poniedziałek, 1 sierpnia 2022

Od Lys i Tin, CD. Xevy

W tym wszystkim można byłoby pokusić się o wątpliwości, czy cała ta wyprawa na pewno była dobrym pomysłem. Przydałoby się modlić o to, aby po drodze nic ich nie zeżarło. Jednak nie myślały już o tym. Stwierdziły, że dopóki miały towarzystwo Xevy, może nie tyle, ile będą bezpieczne, ale na pewno nie zacznie doskwierać im nuda. A to już coś, prawda?
Szukając drewna na opał, miały krótką chwilę dla siebie. Chwilę odpoczynku dla uszu od głośnych i pełnych emocji słów piegowatej wadery. Dobrze, że tylko chwilę, bo po dłuższym odcinku czasu z pewnością zaczęłyby kwestionować i rozmyślać na tematy, na które w tamtej chwili nie powinny, bo było to zwyczajnie zbędne. Nie ma potrzeby zaprzątać sobie głowy zmartwieniami, zwłaszcza kiedy już bałaganią w niej dwie różne osobowości.
Znalezienie chrustu w zamarzniętej śniegiem puszczy wcale nie okazało się takim prostym zadaniem. Należało uważać, wybierać ostrożnie, bo gałęzie leżące tak po prostu na śniegu były zwyczajnie mokre. Nic by z tego nie było. Rozejrzały się raz jeszcze po skąpanym w świetle zachodzącego słońca lesie, wzdychając cicho, łagodnie. Potem spojrzały na zebrany już materiał. Wystarczy? Tak, chyba wystarczy.
Problemem stało się ponowne znalezienie Xevy. Dziewczyny nie wiedziały, w którą stronę, ani jak daleko mogła się udać, więc w końcu wyszło tak, że musiały tak właściwie na własną łapę, same szukać tej polany. Po słabym zapachu, który niknął między drzewami, jak po nitce do kłębka. Ulżyło im, kiedy grube konary zaczęły się przerzedzać, a woń silniej uderzać w rozszerzone nozdrza czarnego jak węgiel nosa. Polana wyrosła przed ich stopami.
– Xeva! – zawołały, zanim udało im się powstrzymać jakże entuzjastyczną reakcję wadery.
Śnieg trysnął Spod jej łap tak daleko i z taką siłą, że prawie sięgnął on futra rogatych. Zaśmiały się cicho.
– Masz już? Tyle wystarczy na pewno. Jesteście szybkie! – skakała wokół nich, a one nie mogły powstrzymać lekkiego merdania swoim króciutkim ogonem.
– Tak, tak, chodź rozpalić ten ogień, zanim całkiem zapadnie zmrok.
Rzeczywiście było już prawie ciemno, słońce już kryło się w podszycie i raczej nie zamierzało wyjść aż do następnego ranka. Ostatnie złote promienie odbijały się na widmie nadchodzącej nocy, na wilczych futrach.
Zdawało się, że wszystkie trzy wadery miały doświadczenie w rozpalaniu ognia. Wszystkie wędrowały i spędziły dużo czasu poza domem, chociaż Lys i Tin jeszcze zanim osiadły się w Królestwie. Takie techniki jak zajęcie się ogniskiem nie były wcale wiedzą tajemną. Właściwie, można było pokusić się o stwierdzenie, że poszło wręcz łatwo. Rogate wadery ułożyły się obok Xevy, tak, że ich sierść szczelnie się stykała. Spojrzały w niebo, korzystając z faktu, że na tej małej polanie korony drzew nie zasłaniały całkowicie widoczności.
– Chyba nie zapowiada się na deszcz, jak sądzisz? – zapytały, nie odrywając wzroku od dopiero pojawiających się gwiazd.
Chociaż musiały przyznać, że zabawnie byłoby spać w tym pustym pniu za nimi.

<Xeva?>

Słowa: 460 = 26 KŁ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics