poniedziałek, 28 lutego 2022

Od Artema CD. Ametrine

Czekając na opatrzenie rany, nie mogłem przestać myśleć o Ametrine. Czy wszystko z nią w porządku? No i czemu ta cała sytuacja miała miejsce. Nie był to na pewno przypadkowy wypadek.
Kiedy już zgłosiłem się do rejestracji, chciałem wyjść i poszukać kogoś ze straży nocnej żeby zawiadomił dowódcę czemu mnie nie ma. Przekonali mnie jednak, że wystawią mi zwolnienie i żadna nieprzyjemność z tego nie wyniknie. Nie byłem z tego do końca zadowolony ale raczej nie miałem wyjścia. Przez swoją nieuwagę, zauważyłem że trochę pobrudziłem podłogę w poczekalni. Ups...
- Proszę się nie martwić, zajmiemy się tym.- Uśmiechnęła się Wadera z rejestracji, kiedy dokańczałem pisanie druczku z moimi danymi.- Proszę zaczekać.
- W porządku, przepraszam za bałagan.- Uniosłem lekko wargi, kierując się na wolne miejsce. Z rany sączyło się coraz więcej krwi, więc pomyślałem że jak uniosę ją w górę, to może trochę zatrzymam krwawienie, czy coś. Czułem ból, ale starałem się go ignorować zajmując myśli czymś innym. Po jakimś czasie, poczułem znużenie, ale chcąc utrzymać się w ryzach, rozejrzałem się za czymś ciekawym. Każdy był w pośpiechu, nawet Ci siedzący wydawali się być zestresowani, gotowi do ucieczki. Taa, szpital nie jest moim ulubionym miejscem. Ale jakby się zastanowić...W oczy, od razu rzucił mi się znajomy widok. Złoto-fioletowe oczy zdecydowanie wyróżniały się spośród wszystkich innych.
Bardzo się cieszyłem że Ametrine ma się już dobrze. Zaskoczyło mnie, że zaledwie "chwilę" temu nie mogła utrzymać się na nogach, a już zajmuje się innymi. Co też ważne, zajęła się mną co w głębi duszy mnie ucieszyło.
Muszę przyznać, że bardzo dobrze radzi sobie z rzeczami potrzebującymi skupienia i prezycji. Mogłem dostać omylne wrażenie przez to, że przy pierwszym spotkanku już na mnie wpadła. Znaczy może ja na nią. W każdym razie chyba oboje zdajemy się być czasami nie uważni. W trakcie zszywania, gdy byliśmy już sami, chciałem dowiedzieć się czegoś więcej o tej sytuacji. Wadera wyjaśniła mi wszystko, ale zastanowiła mnie jedna rzecz, a dokładniej imię jakie wymówiła... To w końcu ułożyło się w całość. Poczułem jednak ulgę, że wszystko się układało jak powinno.
Czas leciał nieubłaganie. Nawet nie zauważyłem momentu kiedy odprowadzałem Ametrine i mieliśmy się już pożegnać. W moim odczuciu, minęła zaledwie chwila. Nie chciałem żeby tak szybko się to skończyło, ale niestety - jak trzeba to trzeba. Poza tym, teraz z racji mojego zwolnienia, będę miał czas dla siebie i w planach miałem odwiedzić ją chociaż raz, jeśli I jej plany na to pozwolą.
Po pożegnaniu, czułem jeszcze jak wadera odprowadza mnie wzrokiem.

~*~

Minęły dwa dni. Niestety, nawet jeśli chciałem to nie mogłem się nigdzie ruszyć, coś porobić. Łapa była obolała, mimo brania leków, przez co jedyne co robiłem to leżałem, lub zajmowałem się spacerując z jednego miejsca jaskini do drugiego. Ale ile można siedzieć?
Wziąłem poranną dawkę leków przeciwbólowych, nałożyłem ochraniacz i powolnym krokiem wyszedłem z jaskini. Poruszałem się trochę jak dziadek, tak też pewnie wyglądałem. Mały spacer nie zaszkodzi, pomyślałem, rozciągając się. O tej porze dnia pogoda zazwyczaj dopisywała w mojej okolicy. Jak nie lubię wody, tak postanowiłem wybrać się nad oczko wodne, niedaleko mojej jaskini. Nie jest zbyt głębokie ale widziałem tam kilka gatunków ryb, które przy odrobinie cierpliwości będą łatwiejszym łupem.
Chwilę zajęło mi dojście tam, przy każdym kroku utykając. Na moje nieszczęście, zbliżając się do miejscówki słyszałem czyjeś głosy. Westchnalem ciężko, nie będąc zadowolonym z posiadania towarzystwa. Jestem z tych, co wolą w spokoju i samotności przeboleć cięższe chwile. Postanowiłem najpierw przyjrzeć się sytuacji. Udało mi się wejść na wyższą górkę, z której widać bo pobliską okolice. Wokół nie było wielu drzew, samo oczko wodne bo dosyć odsłonięte więc miałem idealny widok na to, co dzieje się przy nim.
Zauważyłem gromadkę młodszych wilków i jednego szczeniaka. Znacznie dalej, było kilku dorosłych wilków. Na ich miejscu bardziej pilnował bym dzieciaków, zwłaszcza przy takich oczkach. Nie ma znaczenia czy są głębokie, jeżeli któryś z nich by wpadł i spanikował. Ta myśl trafiła mnie prosto w moralność. Postanowiłem zaufać przeczuciu i jeszcze chwilę poobserwować gromadkę, żeby mieć pewność że nie wpadną na nic głupiego. Zmrużyłem oczy, żeby lepiej widzieć jak podbiegają z rozpędu do brzegu i z ostrożnością wchodzą na warstwę lodu pokrywającą większość oczka. Ostatni raz rzuciłem spojrzeniem na dorosłe wilki i skierowałem się na drugi brzeg. Może niepotrzebnie się martwiłem.
Wbiłem wzrok w tafle lekko falującej wody. Lód nie był krystalicznie czysty, więc ciężko było ocenić głębokość.
Dalszy plan polegał na znalezieniu otworu w lodzie, przez który mógłbym spróbować złapać choć jedną rybę. Część z szukaniem była prosta, reszta nie była już taka przyjemna. Otwór jaki znalazłem był na tyle szeroki że mógłbym cały tam wskoczyć. Ale co to, to nie. Położyłem się, cierpliwie obserwując ruchy skąpej ławicy ryb. Czekałem, aż któraś z nich podpłynie bliżej powierzchni, tak że z łatwością dam radę ją schwytać w zęby. Moje skupienie było na tyle zajmujące, że nawet nie słyszałem jak ktoś zaszedł mnie od tyłu. A dokładniej, kulka śniegu która z pustym dźwiękiem rozbiła się na moim karku. Wzdrygnąłem się, niemal nie kończąc w lodowatej wodzie. Przez chwilę próbowałem ogarnąć co się stało, ale kiedy zza jednego z drzew wyłonił mi się widok ucieszonych, fioletowo złotych oczu, humor od razu mi się jakoś tak poprawił. Próbowałem ukryć uśmiech, zachowując powagę i zdezorientowanie. Niech myśli, że jej nie widzę.
Odchrząknąłem teatralnie, powoli wstając i rozciągając się. Kątem oka widziałem, że wadera schowała się z powrotem co dało mi szansę na zniknięcie jej z oczu i zajście jej od tyłu. Skradałem się tak cicho, jak tylko mogłem, będąc pewnym że mam wszystko pod kontrolą..
Cóż, chyba to Ona powinna być mózgiem operacji bo kiedy z wrzaskiem wyskoczyłem zza ukrycia w celu jej wystraszenia, to ona zleciała nagle z nieba, przyprawiając mnie o zawał serca. Złapałem się za pierś, otwierając szeroko pysk. Powoli opadłem na ziemię, na koniec wystawiając język dla dodania pikanterii mojej śmierci.

<Ametrine? Może usta usta by drania ożywiło>

Słowa: 970 = 54 KŁ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics