sobota, 20 sierpnia 2022

Od Xevy, CD. Hauro

Pochmurny, szary dzień. Mimo niezbyt sprzyjającej pogody, życie w stolicy jak zwykle tętniło z pełną siłą. Wilki kręciły się po ulicach, zajęte swoimi sprawami, kupując, sprzedając, rozmawiając i ciągnąc wózki lub plandeki z towarami. Z pozoru nikt nie odstawał od reszty. Ale tylko z pozoru.
Xeva przemykała pod ścianami, jej ciemno-wiśniowa sierść zlewała się z cieniami budynku.
Nie cierpiała Centrum; jego zapachów, hałasu i tłumów. Długie uszy, które zazwyczaj najbardziej zwracały uwagę przechodniów, położyła po karku, a jej głowa była zwieszona. Ubrana była w wyraźnie używany brązowy kubrak podbijany sierścią królika, który kupiła od znajomej Pensri oraz gruby płaszcz zrobiony z niedźwiedziej skóry - nowy, prosto od krawca. Był drogi. Dla niej - bardzo drogi. Odkładała na niego długie miesiące, obawiając się, że nie uda jej się uzbierać odpowiedniej sumy przed nadejściem srogiej zimy. Zdążyła jednak - i całe szczęście, bo sądząc po wyprawie, z której wracała, zrobiła to w ostatniej chwili. Ostatni tydzień spędziła w terenie, zbierając próbki roślin, grzybów i minerałów, które teraz, razem z masywną ilością notatek, spoczywały poukładane w jukach i torbach przerzuconych przez obolały grzbiet wilczycy. Ciało ją bolało, w dodatku miała wrażenie, że zbliża się przeziębienie. Mimo zakupienia grubego płaszcza, porządnie wymarzła.
Podsumowując: nie miała dobrego dnia.
Chciała wrócić do domu, rozpalić w kominku i zakopać się pod kocami, popijając ciepłą herbatę. Musiała jednak najpierw zajść do głównego biura odkrywców, aby oddać pieczołowicie zebrane próbki i złożyć raporty. Nabrała dużą ilość powietrza i westchnęła głęboko, próbując mentalnie przygotować się na nadchodzącą rozmowę. ,,Jeszcze tylko chwila, to ostatnia prosta i będziesz mogła się wyspać”, mówiła sobie w myślach, co jakiś czas uciekając wspomnieniami do tropikalnego klimatu Teneris, którego tak jej teraz brakowało. ,,Może trzeba było zostać… Tam był spokój, ciepło, miałam tam rodzinę i znajomych… A w Królestwie nie dość, że aż kości zamarzają od środka, to wszyscy są głośni i nikogo nie mam przy sobie. No, może poza Pensri… Ona jest kochana, zawsze mi pomoże. Może wszystko wydaje mi się paskudne przez to, że źle się czuję i jestem zmęczona. Może jak się wyśpię i odpocznę, to przestanę…”.

Huk.
 
Uderzenie w bok.

Świat zawirował. Poczuła zimno na pysku i ból rozlewający się po kręgosłupie.
Podniosła chwiejnie ubłoconą głowę z kałuży. Rozejrzała się zdezorientowana, przesuwając spojrzeniem po patrzących na nią zdziwionych wilkach. Zamrugała i otarła nos ociekającą łapą. Kątem oka ujrzała ruch. Obróciła się, dostrzegając podnoszącą się z ziemi waderę. Miała białe futro oraz charakterystyczne, szpiczaste uszy - musiała mieć w sobie krew Sivariusa. Wyglądała, jakby uciekała przed kimś lub przed czymś; jej brzuch oraz łapy były pochlapane błotem, a w jadeitowych ślepiach czaiła się panika. Dyszała ciężko, jakby biegła już od jakiegoś czasu.
Nieznajoma usiadła gwałtownie, o wiele bardziej przytomna niż odkrywczyni. Wadery spojrzały sobie w oczy. Zielone tęczówki przesunęły się w dół i zafiksowały się na czymś. Xeva podążyła za nim spojrzeniem.
Jej ukochana torba utkana z barwionej trawy leżała w błocie. Kolorowe, tradycyjne wzory przesiąknęły brudem, a jeden z rogów rozpruł się pod wpływem impaktu. Piegowata poczuła, jak serce jej pęka.
Spojrzała znów na nieznajomą.
Ta zerwała się na nogi. Biała smuga przecięła powietrzę, gdy Sivariuska chwyciła pasek torby w zęby. Odwróciła się na pięcie i śmignęła błyskawicznie w boczną ulicę, rozpychając gapiów na boki.
- Hej! - krzyknęła Xeva, zrywając się na równe łapy, uświadamiając sobie, że w torbie znajduje się coś o wiele bardziej cennego niż tylko sakiewka z pieniędzmi. Przeszyła ją czysta panika. - To oddawaj! Oddawaj, materedan! Poeden materedan!
Zerwała się chwiejnie i ruszyła za złodziejką, przelatując obok zaskoczonych przechodniów.
- Złodziejka! Złodziejka! Ją łapać! - wrzeszczała Teneriska, pędząc za uciekającą Sivariuską. Próbowała ją dogonić, wyciągając długie łapy najdalej, jak potrafiła, lawirując między wilkami chodzącymi po ulicy, jednak tydzień intensywnej pracy, obolałe mięśnie oraz ciężkie torby sprawiały, że biały ogon coraz bardziej się oddalał. Wilczyca poczuła, jak łzy pieką ją pod powiekami, jednak nie ustawała, mimo że jasny grzbiet zaczął znikać za tłumem przechodniów i po kilku minutach wtopił się w niego zupełnie. Dyszała ciężko, a całe ciało bolało, domagając się tlenu i odpoczynku. Wybiegła zza rogu i…

Trzask.

Jęk i teneriskie przekleństwo.

Przetoczyła się przez grzbiet, lądując z szyją zgiętą tak, że głowa wylądowała pod ciałem. Poczuła, jak łzy toczą jej się po pysku, mieszając się z błotem pokrywającym policzki. Opadła na ziemię, zwijając się na boku, przeciążona strachem, złością i wstydem. Miała wrażenie, że setki oczu wypalają jej spojrzeniem dziury w brudnym, ubłoconym płaszczu. Słyszała śmiechy i szepty. Chciała zniknąć. Chciała wrócić do domu i wtulić się w znajome futro matki.

xXx

Pojawiło się znikąd.
Stało w wejściu do alejki, w którą miała wbiec wiśniowa wadera. Zniekształcona masa powiewającej na wietrze skóry oplatała połamane kości i wykrzywione stawy. Mlecznobiałe oczy skierowały się na samicę leżącą w roztopionym śniegu zmieszanym z błotem, a zakneblowane zrośniętym mięsem szczęki rozwarły się, jakby w niemym wrzasku.
Potoczyło się w przód, swoim obrzydliwym jestestwem wypełniając wejście do uliczki. Ku szczęściu przechodnich nikt zdawał się go nie widzieć, albowiem nawet największym mędrcom brakowało słów na opisanie szpetności tej… istoty. Czymkolwiek to COŚ było.
Stanęło nad Teneriską. Odchyliło głowę, jakby wdychało jej zapach. Długi, pulsujący język wytoczył się spomiędzy zębów otaczających gardziel. Obniżyło łeb, coraz bardziej zbliżając się do Xevy.
Nagle ta otarła łapą pysk. COŚ odskoczyło gwałtownie, przelewając swoje ciało w tył. Wadera drgnęła.

xXx

Odkrywczyni uniosła głowę, spoglądając w puste wejście do alejki, w którą uciekła złodziejka. Przez chwilę wydawało jej się, że ktoś nad nią stoi, ale to był tylko wymysł. Nikt nie podszedł pomóc ani jej, ani temu, na kogo wpadła… Właśnie, co z tym drugim wilkiem?
- Oj! Przepraszam, nie zauważyłem Cię.
Zamrugała, kierując swój zamglony wzrok na basiora, który podniósł się z ziemi. Podszedł do niej z uśmiechem, ale gdy ujrzał łzy spływające jej po policzkach, spoważniał.
- Coś się stało? Pomóc pani, coś panią boli?
I wtedy coś w niej pękło. Wtuliła pysk między łapy, czując się nagle tak bardzo samotna i zagubiona. Straciła dzisiaj coś, co przypominało jej o domu - nie tylko torbę, ale i to, co się w niej znajdowało. Pieniądze, dokumenty... To nie było nic ważnego. Dotknęła miejsca na szyi, przy którym zazwyczaj wisiało rytualne ostrze. Ostrze wykonane z kości jej babki, a podarowane przez matkę, które zdjęła podczas nurkowania w jeziorze i schowała do torby, aby się nie zgubiło. Teraz jednak nie poczuła gładkości wypolerowanej kości ani wyżłobień kształtujących się w jej inicjały i znaki ochronne. Poczuła pustkę. Nie tylko pod łapą, ale i w sercu.
Ono było jej, tylko jej. Jedyna rzecz, którą nie musiała dzielić się z rodziną ani watahą. Tylko ona mogła go używać - dokonanie rytuału obcym sztyletem uważane było za bezczeszczenie świętego przedmiotu i obrażanie bogini. Swoje ostrze je podczas ceremonii wejścia w dorosłość. Te chwile przeleciały jej przed oczami. Zwinęła się i zaszlochała cicho na te wspomnienia.
Zostało stworzone tylko dla niej. Miało jej chronić. Było częścią jej rodziny.
Straciła najcenniejszą rzecz, jaka istniała na tej planecie.
Gdy sobie to uświadomiła, poczuła, jak pęka jej serce.
Była absolutnie zdewastowana. Basior, na którego wpadła, próbował z nią porozmawiać, ale nic nie przebijało się przez mur smutku i oszałamiającej żałoby.
Z pomocą jakiegoś przechodnia udało im się zaciągnąć szlochającą w głos Xevę do jakiejś karczmy.  Eufemizmem byłoby powiedzenie, że klienci byli zaskoczeni. Nikt jednak do nich nie podszedł ani się nie odezwał, więc Xeva po kilkunastu minutach nieco się uspokoiła. Rogaty basior zamówił jej coś do picia i jedzenia i namówił ją, aby wypiła chociaż kilka łyków grzanego wina, które bardzo zaniepokojony kelner postawił przed jej nosem.
Alkohol złagodził jej nerwy, a ciepły napój uspokoił dreszcze wywołane emocjami i przemarznięciem przemokniętej sierści. Xeva poprosiła jeszcze o chusteczki lub materiał, którym mogłaby się wytrzeć i zaczęła opowiadać całą sytuację.
- No i pan... - Pociągnęła nosem. - No i pan widzi, to najcenniejsza rzecz, jaką ja mam. Ja sobie tego wybaczyć nie mogę, co robić, nie wiem. Pieniądze też ukradła, za poszukiwanie zapłacić jak nie mam.
Zamilkła, opuszczając pysk, który niezdarnie wycierała bawełnianą szmatką.

<Hauro?>
Słowa: 1300 = 85 KŁ
Bonusowe punkty dla Toxa za przypomnienie mi, czym jest eufemizm.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics