Lys wywróciła oczami na naiwność Tin. Ta odpowiedź była oczywista. Przecież to byłoby nieopłacalne, mówiła jej wcześniej dokładnie to samo o czyszczeniu potem ogona. Za dużo zachodu, nieopłacalne. Mimo wszystko poczuła jakąś satysfakcję z tego, że miała rację. "A nie mówiłam?" chciało się powiedzieć, ale ugryzła się w język. Nie czas teraz na to.
Z pytaniem basiora spojrzała gdzieś w dół. Poruszyła uchem, zmarszczyła nos, jakby to miało pomóc wykręcić jej się od odpowiedzi. Powinna teraz zostawić Tin na lodzie, żeby sama się tłumaczyła, a nie jeszcze ją ratować.
– Nie wiem, to był pomysł Tin – wypaliła, choć przecież on nie miał pojęcia, o kim mówiła.
I teraz nagle zdały sobie sprawę, jak cała ta sytuacja wyszła absurdalnie. Lys poczuła wstyd za dwóch. Jak mogła dopuścić do tego wszystkiego? Co pokusiło Tin? Trzeba było zatrzymać ją w domu. Zachowywała się czasem jak dziecko, a ona musiała jej pilnować jak surowy rodzic. Jedno wspólne ciało w tym wcale nie pomagało. Być może, że tak było jeszcze trudniej.
Już szykowała jakieś paskudnie dłużące się kazanie, które wygłosi, gdy tylko wrócą. I sama postara się o to, aby Tin następnym razem zastanowiła się dwa razy przed wykonaniem jakiegoś głupiego pomysłu.
A ona wcale nie czuła się winna. Przecież nikomu niczym nie zaszkodziły, a zaspokojona ciekawość to nic złego! Nie rozumiała, czemu Lys tak się zdenerwowała o to wszystko. To nic takiego… Jeszcze pokaże, że wyciągną z tego nawet jakieś korzyści. Może nawet nowego znajomego?
Właśnie! Obie wróciły uwagą do rudowłosego wilka. Pokiwał nieco niepewnie głową, zdawał się być wciąż zdezorientowany. Dziewczyny odchrząknęły, tylko odrobinę niezręcznie.
– My jesteśmy Lys i Tin – przedstawiły się w końcu, pochylając nieznacznie głowę.
Wypadało mieć to wreszcie za sobą. Widziały, jak w oczach basiora gaśnie nadzieja na zostanie w spokoju, ale zignorowały to, uśmiechając się łagodnie. Zdążyły zauważyć, że nie należał do zbyt towarzyskich, ale mimo to brnęły dalej, wcale się nie zrażając. Chęć naprawienia pierwszego wrażenia, jakie za sobą zostawiły, była silniejsza.
– Saki – odparł po chwili, uciekając gdzieś wzrokiem.
Teraz muszą coś wymyślić, żeby nie wyszło głupio, że uganiały się za Sakim tylko dla tego jednego, tak mało ważnego pytania. Nawet jeśli to była właśnie prawda. Żenująca, ale prawda.
– Może chciałbyś wpaść na ciepłą herbatę? Pewnie zmarzłeś w tym śniegu.
Tak, to było pierwsze, co przyszło im do głowy. Liczyły się z odmową, ale spróbować zawsze było warto, prawda? Zaczęły grzebać łapą w białym puchu, starając się zapomnieć o wydarzeniach sprzed chwili. Chciałyby zacząć od początku, wymazać głupstwa. Marzenia.
Z pytaniem basiora spojrzała gdzieś w dół. Poruszyła uchem, zmarszczyła nos, jakby to miało pomóc wykręcić jej się od odpowiedzi. Powinna teraz zostawić Tin na lodzie, żeby sama się tłumaczyła, a nie jeszcze ją ratować.
– Nie wiem, to był pomysł Tin – wypaliła, choć przecież on nie miał pojęcia, o kim mówiła.
I teraz nagle zdały sobie sprawę, jak cała ta sytuacja wyszła absurdalnie. Lys poczuła wstyd za dwóch. Jak mogła dopuścić do tego wszystkiego? Co pokusiło Tin? Trzeba było zatrzymać ją w domu. Zachowywała się czasem jak dziecko, a ona musiała jej pilnować jak surowy rodzic. Jedno wspólne ciało w tym wcale nie pomagało. Być może, że tak było jeszcze trudniej.
Już szykowała jakieś paskudnie dłużące się kazanie, które wygłosi, gdy tylko wrócą. I sama postara się o to, aby Tin następnym razem zastanowiła się dwa razy przed wykonaniem jakiegoś głupiego pomysłu.
A ona wcale nie czuła się winna. Przecież nikomu niczym nie zaszkodziły, a zaspokojona ciekawość to nic złego! Nie rozumiała, czemu Lys tak się zdenerwowała o to wszystko. To nic takiego… Jeszcze pokaże, że wyciągną z tego nawet jakieś korzyści. Może nawet nowego znajomego?
Właśnie! Obie wróciły uwagą do rudowłosego wilka. Pokiwał nieco niepewnie głową, zdawał się być wciąż zdezorientowany. Dziewczyny odchrząknęły, tylko odrobinę niezręcznie.
– My jesteśmy Lys i Tin – przedstawiły się w końcu, pochylając nieznacznie głowę.
Wypadało mieć to wreszcie za sobą. Widziały, jak w oczach basiora gaśnie nadzieja na zostanie w spokoju, ale zignorowały to, uśmiechając się łagodnie. Zdążyły zauważyć, że nie należał do zbyt towarzyskich, ale mimo to brnęły dalej, wcale się nie zrażając. Chęć naprawienia pierwszego wrażenia, jakie za sobą zostawiły, była silniejsza.
– Saki – odparł po chwili, uciekając gdzieś wzrokiem.
Teraz muszą coś wymyślić, żeby nie wyszło głupio, że uganiały się za Sakim tylko dla tego jednego, tak mało ważnego pytania. Nawet jeśli to była właśnie prawda. Żenująca, ale prawda.
– Może chciałbyś wpaść na ciepłą herbatę? Pewnie zmarzłeś w tym śniegu.
Tak, to było pierwsze, co przyszło im do głowy. Liczyły się z odmową, ale spróbować zawsze było warto, prawda? Zaczęły grzebać łapą w białym puchu, starając się zapomnieć o wydarzeniach sprzed chwili. Chciałyby zacząć od początku, wymazać głupstwa. Marzenia.
<Saki?>
Słwoa: 410 = 26 KŁ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz