sobota, 12 września 2020

Od Jastesa CD. Nevt

Ostrzegawczy krzyk wadery wywołał natychmiastowe spięcie w całym moim ciele i szybsze bicie serca, jednak nie zdołał omotać mojego umysłu paniką która, choć miała na to duże zakusy, została szybko wypchnięta i zastąpiona ostrożnością oraz adrenaliną. Nie tracąc sekundy doskoczyłem do Nevt, która skupiwszy uwagę na niebezpiecznym obiekcie, nie zareagowała w żaden sposób na mój ruch, tylko intensywnie i niemal bez mrugania wpatrywała się w buteleczkę. Już chciałem chwycić kolbę wiatrem i wyrzucić ją jak najdalej od nas, lecz moja "piąta łapa" nagle natrafiła na jakiś silny opór, barierę odgradzającą ją od mogącego w każdej chwili wybuchnąć przedmiotu. Wiatr kierowany mą wolą zaatakował tę ekscentryczną granicę ze wszystkich stron, lecz nie miała ona żadnego słabego punktu, żadnej usterki, jakiejkolwiek dziury. Otworzyłem pysk, by ostrzec waderę, lecz świadomość sytuacji dopadła mnie zanim zdążyłem wyrzec choćby słowo. Byłem pewny, że tajemnicza bariera była sprawką stojącej obok mnie Nevt. Jak bowiem inaczej wytłumaczyć jej nieruchomą postawę, skupiony w jednym punkcie wzrok, nagłe milczenie  i względny spokój?
-Wydaje się, że póki co nie ma zamiaru wybuchnąć.- powiedziała, po czym buteleczka jakby sama z siebie obróciła się w powietrzu, będąc jedynym obiektem zainteresowania nowo poznanej wadery. Teraz byłem już pewien, że to ona jest sprawcą tego dziwnego widoku, lecz przyjąłem to z chłodną akceptacją, nie pozwalając by jakakolwiek oznaka emocji ukazała się na profesjonalnej masce posłońca, który z braku poważniejszych zadań został listonoszem.
To nie tak, że nie lubiłem swojej pracy, po prostu...Byłem nią zmęczony. Dziesiątki wilczych obliczy przewijających się nieustannie niemal każdego dnia przed moimi oczami. Ostre słowa, które jak osad zalegały na dnie mojego serca, jak resztki zapychające rurę spokoju powstrzymywały przepływ pewności siebie. Przeniesienie ważnego poselstwa z miejsca A do B było wybawieniem od nieustannej rutyny zmuszania się do pukania do czyichś drzwi oraz interakcji z tyloma członkami Królestwa prawie każdego dnia przy szaleńczo tłuczącym się, podjudzanym przez lęk sercu.
-Bardzo, bardzo dziwne- moje smętne myśli, nie mające większego sensu żale i powolny opad świadomości, że zdecydowanie zbyt często i zbyt długo narzekam na wcale niezłą, dobrze płatną pracę, którą przecież sam wybrałem przerwało głośnie, lekko zaniepokojone i zdezorientowane stwierdzenie nowo poznanej wadery, która z przekrzywioną głową i zmarszczonymi brwiami nieustannie przyglądała się trzymanej w jej niewidzialnej mocy buteleczce o dziwnej i jednocześnie bardzo tajemniczej zawartości.
-Jest pan w stu procentach pewny, że to nie pomyłka? Oczywiście nie chcę negować pańskiej uwagi, jednak...-w duchu westchnąłem pod wpływem fali lekkiej irytacji. Jednak nie wywołały jej same słowa wadery, gdyż wiedziałem że ona sama zapewne była w szoku, tak samo jak ja. Nawet jeżeli paczka nie miała w pierwotnym założeniu trafić do zapisanego adresata, a więc wadery w której domu się znajdowałem, to otworzyć ją mógłby ktoś zupełnie inny i nie mieć tyle szczęścia co nasza dwójka. Nie ulegało bowiem wątpliwości, że jeżeli buteleczka rzeczywiście jest bombą, której wybuch mógłby być spowodowany przez najmniej znaczący czynnik, to zamysłem nadawcy mogłaby być próba, brzydki psikus, sprawdzenie umiejętności, zemsta, a nawet dalej idąc- morderstwo. Sama ta myśl wywołała zimny dreszcz w moim ciele, lecz nie odrzuciłem jej. W końcu trzeba być przygotowanym na wszystko.
Byłem zły na siebie. Ta sytuacja nie powinna, nie mogła się zdarzyć. Nie dzisiaj i zdecydowanie nie przy moim udziale. Aż strach pomyśleć co by się stało, gdyby bomba wybuchła i wymazała naszą egzystencję z księgi żywych albo, co gorsza, była przyczyną śmierci samej Nevt. Lepiej byłoby samemu umrzeć niż do końca swych dni obwiniać się za spowodowany nieuwagą zgon adresata, być wytykanym palcami, z pewnością wyrzuconym ze stanowiska i być może nawet wykluczonym ze społeczeństwa. Gdyby to się stało z pewnością większość winy wziąłbym na siebie, jednak teraz w mojej głowie pojawiła się jasna, paląca myśl, że ktoś dzieli ją wraz ze mną, w o wiele większym stopniu. Ktoś przecież paczkę przepuścił przez swoje łapy bez zgłoszenia żadnych zastrzeżeń i puścił ją w obieg. Kim mogłaby być ta osoba która, być może, chciała przyczynić się do morderstwa? Jaki był jej cel? A wracając do swojej osoby, dlaczego sam nie zauważyłem, że paczka nie ma nadawcy? Przecież zawsze upewniam się, czy wszystkie ważne informacje są na miejscu.
Jednakże największa część winy należała bezdyskusyjnie do nadawcy. Nawet gdyby był to jakiś głupi bachor, któremu przyszedł do głowy idiotyczny pomysł.
-Nie jestem w stanie powiedzieć czy jest to pomyłka, jednak sądząc z zawartości i pani reakcji zapewne to jest przyczyną...Lecz nie możemy wykluczyć opcji, że paczka została specjalnie nadana na pani adres, by...-tu przerwałem, niepewny czy powinienem dzielić się swoimi spekulacjami. Jeżeli wadera jeszcze nie zaczęła zastanawiać się nad przyczyną mogłaby wpaść w panikę? Złość? Jakim prawem mógłbym sugerować coś tak okropnego, nie będąc pewnym swych słów?
-Być może się mnie pozbyć. Albo z jakiegokolwiek innego, nieznanego nam powodu.- całe szczęście Nevt była na tyle świadoma, że wybawiła mnie z kłopotu i niezręczności, co od razu uspokoiło nieco moje szaleńczo bijące serce.
-Nie wiem jak pan, lecz mnie bardzo intryguje ta sprawa. Nadawca sam prosi się o odkrycie jego tajemniczej tożsamości... - determinacja wypełniła jej oblicze wyraźnym światłem żelaznego postanowienia, a ja automatycznie zacząłem kręcić głową z niedowierzaniem.
-Pani Nevt. Czy naprawdę w pani głowie pojawiła się myśl rozwiązania na własną rękę? - spytałem, każde słowo przeciągając tak, by jak najlepiej ukazać niedorzeczność takiego postanowienia. Wadera jednak nie dała się zbyć.
-Jeżeli ta paczka została wysłana to nadawca albo miał wtyki, albo posłużył się swoją mocą, by zamącić niektórym w głowach. Co jeżeli zrobiłby to samo ze strażnikami lub wojskowymi? Uszłoby mu na sucho, a ktoś inny lub nawet my sami moglibyśmy ucierpieć.
-Skąd jednak mamy pewność, że nie jest to jakiś głupi żart?- drążyłem, niezbyt pewny co mam począć.
-Jeżeli to kawał, to naszym obowiązkiem jest upomnieć problematycznego obywatela i może gdzieś go zgłosić, by ktoś miał na niego oko.
-Czyli zakłada pani, że pomogę?
-W końcu tkwimy w tym razem- uśmiechnęła się lekko. - zrozumiem jeżeli się wycofasz, Jastesie. - westchnąłem. Jak miałbym ją zostawić samą sobie?
-A jeżeli to morderca? - rzuciłem ostatnią, najmocniejszą kartę. Nevt przekręciła głowę i poważnym wzrokiem wpatrzyła się w moje oczy.
-Wtedy zawiadomimy odpowiednie służby albo postąpimy według własnego uznania. Jednak najpierw musielibyśmy wytropić go, by nie zdradzić się i nie spowodować jego ucieczki. - zapadła chwila ciszy. Powolnym krokiem podszedłem do okna i niewidzącym spojrzeniem zapatrzyłem się w dal, starając się poukładać to wszystko w głowie.
-Pomoże mi pan? - w końcu milczenie zostało przerwane przez niemal niesłyszalne pytanie Nevt, a ja odwróciłem się w jej stronę i przez parę chwil jedynie przyglądałem. W końcu otworzyłem pysk i już miałem zgodzić się, co prawda z niewielkim bólem, gdy nagle przez okno wleciał długi patyk, który wywołał podmuch powietrza tuż przy moim lewym uchu i z łoskotem wylądował na podłodze, rozsypując wokół kawałki suchej kory.
-A to co? - spytała zdezorientowana wadera i oboje ostrożnie podeszliśmy do źródła zamieszania.
-Tu jest coś napisane- wymruczałem pod nosem, łapą wskazując na kawałek papieru, który zerwawszy się z patyka pod wpływem jego uderzenia o podłogę leżał w niedalekiej odległości, bijąc po oczach zapisanymi na nim krzywymi, dużymi literami.
Nevt ostrożnie uniosła go swoją mocą i wyprostowała na tyle, byśmy bez problemów mogli odczytać wiadomość.
-"Żegnajcie przegrani" - przeczytałem, po czym mój zszokowany wzrok spotkał się z szeroko otwartymi oczami mojej towarzyszki, która czym prędzej odwróciła się w stronę, tym razem dymiącej buteleczki. Krzyk "uwaga!" zamarł mi na pysku, gdy jasne światło oślepiło mnie, a po domu Nevt przetoczył się ogłuszający huk wybuchającej bomby, tak głośny że miałem wrażenie iż moje uszy krwawią.


<Nevt? Dokończyłam na telefonie w tym szpitalu, bo i tak już o wiele za długo czekasz>

Słowa: 1233 = 81 KŁ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics