niedziela, 20 września 2020

Od Aidena

 Noc wydawała się jakaś piękna. Błąkając się po lesie bez celu w nerwach w końcu usiadłem pod jakimś krzakiem i spojrzałem przed siebie. Ciemność. Drzewa. Gwiazdy. Blask księżyca zaglądający przed korony drzew tutaj, na ziemię, gdzie wszystko jest inne niż tam - wysoko. Wróciły do mnie wspomnienia ojca, matki, brata... Chyba nigdy do końca o tym nie zapomnę. Przychodzi to do mnie w najmniej oczekiwanym momencie, kiedy wydaje mi się, że to już koniec historii z nimi. Czasem zastanawiam się jak potoczyło by się moje życie, gdyby nie ta bójka, gdyby nie ojciec, gdyby nie moja decyzja o tej okropnej samotności. Bałem się, że nigdy nie znajdę partnerki, nie będę miał potomstwa i nie zaznam szczęścia, albo stanę się tyranem jak wilk zwany moim ojcem... Bałem się. Tak mocno się bałem, że ze strachu moje oczy spowił sen.
Obudziłem się w tym samym miejscu, w tej samej pozycji, w której zasnąłem tej nocy. Otworzyłem oczy i spojrzałem przed siebie w ten sam sposób, kiedy moje myśli były pełne przeszłością. W końcu wstałem i przeciągnąłem się. Rozglądając się za czymś do przekąszenia zobaczyłem wiewiórkę. Była dość blisko mnie. Czułem, jakby w ogóle się mnie nie bała, a wręcz starała się w jakiś sposób pocieszyć i skontaktować. Radośnie machała łapkami i wyciągała w moją stronę orzeszka, którego wcześniej wyjęła zza ogona. Była urocza.
- Co tu robisz tak wcześnie rano? - zapytałem ją, a raczej siebie, bo ona i tak nic nie była w stanie odpowiedzieć. Mimo to radośnie machała rączkami i zachęcała mnie, abym za nią szedł. W moim brzuchu rozległo się głośne burczenie, ale ignorowałem je. Byłem zainteresowany moim nowym, wiewiórkowatym przyjacielem. W końcu malutka istotka obróciła się szybko i zaczęła biec. Zaintrygowało mnie to jeszcze bardziej niż fakt, że zamiast jej zjeść to próbuję z nią porozmawiać. Absurd. Biegłem i biegłem nie mogąc jej dogonić. Omijałem zawalone drzewa, przeciskałem się miedzy większy kamieniami i przebiegała przez krzewy i rozgałęzione, małe drzewka. W końcu wiewióra zatrzymała się na skraju lasu, przysiadła na głazie i wskazała mi łapką drogę przed siebie.
- Mam tam biec? - zapytałem zaskoczony, na co ta pokiwałam głową. Podarowała mi dwa orzechy i pomachała na pożegnanie po czym zniknęła w lesie. Szok. Co jest ze mną nie tak? Mimo to, posłuchałem wiewiórki i ile mogłem tyle biegłem. Nie mam pojęcia ile to zajęło, bo mijałem wiele różnych terenów, wiele łąk, lasów i nieco bardziej skalistych miejsc, aż w końcu dobiegłem. W oddali zobaczyłem wilka albo wilczycę. Nie zwróciłem uwagi, ponieważ mój wzrok bardziej skupiał się na tym pięknym miejscu. Rozejrzałem się dookoła i nie mogłem uwierzyć, że zadziwi mnie jeszcze jakieś miejsce bo tej bezdomnej tułaczce, która tyle trwała. Odwróciłem się i nagle przede mnie stanął wilk, jakby wyszedł spod ziemi. Zmieszany cofnąłem się o krok, ale wilk zatrzymał mnie i powiedział...


<Ktoś?>

Słowa: 461 = 28KŁ

2 komentarze:

Layout by Netka Sidereum Graphics