piątek, 19 sierpnia 2022

Od Mordimera, do Ametrine

 Spojrzałem na granatowe morze i na niebo o tym samym odcieniu niebieskiego, które sprawiało, że niebo i morze się łączyło. Gdyby nie statki płynące na horyzoncie, nie można by było stwierdzić, gdzie się kończy jedno, a rozpoczyna drugie. Zapowiadało się na deszcz, to była tylko kwestia czasu, nim pierwsze krople wody dotkną ziemi. To była jedna sprawa. Druga, o wiele ważniejsza, płynęła właśnie przed nami. Duży statek wypełniony różnymi drogocennościami, od zwykłych obrazów po złote wisiory. Zadanie specjalne dla najlepszych – czyli nie dla mnie. Ja się tylko załapałem, aby „podziwiać” mojego ojca w akcji. Statek był dobrze strzeżony; na wodzie, a potem na lądzie. Ryzyko jest warte swojej ceny, ale żeby je zmniejszy, w szeregi zabrano tylko najstarszych i najbardziej doświadczonych członków Krwistych. Z jednej strony powinienem być dumny, że mój ojciec jest za takiego uważany, z drugiej kiedy myślę o ich celu, duma momentalnie miesza się z żalem, a nawet w nim zanika.
Siedziałem przy dużej, starej, zardzewiałej kotwicy, obserwując wodę. Nadpływali. Plan był już opracowany. Każdy wiedział, gdzie ma się skryć, co zrobić, ile ma na to czasu. Okazywało się, że w takich momentach każda sekunda była ważna, każda sekunda mogła odegrać ważną rolę w twoim życiu lub najprościej rzecz ujmując: zdecydować czy przeżyjesz, czy umrzesz. Moim zadaniem była obserwacja i nauka. Miałem oglądać całe zajście, zastanawiać się nad ich każdym posunięciem, uczyć się ich sztuki walki, skradania się, kłamania i porywania. W tym celu ukrywałem się między skrzyniami – w cieniu. Nim jednak doszło do rozpoczęcia akcji, Hayli, najmniejsza samica w gronie ale o najostrzejszych zębach i pazurach, dostrzegła nieprzewidzianego gościa.
Skrzydlata wilczyca pojawiła się na moście. Rozglądała się na boki, jakby czegoś szukając.
- Zajmę się nią – dodała Hayli. Wszyscy przytaknęli, prócz mnie. Wiedziałem, jak to się mogło skończyć dla nieznajomej. Chociaż Hayli nie była pełna mordu i nie chciała pozabijać każdego na swej drodze (gdy nie pracowała), to jednak samica nie wiedziała co to jest charyzma, ani ile siły może włożyć w swoje czyny. Wszyscy jednak wiedzieli, że nie miała cierpliwości.
- Lepiej ja pójdę – odezwałem się.
- Zabrałem cię tu, abyś się uczył – powiedział ostro mój rodzic. Posłałem mu spokojne spojrzenie.
- Uczę się każdego dnia, a jeśli ta wilczyca będzie bardziej uparta, niż się wydaje, to Hayli ją rozerwie na strzępy i będą niepotrzebne kłopoty – wyjaśniłem.
- Niech młody idzie – odezwał się Cole, do którego częściej mówiłem „wujku” niż po imieniu. Wilk był starszy od mojego ojca i nadzwyczaj chętny do zabawy ze szczeniakami. – Wszyscy mamy co robić, nikt nie ma czasu na niezaproszonych gości – dodał, patrząc na mojego ojca, który tylko skinął głową i popchnął mnie w kierunku wadery. Hayli posłała mi niezadowolone spojrzenie, po czym wróciła do grupy. Gdy oni się rozproszyli i zajęli swoje miejsca, podszedłem do nieznajomej.
- Cześć. Szukasz czegoś? – zapytałem, zwracając na siebie jej uwagę. Wadera była niższa ode mnie, jednak przez skrzydła dawała odwrotne wrażenie. Miała futro w różnych odcieniach beżu, brązu i bieli. Fioletowe oczy zaczęły mi się przyglądać.
- Tak, szukam znajomego, często tu przesiaduje – wyjaśniła. – A ty…
- Jestem Morty – przedstawiłem się. – Jestem pewien, że nie ma tu twojego znajomego – samica pomachała ogonem.
- Skąd taka pewność?
- Właśnie płynie statek z innego regionu. W porcie jest masa straży. Jeden z nich kazał mi opuścić port. Podejrzewam, że albo płynie coś wartościowego albo ktoś ważny. W każdym razie tobie też każą stąd znikać – wyjaśniłem.

<Ametrine?>
Słowa: 550 = 33 KŁ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics