sobota, 25 marca 2023

Od Asmodaya CD. Rosa

Worek został ściągnięty z jego łba, dzięki czemu mógł już wyraźnie dostrzec każdy szczegół piwnicy, w której się znajdowali. Ciężkie kajdany opadły z brzękiem na kamienną posadzkę, gdy czarny wilk w jednej chwili rozpłynął się w powietrzu, zostawiając za sobą jedynie czarny dym i powrócił do stanu materialnego kilka centymetrów dalej. Mimo że Asmoday opuścił ich dziwne, niewygodne ustawienie, drugi basior wciąż nie był wolny, niektóre z kajdan dalej przetrzymywały go w miejscu. Spojrzał z nadzieją w czerwone ślepia, na co czarny wilk uśmiechnął się z kpiną. 
- Wydaje mi się, że masz tu jeszcze niedokończone sprawy- zamruczał basior.
- Przecież ci pomogłem, skurwysynie!- warknął jednooki, wyszczerzając kły.
Asmoday wzruszył ramionami, zaglądając przez mały zamek od klucza w drzwiach, wychodzący na korytarz poza ich celą. Znajdowali się głęboko pod ziemią, pojedyncze świece zapewniały jedynie tyle światła, by gangsterzy czy strażnicy nie pogubili się w plątaninach kamiennych korytarzy, wyglądających praktycznie identycznie. Każdy kąt i zagłębienie były całkowicie pochłonięte przez czerń, tworząc idealne środowisko dla kogoś takiego jak Asmoday. Dopóki jego wizja nie była niczym przysłonięta, mógł swobodnie przemykać się przez nawet najmniejsze szczeliny. Po upewnieniu się, że korytarz jest pusty, basior bez żadnego trudu przeskoczył w widziany przez dziurkę od klucza cień, wydostając się z celi. Za nim podążył przepełniony rozczarowania jęk jednookiego, który został pozostawiony na pastwę losu przez swojego towarzysza w niedoli.
Z pewnością porywacze nie rozważyli możliwości, że ich więźniowie będą w stanie na własną rękę wydostać się z celi, więc korytarze były całkowicie opustoszałe, pomijając parę karaluchów i innego robactwa, które beztrosko wędrowały po zimnej podłodze. Ciemność otaczała go z każdej strony, opatulała go ciepłym kocem bezpieczeństwa, szeptała słodkie nicości do jego uszu. 
Kroczył cicho i powoli, uważnie rozglądając się wokół siebie i bacznie nasłuchując każdego szmeru. Skręcając w pierwszy zakręt, ujrzał na końcu tunelu dwa wilki, które beztrosko sobie gawędziły. Z pewnością pełnili rolę jakichś strażników, ale raczej nie brali swojej pracy zbyt poważnie. Może dlatego, że nie spodziewali się, że ktokolwiek będzie w stanie opuścić swoją celę. Na widok strażników, krew zagotowała mu się w żyłach. Jakby nagle coś się w nim obudziło i puściło parę przez jego nos i uszy, obiecując zniszczenie. Oblizał zęby, przeskakując niemal całą długość korytarza i stając za plecami nieświadomych strażników. Jeden z nich zamilkł, po czym delikatnie obejrzał się za ramię. Asmoday posłał mu uśmiech, kiedy ich oczy się spotkały. Spowity w ciemnościach, ze swoimi czerwonymi rozgniewanymi ślepiami pewnie bardziej przypominał demona niż wilka. Strażnik odwrócił wzrok, wbijając spojrzenie w swoje łapy i zaczął drżeć, nie wydając z siebie nawet pisku. 
- Ej, wszystko okej?- zapytał jego towarzysz po chwili, gdy cisza stała się zbyt niezręczna. 
Milczenie zostało gwałtownie przerwane hukiem, który zatrząsł całym podziemiem. Razem z nim dało się usłyszeć trzask łamanych kości i wrzask bólu, kiedy ciała strażników z ogromną silą zderzyły się z pułapem. Czarny basior z kocią gracją wylądował na suficie, przylegając do niego jak do normalnego gruntu. Gdzieś w głębi korytarza otworzyły się drzwi. 

Jego łapy zostawiały krwawe odciski na szarej, betonowej podłodze. Dumnie kroczył przed siebie, przysłuchując się mokrym odgłosom, które towarzyszyły jego krokom. Wszystko jakby zamilkło, martwa głuchość przerywana była jedynie wilgocią. Slop, slop, slop... plask. Kawałek mięsa odkleił się od sufitu ociekającego rubinem i wylądował w szkarłatnej kałuży pod sobą. Asmoday był zdecydowany, by w końcu odnaleźć wyjście i wydostać się z tego przeklętego miejsca. Skręcając w korytarz, miał wrażenie jakby symfonia wrzasków i płaczu wciąż rozchodziła się echem po podziemnych tunelach, prawie jakby utknęła w ścianach. Zachichotał zadowolony, znikając za zakrętem. W końcu dotarł do ciężkich, metalowych drzwi, które wyróżniały się od tych odgradzających więźniów od wolności. W porównaniu do drzwi od cel były znacznie szersze i widocznie cięższe, jednak i one nie stanowiły dla niego problemu. 
Prawdziwy problem czekał na niego z zewnętrznej strony drzwi. Problem o bardzo delikatnej budowie i smukłej sylwetce, o jadowicie zielonych oczach i złotej, gładkiej sierści. Niemal natychmiast rzucił się do ataku, z warknięciem skacząc na mniejszego od siebie wilka. W odpowiedzi chmura dziwnego dymu uderzyła go prosto w pysk, natychmiastowo paraliżując jego mięśnie i sprawiając, że bezwładnie padł na zimną posadzkę, pomimo swoich starań i wysiłków znowu będąc skazany na łaskę swoich porywaczy.


<Ros?>


Słowa: 687 = 40 KŁ
Bo trzeba doić sytuację ile się da. Przepraszam, że krótkie: nie potrafiłam więcej domyślić. It sucks: ale ważne że jest.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics