piątek, 27 stycznia 2023

Od Moridmera, CD. Vallieany

Od informatora dostałem kilka wskazówek na temat mojego obiektu obserwacji. Dziesięcioletnia wilczyca, rasy Zerdin, zielarka zamieszkała w dystrykcie II, charakterystyczna czarno-biała samica z bardzo silną magią. Informacji o niej było nie wiele, z tego względu, że były zbierane na szybko. Samica nigdy nie wystąpiła w żadnym temacie Krwistych, była niczym kropelką wody w oceanie ropy: nawet, gdyby się pojawiła, nikt jej by nie zauważył.
Samica od trzech dni leżała w szpitalu. Tylko raz do mniej przyszedłem. Zobaczyłem jej pysk przez szklane wejście, po czym wszedłem do jej sali. W pomieszczeniu były jeszcze trzy wilki, tylko jeden miał otwarte oczy i mi się przyglądał.
- Trafiła w ciężkim stanie – skomentował przyglądający mi się wilk. Zerknąłem na niego kątem oka, a potem przyjrzałem się samicy.
- To nie ona – powiedziałem na głos, po czym odwróciłem się do niej plecami.
- Hm? – nieznajomy chciał wiedzieć, o czym mówiłem.
- Szukam kogoś innego, myślałem, że to ona – skłamałem, po czym wyszedłem z sali i skierowałem się do wyjścia. Okłamałem nieznajomego po to, aby przypadkiem, gdy samica się wybudzi, nie zechciałby się z nią podzielić informacją, że ktoś ją odwiedził.
Na moje szczęście nieznajomy wilk wyszedł dwa dni później, przed jej otwarciem oczu.

Potem już nie przyszedłem. Kontrolowałem wyłącznie moment, w którym opuści lecznice. Podczas gdy ja mogłem spokojnie siedzieć i czekać, ponieważ wilczycy nie groziło żadne niebezpieczeństwo na razie, inni nie mieli tak lekko. Do odnalezienia mordercy wyznaczono kilka wilków, które pracowały dzień i noc. Zbieranie informacji było najlżejszą częścią ich zadania. Najciężej było stanowić ochronę dla naszych lekarzy tak, aby o niczym się nie dowiedzieli.
Cieszyłem się, że moje zadanie było łatwe – przynajmniej na początku.

Czarno-biała istota w końcu wyszła ze szpitala. Mimo, że mogła długo spać, wyglądała na zmęczoną. Przyglądałem się jej z daleka. Nie sądziłem, aby mogło jej się teraz cokolwiek stać: tak w biały dzień, na otwartej przestrzeni, wypełnionej innymi wilkami, będących idealnymi świadkami morderstwa. Samica najpierw zaszła do swojego domu: przynajmniej tak mogłem twierdzić, skoro zawitała do II dystryktu i jakby nigdy nic wkroczyła w progi mieszkania. W tym czasie ja postanowiłem coś zjeść. Niedaleko jej domu znajdowała się mała restauracyjka, w której serwowali owoce morza: mimo, że nie byłem ich miłośnikiem, łosoś przechodził mi przez gardło bez problemu. Po za tym trzeba jeść ryby, jak to mama mówiła.
W lokalu usiadłem tak, aby mieć oko na jej drzwi. Po zjedzonym posiłku, czekałem na nią jeszcze kilka minut, aż postanowiła wyjść na świeże powietrze. Ruszyłem za nią, zastanawiając się, czy takie śledzenie miało jakiś większy sens. Bezpieczniejsza będzie, jeśli będę miał ją na oku, ale takie śledzenie prędzej czy później wykryje, w końcu każdy z nas (albo przynajmniej większość) czuje, gdy jest ktoś nas obserwuje. Samica w końcu nabierze podejrzeń, będzie kojarzyła moją aparycję, aż w końcu weźmie mnie za jej oprawcę. Nie było mi to na łapę, więc postanowiłem spróbować czegoś innego: poznać ją.
Wilczyca weszła do karczmy, a ja za nią po kilku chwilach. Stała przy ladzie i zaczepiła karczmarza. Bez ogródek usiadłem trzy miejsca od niej, również po to, aby wiedzieć, o czym rozmawiają.
- …torby? – usłyszałem końcówkę jej wypowiedzieli. Szary wilk stojący przy butelkach popatrzył na samicę, przez chwilę się zastanowił, po czym pokręcił głową.
- Jeśli zostawiłaś tutaj cokolwiek, prawdopodobnie ktoś już to sobie wziął – skomentował, po czym wrócił do obsługiwania klientów. Wilczyca zmarnowała westchnęła.
- Zgubiłaś torbę? – odezwałem się do niej.

<Vallieana?>
 
Słowa: 553 = 33 KŁ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics