sobota, 19 lutego 2022

Od Artema, CD. Vallieany

Składałem właśnie pisemny raport do Dowódcy. W ostatnich dniach, sporo działo się złego, zwłaszcza nocą. Niestety, są momenty w których nawet stróże nie mogą dopilnować wszystkiego. większość moich współpracowników została wysłana na zwiad parami, tak dla bezpieczeństwa. Mi przypadł mniej doświadczony kolega, miałem za zadanie pokazać mu co i jak z nadzieją że nauczy się czegoś nowego. Nie czułem się w żaden sposób przy "władzy" nad nim ale też czułem się za niego odpowiedzialny. Zdołałem poznać go wczoraj. Pewny siebie, uważny, miał niezwykle rozwinięty słuch. Jednak brakowało mu jednego - spokoju. Był dosyć porywczy co utrudniło nam pracę, gdyż wdał się w bezsensowną bójkę, z której sprawozdanie musiałem napisać. Skończyło się na pouczeniu dla niego, a dla mnie małe skarcenie za nieutrzymanie go w ryzach. Dziś więc chciałem nadrobić to co złe, wygłaszając mu kazanie. Wyszliśmy z chaty dowódcy i przystanęliśmy trochę dalej. Widziałem po nim, że poczuł się jak szczeniak który narozrabiał. 
- Marv, nie jesteś dzieciakiem, ja to wiem, ty to wiesz. Więc zachowuj się jak dorosły i weź na klatę to co do ciebie mówię. Nie może powtórzyć się to co wczoraj, bo wywalą nas obu, rozumiemy się?- Rzekłem twardo, mając nadzieję że zrozumie o co się rozchodzi. - Sam rób co chcesz, ale nie chce żebym ja miał przez to problemy. - Cóż, w mojej głowie zabrzmiało to mniej ostro. Basior głęboko westchnął, a w końcu kiwnął głową.
- Postaram się. - Powiedział, jak mniemam niechętnie. Zaciskał zęby, to świadczyło że nie bardzo pasuje mu ten układ.
- Jesteś młody, dużo się musisz nauczyć. Czasem trzeba spuścić głowę i przyznać się do błędu. W końcu to zrozumiesz. A teraz chodź. Trzeba odpocząć, a do nocy nie zostało wiele czasu. - wstałem, czekając na jego ruch. No dobra, podpadł mi i nie byłem z tego zadowolony, ale trochę mu współczułem. Nikt chyba nie lubi jak ktoś jest na niego zły. Chciałem spróbować mu pomóc zamiast ciągle go karcić, bo mimo wszystko jesteśmy partnerami.
Spojrzał na mnie spod byka.
- Chodź coś zjeść. Znam dosyć przyjemne miejsce. - ruszyłem głową, powoli odchodząc. Chwila minęła zanim usłyszałem za mną szybkie dreptanie.

~*~

Zabrałem basiora do pobliskiej karczmy. Na ogół nie lubię tutejszego jedzenia, te wszystkie przyprawy i tak dalej... Ale miałem jedno danie które wyjątkowo podbiło moje serce. Przywitałem się z karczmarzem, kojarzył mnie, kilka razy pomogłem mu z niezbyt spokojnymi klientami. Był nieco zdziwiony że przyprowadziłem kogoś ze mną, ale po krótkim przedstawieniu sobie panów, atmosfera przybrała przyjemną, a nawet przytulną aurę. Po otrzymaniu jedzenia, usiedliśmy na poboczu. Muszę przyznać, że postawa Marv'a była całkiem inna niż ta na służbie. Był zdecydowanie bardziej wyluzowany, trochę się nawet pośmialiśmy. Czułem, że trochę się do mnie przekonał. Było tak fajnie, że prawie spóźniliśmy się do pracy.
Zaczęliśmy zmianę bardzo spokojnie. Do patrolowania znowu przypadło nam Centrum. Tu najwięcej się dzieje, więc tutaj najlepiej jest nauczyć się zawodu. W pewnym momencie, Marv zaproponował że możemy się rozdzielić i tym samym przeszukać większy teren, szybciej niż jakbyśmy szli razem. Zadowolił mnie fakt, że chciał coś zrobić sam. Ale... No właśnie. Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, wilk w mgnieniu oka zniknął mi z oczu. Z oddali usłyszałem tylko "nie martw się!". No tak, już się nie martwię, wszystkie smutku zażegnane. Pokręciłem głową, głęboko wzdychając.
Gdy już przeszedłem większość mojej trasy, w żołądku poczułem dziwny ścisk. Jakby coś miało być nie tak. Od razu pomyślałem o partnerze i o tym, że lepiej posłuchać instynktu. Wolałem upewnić się, że w nic się nie wpakował. Z lekkim zdenerwowaniem wsłuchiwałem się w odgłosy otoczenia. Bardziej mi to wychodziło niż próba wywęszenia wilka. Oprócz podmuchów wiatru, kropel deszczu naprzemiennego ze śniegiem, słyszałem coś jeszcze. Nastawiłem uszy, maksymalnie się prostując. Zaniepokoił mnie odgłos biegu i krzyk, a chcąc być tam szybciej, chciałem podlecieć...Ale "uciekinier" zaskoczył mnie szybciej niż się spodziewałem. Chociaż nieco się zdziwiłem...w zasadzie, poczułem jakby ktoś uderzył we mnie średniej wielkości poduszką, która pod wpływem siły odbiła się ode mnie, robiąc krzywdę sobie, a nie mi. Jeśli taki był zamysł. Od razu podbiegłem pomóc. Szybko przerwałem przemyślenia, widząc stan wadery. Była zziębnięta, zziajana i po tym upadku pewnie obolała. Nie dziwię się że jej nie zauważyłem, mimo swojego czarnego futra, zlewała się z dosyć ciemnym odcinkiem drogi. Ale to co się wyróżniało, to jasne, mroźne oczy które dalej miały w sobie krztę strachu. Dałem jej chwilę na odsapnięcie, rozglądając się dookoła. Niestety, nie widziałem niczego co spowodowałoby u niej taką panikę.
- Czy mógłby Pan, proszę, odprowadzić mnie do najbliższego zajazdu?- Spytała, po krótkiej wymianie zdań. Widząc jej stan, nawet na myśl nie przyszło mi żeby odmówić. Jej płaszcz z sarniej skóry był już na tyle przemoczony, że nie trzymał żadnego ciepła. 
- Tak ,oczywiście.- Odpowiedziałem, zrzucając z siebie swój płaszcz. Okryłem nim drobną waderę, pomagając jej utrzymać się na nogach.- Nie chciałbym Pani denerwować, ale nalegam abyśmy poszli do medyka. To był dosyć mocny...cios.
- Nie, trzeba...muszę się tylko ogrzać.- Odrzekła słabo. Zgodziłem się, w myśli krzyżując palce. Jeśli coś się stanie, niestety to będzie jedyna słuszna opcja. Najlepszym i najbliższym miejscem do którego mógłbym ją zaprowadzić, jest karczma w której byliśmy z Marv'em. Co do niego...po drodze, ciągle rozglądałem się mając nadzieję że się na niego natknę. Jeśli nie, będzie musiał poradzić sobie sam póki upewnię się że nieznajoma wadera ma zapewnioną opiekę. wierzyłem, że da sobie radę. 
 Czułem, że wadera słabnie z każdym krokiem. Kiedy byliśmy prawie na miejscu, ledwo trzymała się na łapach, więc wziąłem ją na plecy. Karczma była już zamknięta, ale mimo to zapukałem w drewniane drzwi. Głośno, kilka razy, dla pewności. Właściciel otworzył z ponurą, zmęczoną miną. 
- Wypier....O, Artem!- Rozszerzył oczy.- Co ty tu robisz?- Pokręcił głową. Zgaduję że dopiero wstał, więc dezorientacja jest jak najbardziej zrozumiała. Wystarczyło że dojrzał drżącą waderę, żeby bez większego namysłu wpuścić mnie do środka.- Połóż ją tam. Lia, rozpal w piecu!- W momencie kiedy sam wleciał na piętro, jego żona rozpaliła w kominku stojącym w kącie na końcu pomieszczenia. Ja natomiast, położyłem ją na dywaniku leżącym blisko niego, żeby mogła od razu się ocieplić. Karczmarz przyniósł ciepłą wodę. Wadera musiała być bardzo spragniona, bo wypiła cały dzbanek w kilka sekund. Kaszlała i trzęsła się, mimo iż spędziła przy ogniu kilka minut. Przykryliśmy ją kocem. Sytuacja nieco się uspokoiła, a sam byłem winny jakieś wytłumaczenia. Wziąłem właściciela na słowo, podczas kiedy jego żona z uśmiechem obiecała że dalej się nią zajmie.
Poszliśmy na piętro, gdzie były pokoje do wynajęcia. stanęliśmy na korytarzu, dalej mając widok na niższe piętro.
- Kaer, przepraszam Cię za to najście- zacząłem do razu. - Byłem na patrolu, a ona nagle we mnie wpadła. Mówiła że ktoś ją gonił. Nikogo nie widziałem. I nie chciała iść do medyka...poza tym, to daleko, nie wiem czy dałaby radę.- Basior chwilę zastanawiał się, jak zareagować. Jego mina mówiła tysiąc różnych słów.
- Masz pewność że nikt was nie śledził? - Spytał niepewnie. 
- nikogo nie widziałem. Ale i tak muszę wyjść poszukać Marv'a, przy okazji sprawdzę czy jest bezpiecznie.- Zapewniłem go. - Zajmijcie się nią, wrócę jak najszybciej się da i zabiorę ją do medyka. 
- Idź ty.- Machnął ręką - przygotuję dla niej coś do jedzenia...
- Kaer mordo, jesteś wielki. - Uśmiechnąłem się szeroko.- Obiecuję że się odwdzięczę!- Rzuciłem na odchodne, schodząc schodami w dół. W tym krótkim momencie, niebieskooka wadera zdążyła zasnąć. Podszedłem do Lii.- Co z nią?
- Lepiej. Już się nie trzęsie. Będę przy niej siedzieć.
- Dobrze, dziękuję wam. Niedługo wrócę.- Pożegnałem się, wychodząc na zewnątrz. Miałem nadzieję, że wszystko dobrze się skończy. A teraz, miałem w planach szukać Marv'a.

<Vallieana? Szkoda tylko, że wszystkie się przy tym muszą zranić XD>
Słowa: 1234 = 82 KŁ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics