Zastanawiał się czemu zdecydował się pomóc waderze. Jasne, wyglądała na zrozpaczoną ucieczką królika i chciał jej pomóc, jednak samo to zadanie wydawało mu się trochę... niepoważne. Być może był zbyt przyzwyczajony do misji, w których na każdym kroku czyhało niebezpieczeństwo. W ostatnim czasie naprawdę był magnesem na wszelkiego rodzaju przeszkody: złodziei, asasynów, wyrastające spod ziemi magiczne lodowe szpikulce, nawet demona, a pogoń za królikiem siliatijskim była w porównaniu z tym czymś wręcz, no, nierealnym. Miał tylko nadzieję, że nie wykracze sobie czegoś, co zmieni jego proste zadanie w piekło.
Podążał śladami uciekiniera, coraz bardziej wgłąb Obrzeży. Spod ścian lepianek wbijały się w niego niezbyt przyjazne spojrzenia okolicznych mieszkańców, którzy jednak ani raz nie zaczepili basiora. W końcu Jastes był posłańcem i zdarzało mu się przenosić albo dostarczać listy w granicach slumsów. Nie był zatem całkowicie obcy, lecz nie był też przyjacielem.
Dzielnica zaczynała się kończyć, a ślady, ku zaskoczeniu sivariusa, prowadziły dalej. Kiedy usłyszał, że wadera zgubiła trop na samym początku Obrzeży postawił na króliku krzyżyk. Szanse na przetrwanie w tym miejscu potencjalnego posiłku/szansy na wzbogacenie dla miejscowych były bardzo niewielkie, a w dodatku nie wiedział wtedy, że wadera była naprawdę kiepskim tropicielem. Zapowiadał się więc szybki spacer na zabicie nudy, teraz jednak bardziej przypominało mu to trening myśliwski, z czego w sumie był zadowolony. Nie wspominając już o tym, że robił dobry uczynek. Naprawdę miał nadzieję, że odnajdzie królika żywego, bo z łatwością mógł sobie wyobrazić reakcję wilczycy na złe wieści, a wolałby tego uniknąć. Nigdy nie wiedział jak się wtedy zachować i co powiedzieć, by rozmówca przyjął smutną dla niego wiadomość lepiej.
Ślady przekroczyły granicę drzew za miastem i prowadziły w las. Basior zastanawiał się przez chwilę czy nie lepiej byłoby pozwolić zwierzęciu żyć na wolności, szybko jednak zrezygnował z takiego myślenia. Króliki siliatijskie często hodowano, nie znały więc realiów innych niż niewola. Szybko zginąłby, zjedzony przez jakiegoś drapieżnika albo nawet przez wilka, nie znającego wartości tego stworzenia. O ile już coś go nie dopadło.
Te spekulacje wkrótce okazały się błędne, bowiem po chwili uszy basiora wykryły jakieś delikatne szuranie kilkadziesiąt metrów przed nim. Zbyt ciche na duże zwierzę. Jastes opadł nisko na łapy i bardzo powoli zaczął zbliżać się do źródła dźwięków. Skierował wiatr w swoją stronę i zaciągnął się powietrzem, wyczuwając charakterystyczny zapach. Jeszcze tylko kilka ostrożnych kroków i... basior wyskoczył zza krzaków, wprost na niespodziewającego się niczego królika. Ten pisnął przerażony i w sekundzie zebrał się do skoku, lecz Jastes przydusił go łapami na tyle delikatnie, na ile się dało, po czym złapał zwierzaka zębami, pilnując by w razie możliwości nie stała się mu żadna krzywda. Biedne stworzenie zamarło ze strachu i gdyby nie szybki oddech na podgardlu sivariusa, wydawałoby się, że umarło. Masz ogromne szczęście, mały, że cię jak dotąd nic nie dopadło, pomyślał wilk, odwracając się w stronę, z której przyszedł. Teraz pozostało tylko oddać zgubę właścicielce.
~*~
-Jeszcze raz bardzo panu dziękuję. Co ja bym zrobiła bez mojego skarba? Jak mogłeś mi to zrobić, maluchu, widzisz jak się o ciebie martwiłam?- z pyska wadery Malisabis nieustannie płynęły słowa, raz kierowane w stronę Jastesa, a chwilę później do króliczego uciekiniera, siedzącego już w przeznaczonym dla niego miejscu w domu wilczycy. Widać było, że nie posiadała się z radości.- Należy się panu nagroda. Proszę chwilę zaczekać.- nie zareagowała na próbę machnięcia łapą na pieniądze i na minutę zniknęła w głębi swojego domu. Kiedy wróciła, miała ze sobą mały woreczek z łuskami, który zaraz wręczyła Jastesowi.- Proszę i jeszcze raz dziękuję za pomoc. Niech bogowie mają pana w swojej opiece, panie Jastesie. - basior uśmiechnął się lekko, skinął głową, przejął lewitujący w jego stronę przedmiot i odparł:
-I panią również. Do widzenia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz