał Pan krwotok wewnętrzny. Zaobserwowałem u Pana gęstą, czerwonawą wydzielinę, wydobywającą się z pyska.
- Przecież gdybym miał krwotok to..
- Tak, tak, byłyby małe szanse na przeżycie, tym bardziej że zanim Pan się tu znalazł, minęły jakieś dwie godziny. - Przerwał medyk. - Dla mnie też to jest niemożliwe, aczkolwiek na to wskazują objawy. Oprócz tego, rokowania są dobre. Wygląda na to, że z Panem już jest wszystko dobrze. - Quigleyowi po tych słowach zaczęło przejaśniać się w głowie. Czyżby przy życiu trzymał go brat? Jeśli tak, to co oznaczały te wizje? A.. co z Vallieaną? Czy zrobił jej krzywdę? Czy jest cała?
- Przepraszam że przerwę, co tak właściwie z Panną Vallieaną? Czy jest cała?
- Tak. Przyprowadziła Cię tu cała zmarznięta i wyczerpana, ale zająłem się nią w odpowiedni sposób. Podczas gdy był Pan nieprzytomny z tego co mi wiadomo poszła do domu.
- Do domu?
- Tak, do domu. To byłoby raczej szalone, gdyby cały czas tutaj siedziała. Trzy dni to niemało czasu.
- Trzy dni?
- Tyle Pan był nieprzytomny. - Quigley poderwał się momentalnie, rzucając medykowi wdzięczne spojrzenie. Na wyjściu zapytał:
- Czy mógłby Pan podać mi jej adres?
~~~
Basior stąpał z nogi na nogę, wpatrując się w wejście do jaskini. Chciał tam wejść, jednak coś go powstrzymywało. Było dość wcześnie, słońce dopiero niedawno wzeszło, rozjaśniając pobliską okolicę. Śnieg już zaczął się mienić, co nie sprzyjało mu zbytnio. Wciąż nie był w pełni swoich sił, a po tylu dniach w niezbyt jasnej jaskini jego oczy odmawiały posłuszeństwa, co skutkowało bólem. Wreszcie wilk odpuścił, zostawiając pospiesznie małe upominki dla wadery, solidnie owinięte liściem Buke. Oddalał się, mając nadzieję, że wadera zauważy prezent przy wychodzeniu z jaskini. Zależało mu na tym, ponieważ w środku umieścił różne rzadko spotykane rośliny. Wiedząc że Vallieana jest zielarką, pomyślał że mogłoby to poprawić jej nieco dzień oraz oczywiście zrekompensować choć w najmniejszym stopniu nieprzyjemne doświadczenia, które jej zafundował. Teraz na głowie została mu sprawa wydarzeń sprzed paru dni. Musiał wrócić do domu i poskładać fakty do kupy. Być może pył Hshy pomoże mu wrócić do momentu, gdy jego świadomość przestała rejestrować wydarzenia. Dzięki niemu otwiera on sobie dostęp do podświadomości, która skrywa wszystkie tajemnice. Istnieje jednak ryzyko. Quigley nie wie która część jego ciała służy jako nośnik duszy jego brata. Jeśli zamieszkuje ona podświadomość, wilk bardzo łatwo może stracić kontrolę nad swoją własną duszą. Kątem oka dostrzegł niewielkie oczko wodne, przy którym postanowił się zatrzymać. Bardzo się ucieszył, gdy zauważył młode żaby, żyjące spokojnie swoim życiem. Basior postanowił położyć się i odpocząć przez chwilę. Widok miał bardzo ładny. Był już bardzo blisko dystryktu I. Z wysokich drzew co jakiś czas kapały kropelki topniejącego powoli śniegu. Gdy słońce zaczęło lekko przygrzewać, zamknął oczy. Przed nim trudne decyzje.
~~~
Ciemność. Wilk znalazł się w czarnej przestrzeni. Podłoże było chłodne i wilgotne. Dopiero po chwili zorientował się, że stoi w wodzie. Przed sobą zobaczył sylwetkę. Cała była zwęglona, lecz mimo to zdołał rozpoznać swojego brata. Orsena.
- Dokonaj właściwej decyzji Quigley.
~~~
Basior obudził się momentalnie. Znajdował się w swojej jaskini. Na zewnątrz było już ciemno. Wstał zdezorientowany, rozglądając się po pokoju. „Co się stało?” powtarzał sobie ciągle w głowie. Po chwili już wszystko rozumiał. Stał naprzeciwko pył Hshy wysypany na specjalnym naczyniu.
- Dokonam właściwej decyzji, Orsen. - Powiedział cichym, drżącym głosem i wziął się natychmiast za przygotowywanie rytuału.

<Vallieana?>

Słowa: 832 = 46 KŁ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics