poniedziałek, 28 lutego 2022

Od Lys i Tin CD. Vallieany

Wszystko szło tak ładnie i gładko, dlaczego nie mogło więc tak zostać? Najpierw, zanim zrozumieć, co się w ogóle stało, postanowiły znaleźć Vallieanę, którą zupełnie straciły z oczu. Desperacko.
– Vallieana! – pisnęły zmartwione.
Ich głowa kilka razy obróciła się we wszystkich możliwych kierunkach, na tyle, na ile zakres jej ruchu im na to pozwalał. Postawiły kilka kroków, praktycznie dreptając w kółko, właściwie tak szybko, że nie były się w stanie skupić na żadnym konkretnym szczególe. Zwolniły więc, biorąc głęboki wdech. Spojrzały jeszcze raz pod swoje futrzaste łapy. A potem dookoła, zahaczając wzrokiem o wszystkie drzewa, jakie rosły w pobliżu. Prawie się zaplątały we własne nogi, w ostatniej chwili z powrotem łapiąc równowagę.
To przecież nie mogło być aż takie trudne…
– Valli? No weź, schowałaś się gdzieś? – dobrze wiedziały, że to raczej nie był możliwy scenariusz – nie mogłaś tak nagle zniknąć! – jęknęły wręcz płaczliwie.
Tin zaczynała się stresować, co odczuwała też Lys. Rozbiegane oczy już nie wiedziały, gdzie spocząć. Oddech im przyspieszył, a kończyny zaczęły jakby drżeć. Albo im się wydawało? Już nic nie wiedziały. Jak to się mogło w ogóle stać?
I wtedy omal nie stanęło im serce. Gdy nagle na ich pyszczku wręcz po prostu zmaterializowała się niewielka łasiczka, bo nie zorientowały się nawet, kiedy ta wspinała się po ich ciele, z ich krtani wyrwał się zaskoczony krzyk. Zwierzątko wyglądało zupełnie tak, jakby ściągnąć skórę z Vallieany i naciągnąć tak, żeby pasowała na gronostaja. W dodatku nawet imię miała takie samo…
Zaraz…
– Vallieana?!
Myślały, że już wcześniej nic nie rozumiały, ale teraz było jeszcze gorzej. Starały się skupić na tym, co Valli-gronostaj próbowała im przekazać.
– Naszyjnik? – powtórzyły głucho, żeby lepiej to przetrawić – oh tak, tak, już! Gdzie on jest?
Pokiwały energicznie głową, zaraz jednak opamiętały się, widząc, że już-nie-wadera prawie przez to spadła. Złote tęczówki powędrowały torem wskazanym przez malutką łapkę. Zmrużyły powieki odrobinę, aż zauważyły w białym puchu niewielkie wgłębienie. Zaraz pokierowały prędko swoje kroki właśnie tam, trochę chaotycznie, ale pokierowały. Ich nos zanurkował w śniegu, a przy okazji Valli mogła swobodnie zeskoczyć z ich kufy. Ostrożnie chwyciły zagubiony naszyjnik w zęby, potem zakładając go na niewielką szyję. Był trochę za duży… No nic! Ważniejsze sprawy się działy. Przestąpiły nerwowo z łapy na łapę.
– O co chodzi? Jak to się stało? Dlaczego? Dlaczego gronostaj? Jak ci pomóc? Naprawić? – Tin wyrzuciła z pyszczka lawinę pytań.
Jakby liczyła, że Vallieana wie więcej od niej, jakkolwiek byłoby to możliwe.

<Vall?>
Słowa: 400 = 25 KŁ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics