środa, 25 stycznia 2023

Od Vallieany, CD. Jastesa

Polowanie przebiegło pomyślnie, jak niewiele rzeczy w ostatnich dniach Jastesa i Vallieany. Wilki dorwały młodą lochę, która nie zdążyła jeszcze w życiu się wyprosić, teraz przynajmniej stanowiła smaczny posiłek dla drapieżników. Ostateczny cios zadał Jastes, jak i również on wziął na siebie zadanie polegające na dotaszczeniu zwierzęcia do domu Vallieany, gdzie już ona sama pięknie oprawiła truchło na równe części. Potem mogli w spokoju zjeść, ciesząc się względnym spokojem i swoim własnym towarzystwem. Niebieskooka z zaangażowaniem opowiada o zabawnych historiach ze swojego życia, a i Sivarius zaskakująco chętnie wtrącał anegdoty ze swojego. Wyglądał na dużo bardziej rozluźnionego niż przed paroma godzinami, jakby poważna rozmowa i następujące po niej polowanie rzeczywiście uwolniły go z zalegających na jego grzbiecie obaw. Więc kiedy on szczerze się uśmiechał, ona zaraz te uśmiechy odwzajemniała. Znów było miło. 

Choć przez chwilę. 


– Masz ten. To bardzo popularny środek uspokajający, nie ma skutków ubocznych. Zaczniemy od małej ilości, pij jeden kubek na godzinę przed snem przez następne trzy dni. Jak to nie pomoże, to zwiększymy dawkę lub dobierzemy coś innego – wilczyca sięgnęła na szczyt jednej z półek na najwyższym piętrze swojego mieszkania. 

Oświetlenie z pomarańczowych kryształów otulało całą jej sylwetkę, kiedy wyjęła z pudełka kilka saszetek z widocznymi w środku ziołami i przełożyła je do mniejszego woreczka. Pudełko wróciło na swoje miejsce, a woreczek przesunął się prosto do poselskiej torby złotookiego, która leżała otwarta pod ścianą, gdy jej właściciel zajmował się zabezpieczaniem swojej części przydzielonego mu posiłku. Rzucił okiem na towarzyszkę i nieśmiało się uśmiechnął. Kiedy już doszło do momentu w którym mieli się rozdzielić, znów zdawał się zmęczony i starszy niż był w rzeczywistości. 

– Dziękuję, Valli – rzucił i stanął przodem do niej – Ile kosztuje taka… przyjemność?

Wilczyca roześmiała się krótko i szturchnęła go łapą.

– Dla przyjaciół? Bezcenna.

Jastes chwilę patrzył na jej pysk.

– To twoja praca, nie wygłupiaj się – znów ten słaby uśmiech.

– Nie martw się, mój biznes na tym nie ucierpi, a jedyne czego chcę to zobaczyć, że jest u ciebie lepiej. Zresztą podejrzewam, że jeszcze nieraz zdążysz mi się odwdzięczyć.

Widząc szczere, prostolinijnie pozytywne nastawienie wilczycy, Sivarius więcej nie oponował.

– Zgoda. Dziękuję więc za zioła… polowanie… i rozmowę.

– Też dziękuję za wspólnie spędzony dzień. 

Jastes założył torbę na bok, a obwiązane i zabezpieczone części dzika już zwisały z obu stron jego szyi. Poprawił się i przeciągnął. Oboje w końcu wyszli na zewnątrz, gdzie jedyny ślad pozostały po słońcu był rozciągającą się po nieboskłonie różowo-pomarańczową łuną. Mimo wszystko przyroda była tego dnia spokojna. Sivarius odwrócił się jeszcze jeden raz, kiedy niebieskooka stała w wyjściu, a po obu jej stronach zwisały luźne, grube pnącza obfitujące w liście.

– Odwiedź mnie niedługo. To polecenie od twojego zielarza – rzuciła niby od niechcenia, jednak z zaczepnym uśmieszkiem na smukłym pyszczku. W odpowiedzi usłyszała lekkie parsknięcie.

– A może to ty mnie w końcu odwiedzisz? Za każdym razem to ja przychodzę.

– Hm? Tam koło Symfonii Północy?– czarne uszy zastrzygły w zaciekawieniu, a jej ogon zabujał się na boki z entuzjazmem. Jak mogłaby odmówić? – Zgoda. Za trzy dni?

– Za trzy dni – odparł wilk, kiwając głową. 


W ten sposób minęły niecałe dwa miesiące sielanki, podczas których Vallieana i Jastes spotykali się niejednokrotnie. Koszmary basiora odpuściły, a on mógł spać ku zadowoleniu swojemu i Vallieany. Udało im się. Byli, aż strach powiedzieć, szczęśliwi i naprawdę zdołali uwierzyć, że demoniczny byt dał sobie spokój na dobre. Zginął, rozwiał się w eterze, przepadł i go nie było. Nie na żywo, nie w snach. 

Jednak to nie było takie proste. 

Nie tak szybko i nie tak łatwo.

Uderzyło jak grom z jasnego nieba, a raczej z otchłani najgłębszych oceanów. Zimne i śliskie. Przerażające aż do głębi. Bolało. Czuła fizyczny ból, gdy tylko otworzyła oczy. Zerwała się w środku nocy ze swojego posłania i nie zważając na okoliczności popędziła na złamanie karku do domu Adrila – jedynego bezpiecznego miejsca, które tylko przyszło jej na myśl.

To tylko koszmar, przekonywała sama siebie w biegu, pazernie łapiąc kolejne wdechy. Była nagle dzieckiem uciekającym przed wyimaginowanym potworem, czającym się w ciemności. Wciąż czuła go na karku. Był za nią. Przez cały czas.

Tylko… tylko koszmar… koszmar…

Najprawdziwszy koszmar


Już widziała chatę Adrila. Już chciała wbiec do środka, zerwać zielarza z łóżka, schować się pod stołem. Ukryć przed prześladowcą, zniknąć dla świata, pozbyć się niechcianego, obrzydliwego dotyku, wzroku, oddechu, które wciąż przy niej były. Otaczały z każdej strony. Obejmowały szyję i pierś, zatapiając swoje chude, zimne palce w jej sierści.

I wtedy dostrzegła Jastesa. 

On… on też…

Zaczęła się jąkać jak oszalała, próbując wykaszleć słowa, które nie miały sensu, lecz ratunek nadszedł. Stary Sivarius, jakby prowadzony rodzicielską intuicją otworzył drzwi do swojego mieszkania, a jego brwi były groźnie zmarszczone, zdradzając głęboki niepokój.

– Wy… – bąknął zmieszany, lecz zaraz urwał, widząc stan w jakim była Vallieana, a następnie spojrzał na Jastesa, którego łapy niekontrolowanie drżały, gdy przez cały czas impulsywnie przełykał ślinę. Było źle – Do środka – zarządził 

– Miejsce. – wybełkotał niespodziewanie złotooki. Wadera poderwała łeb jakby oblana wrzątkiem. 

– Jaskinia… – doprecyzowała.

– W trzecim dystrykcie…

Obie pary oczu zwróciły się na starego basiora.

– Adril, wydarzy się coś bardzo, bardzo złego…


<Jastes?>

Słowa: 831 = 47 KŁ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics