poniedziałek, 1 sierpnia 2022

Od Xevy, CD. Ametrine

- Tak! - szczeknęła od razu Xeva, odwracając się. Już miała ruszyć swoim szybkim truchtem, ale nagle zatrzymała się, zupełnie jakby poraził ją piorun.
- Coś się stało? - zapytała Ametrine, widząc, jak długa, falowana sierść na jej karku się unosi.
- Pani, my poczekać musimy! - krzyknęła gwałtownie Teneriska, przebiegając koło nosa towarzyszki. - Materedae, rośliny moje! Rośliny moje!
Lekarka stała przez moment, patrząc, jak piegowata powoli znika w tłumie.
- Ale… - wyjąkała wilczyca, po czym ruszyła za towarzyszką. - Pani Xevo!
Teneriska jednak jej nie słyszała. Wpadła z powrotem do swojego mieszkania, popędziła na górę i chwyciła konewkę, wiaderko z kompostem, papier, pióro oraz kałamarz. Zbiegła na dół, a trzymane jej telekinezą przedmioty chwiały się i trzęsły gwałtownie nad jej głową - tak, że Ametrine, która stanęła na progu chwilę później, zamarła ze strachu, będąc pewna, że zaraz grube, metalowe denko wyląduje na potylicy różowookiej.
- Xeva! - sapnęła. - Uważaj!
Piegowata gwałtownie oderwała się pisania i wykonała szybki krok w bok, jednak gdy nic się nie stało, odwróciła się i spojrzała ze zdziwieniem na lekarkę. Zamrugała.
- Co?
- Przecież to wiadro zaraz na ciebie spadnie, odłóż je - odparła wadera. Druga samica spojrzała w górę, na trzęsące się niebezpiecznie przedmioty.
- Zawsze tak jest - odparła. - Nie spadną.
Ametrine zamilkła, w cichej panice patrząc, jak ciężka konewka tańczy nad długimi uszami, rozlewając kropelki wody na blat stołu, gotowa złapać ją, gdy tylko telekineza Xevy puści.
Wilczyca, najwyraźniej czując zaniepokojone spojrzenie towarzyszki wbijające się w jej potylicę, bardzo powoli opuściła przedmioty, stawiając je obok notki, po czym wróciła do pisania
Mijały minuty, potem kwadranse, a  pomiszczenie wypełnial dźwięk trzeszczącego pióra. W końcu jednak Teneriska odłożyła je na bok, otrzepała się i odwróciła do Ametrine.
- Ja w dwa miejsca jeszcze iść muszę - wyjaśniła. - Ty pani iść ze mną możesz lub przy południowej bramie poczekać. Ani jedno, ani drugie przeszkadzać mi nie będzie.
Skrzydlata, nieco skrępowana, przestąpiła z łapy na łapę.
- Chyba pójdę z Panią. Szybciej minie mi czas, niż gdybym stała sama na zimnie.
Teneriska kiwnęła głową, uśmiechnęła się i zamachała ogonem.
- Dobrze, zatem my idziemy - odparła i wyszła przed drzwi. Lekarka podążyła za nią, rzucając szybkie spojrzenie na kartkę. Na jej górze widniały słowa ,,Jak roślinami się zajmować”, a pod nimi ,,Ja dziękuję tobie bardzo. Kiedy wrucę nie wiem. Zabieram twój szalik ze sobą. Za błendy przepraszam, popraw je a ja się nauczę jak wrucę”. Reszta listu składała się z pełnych nazw naukowych wszystkich roślin, profesjonalnego opisu ich wyglądu, kształtu liści, rozmieszczenia w domu oraz dokładnych wytycznych dotyczących podlewania, ogrzewania i nawożenia.
Zaskoczona dokładnością notatek, nie zauważyła, że odkrywczyni stoi i czeka na nią za progiem.
Jakieś pół godziny później zatrzymały się przed niewielką, czerwoną willą. Xeva uniosła łapę i zapukała w ciemne drzwi z ozdobną klamką. Rozległo się szuranie, a potem zamek szczęknął. Ich oczom ukazała się wysoka wadera Khado ubrana w narzucony na szybko błękitny szlafrok. Niezawiązane paski na piersi i brzuchu ciągnęły się po czerwonym dywanie widocznym we wnętrzu.
- Och, to ty, Xevo - uśmiechnęła się uprzejmie. - Przepraszam za ubiór. Nie spodziewałam się, że przyj… - Wychyliła się, łapiąc wzrokiem drugą wilczycę. - przyjdziecie. Wejdźcie proszę.
- Ja dziękuję, ale czy ty Pensri zawołać możesz? Sprawę do niej mam.
Khado kiwnęła głową i odwróciła się.
- SKARBIE! - krzyknęła w głąb mieszkania. - Masz gości!
Rozległy się kroki na schodach, a po chwili zza winkla wyszła masywna, szara wadera. Jej pysk rozjaśnił uśmiech, gdy tylko rozpoznała koleżankę.
- Xeva! - krzyknęła rozradowana i przebiegła koło partnerki, która wykonała szybki krok w bok. Odeszła, zostawiając trzy wadery, uprzednio żegnając się uśmiechem i puszczeniem Tenerisce oczka.
Ta jednak nie mogła tego zauważyć. Torus popchnęła ją do siadu, zupełnie jak podczas ich pierwszego spotkania, rozdając jej całusy w policzki i wpychając czoło w gęstą grzywę.
- Zupełnie się ciebie nie spodziewałam, Xeeve! Och… - spojrzała ponad bark wilczycy, dostrzegając Ametrine. Odsunęła się gwałtownie, wyraźnie zmieszana swoim jowialnym przywitaniem. - Witam panią.
- Ametrine z rodu Antilis - kiwnęła jej łbem z ciepłym uśmiechem. - Niech się pani nie przejmuje, ja tu tylko towarzyszę Xevie.
Teneriska kiwnęła głową.
- Ty się nie przejmuj, Pensri. Mnie też ciebie miło widzieć. Ja sprawę mam.
- O co chodzi? O właśnie, wysłałam ci zaproszenie na spacer wczoraj. Próbowałam cię odwiedzić tydzień temu, ale nie było cię w domu.
- W pracy zajęta byłam, dopiero od dwóch dni urlop mam, jednak obawiam się, że na spacer długo nie pójdziemy. Ty widzisz, ja na wyprawę się wybieram. Z Ametrine! Razem!
Pensri zamrugała.
- Na wyprawę? Gdzie?
- Na Archipelag Kręgu! - piegowata nie mogła się powstrzymać i zaczęła przystępować z łapy na łapę w podekscytowaniu. Torus stuliła uszy.
- Ależ tam jest niebezpiecznie! Na którą wyspę? Chyba nie na te północne…
- Nie, nie, tam nie możemy, ale ty się nie przejmuj, my sobie poradzimy. Pensri, ja…
- Xevo, ja wiem, że ty lubisz przygody i podróże, ale to długa droga, a Archipelag jest niebezpieczny. Jak przepłyniecie ocean? A… A co ze Smoczymi Rogami? Przecież wy się tam rozbijecie! Na szlakach porywają, w portach kradną, a…
Lamentująca wilczyca zaczęła wymieniać wszystkie niebezpieczeństwa, bestie i mniej lub bardziej prawdziwe problemy, które mogą czekać na ich drodze. Ametrine z ciekawością obserwowała, jak pysk Xevy przybiera coraz bardziej zirytowany wyraz, aż w końcu westchnęła.
- … No a co, jak… - skrzydlata zamilkła, gdy Teneriska przyłożyła jej łapę do pyska.
- Pensri, ja pół kontynentu przeszłam piechotą, co robię wiem - rzekła wadera. Opuściła kończynę i uśmiechnęła się delikatnie. - Dziękuję, że się martwisz, ja to naprawdę doceniam. Niewiele wilków taką troskę mi okazuje, ale na szlaku o nas zadbam, ty się przejmować nie musisz.
Torus westchnęła.
- Może i masz rację, wiesz, że ja lubię dramatyzować. - Zamilkła na chwilę. - Przepraszam, nie powinnam ci przerywać, nie przyszłaś tutaj słuchać moich kazań. O co chodzi?
- Ja dziękuję. - Pomachała ogonem piegowata. - Zapytać czy nie zajmiesz się moimi roślinami przyszłam.
- Och. Oczywiście - odparła Pensri. - Dasz mi jakieś instrukcje?
Kartkę na stole w moim domu zostawiłam. Tu klucz jest - dodała odkrywczyni, zakładając waderze tasiemkę z metalowym przedmiotem na szyję
- Okej. Dobrze. Dziękuję, zajrzę do nich wieczorem.
Znajome wymieniły jeszcze kilka zdań, zaśmiały się, po czym Torus pożegnała się i zamknęła drzwi.
Dwie towarzyszki ruszyły w dalszą drogę, wpadając do głównego biura odkrywców, gdzie Xeva oświadczyła, że wybiera się w podróż i nie wie, kiedy wróci. Nikt nie zgłosił sprzeciwu - Teneriska znana była z tego, że pracowała ciężko, dokładnie i często dłużej, niż inni. Ponadto łatwo było ją zastąpić. W końcu wszyscy odkrywcy potrafili liczyć rośliny.
W końcu jednak wszystko było załatwione, a obie wadery wyszły z powrotem na ulicę.
- Teraz nareszcie ruszać możemy - oświadczyła Teneriska, a Ametrine zauważyła, że z nieba powoli zaczyna padać śnieg.
 
< Ami? Wybacz, że nie posunęłam fabuły, ale musiałam jakoś zadbać o roślinki Xeevie >

Słowa: 1066 = 73 KŁ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics