czwartek, 30 marca 2023

Od Ody, CD. Ametrine

 Oda odetchnęła. Aroganckość jej samej i osób wokół obijało się często na jej humorze. Wadera, która wypadła z biblioteki nie była może przy zdrowych zmysłach, albo spieszyła się trochę za bardzo. W końcu nic w świecie na ciebie nie czeka, a jednak jednoskrzydła samica miała w zwyczaju chodzić swoimi ścieżkami i to całkowicie powoli. Wbrew światu, może nawet odrobinę. Wzrokiem odprowadziła białe futro samicy i odetchnęła. Leksykon znajdował się wewnątrz Królewskiego Zamku, chronionego przez patrole żołnierzy. Ta wariatka raczyła dla jednego życia ryzykować własnym, cóż za żarty, czyż nie? Oda nie była pewna czy samica poradzi sobie, jednak próbowała to wyprzeć z siebie.
Niewiele to dało. Ogień na jej świeczce na biurku nie wypalił nawet kawałeczka świecy, kiedy samica wstała. Przetarła oczy łapą, a okulary wilgotną ściereczką. Odrzuciła na bok ten kawałek materiału i odetchnęła. Samotny płomyk zawibrował przy tym nagłym podmuchu, aby zgasnąć tracąc swoje marne życie.
—Cóż za metafora — pokręciła głową i pochwyciła telekinezą klucze, aby zawiesić je w swoich zębach. Poprawiła skrzydła na plecach, aby trzymały się siebie porządniej. Miewała czasami problemy z tym paskudnym kikutem, gdyż mięśnie w nim leniły się od czasu do czasu, pozwalając mu opaść ku ziemi. Było to o tyle niekomfortowe, że utrudniało jej Wypych w górę, bo o szybowaniu od lat nie było nawet mowy. —Oh… słodkie niebiosa. Iść za nią czy nie iść? — spytała się na głos zadzierając pysk ku wielkiemu oknu. Przymknęła oczy jakby licząc, że odpowiedź przyjdzie do niej sama. — Misja samobójcza. Nie brzmi wcale tak źle. —
I tak też postąpiła. Może to nie niebiosa podyktowały jej tę decyzję, a serce. A przecież tego durnia należy się słuchać, prawda? Czasami było warto. Oda przestąpiła z łapy na łapę obserwując jedno z okien. Jej łapy zgrabnie przesunęły po chropowatej ścianie. Ile to już minęło od takich akcji. Ostatni raz wykradała się spod nosa ojca, aby popatrzeć na zamazane niebo. Ach, słodkie czasy dzieciństwa szkoda, że spędzone bez okularów. À propos tych przydatnych szkiełek. Oda musiała poprawić je po raz kolejny, a więc w obawie, że spadną zamknęła je w swoich zębach. Ostatni raz słuchając i rozglądając się za jakimkolwiek światłem w oknach zaczęła swoją wspinaczkę. Jej ogon posuwał po bluszczach łapiąc w sierść co mniejsze listki. Jednak nie mogła się tym przejmować, gdyż zatrzymałoby jej to podróż, która musiała przejść jak najszybciej. A jak Oda dostała się na same tereny zamku, do tego od ogrodu? Cóż. Miała klucze nie tylko od biblioteki i tyle sobie powiedzmy i zachowajmy w tajemnicy. Nie ważne skąd je ma. Ustawiła stopy na balkonie otrzepując jeszcze sierść. Znalazła to okno, otwarte, chociaż nie do końca. Bardziej adekwatnym określeniem byłoby słowo uchylone. Nie ma jednak niczego czego odrobina siły nie zdoła pokonać. Delikatny powiew i chwila kombinowania przy zawiasach sprawiła, że okienko otworzyło się zgrabnie. Wadera wsunęła się do środka. Warto było być chudym, a wyglądać na masywną. Jej łapy miękko uderzyły o posadzkę, nos zawęszył. Gdzieś w oddali odbiły się dźwięki zbroi, oddalające się od jej osoby. Wokół panowała ciemność i tylko co jakiś czas rozstawione pochodnie dawały mdłą świadomość życia w tym budynku. Noce są doprawdy piękne w swoim milczeniu, nawet w tak ruchliwym miejscu, jak zamek. Jednak nie tym należało sobie teraz zaprzątać głowę. Oda przesunęła się przez korytarz niczym widmo. Biała sierść skąpana w blasku księżyca błyskała jakby zmarła wstała ze swojego grobu i nawiedzała ten świat w ramach zemsty. Przeskakiwała pomiędzy drzwiami, kierując się zapachem poznanej niedawno wadery. Ten zaprowadził ją pod drzwi, które Oda już znała. Była tutaj, jako świeżak. Nawet jeśli pracowała w bibliotece od niedawna, odbierała stąd księgi dość regularnie. Zwłaszcza jak musiała pospieszać proces dla niektórych lektur. Pokręciła głową i wykonała ostatni zakręt. Przed wejściem spał klucznik. Drzwi były uchylone, a więc pchnęła je łapą. Te zaskrzypiały delikatnie co spowodowało grymas niezadowolenia na pysku Ody. Wsunęła się do wnętrza. Światło z zewnątrz rzuciło jej cień na ściany, nadając jej jeszcze mroczniejszego wydźwięku. Gdyby stary wilk raczył wstać teraz ze swojej słodkiej drzemki, prawdopodobnie przeraziłby się. W każdym razie, samica wsunęła okulary na pysk. Rozejrzała się i przymknęła tylną łapą powoli wrota.
—Jesteś tu? — szepnęła chrapliwie. Głowa medyczki wychyliła się spod biurka.
—Przyprawiłaś mnie o palpitacje serca. — syknęła w jej kierunku. Bibliotekarka tylko odetchnęła.
—Znalazłaś, co potrzebujesz? — podpytała. Jaj łapa przesunęła po zakurzonych szafkach.
—Znalazłam. — odparła krótko. Popatrzyły po sobie, a bibliotekarka zmieszała się odrobinę. Mdłe światło księżyca wdzierało się przez szparę w otwartych drzwiach, rzucając cienie na poszarzałe ściany.
—Po co przyszłaś? — nieco za cicho medyczka wypuściła te słowa ze swojego pyska. Jej łapy już sięgały z powrotem do starych ksiąg i kawałku pergaminu.
—Jak umierać to lepiej nie samotnie. — odetchnęła. Jakby, nie chciała zdradzać się ze swoimi słabościami. To nigdy nikomu na dobre nie wyszło, zwłaszcza nie jej. Samica rozejrzała się po półkach pełnych starych ksiąg.
—Stary pryk. — prychnęła widząc na nich lekturę, o którą upominała się już dłuższy czas. Piękną, pełną runicznych słów i normalnego języka. Chociaż pewna nie była jakiego gatunku jest to tekst, podejrzewała poezję. I chciała ją odzyskać. — niech tylko powie że jej nie ma u niego. — zacmokała do siebie.
—Skończyłam. — szepnęła Ametrine wyrywając Odę z głębokiego zamyślenia nad słowami.
—To zjeżdżamy stą…— i wtedy w korytarzu zaskrzypiała zbroja oraz rozległy się głosy. Ciepłe światło ognia wsunęło się niechciane do pomieszczenia.
—Hey! Wszystko dobrze? — ktoś wydarł się w korytarzu. Oda zjeżyła się od stóp do głów od razu z odruchu ukrywając swoje okulary. Mimo wszystko dawało jej to dozę inności i anonimowości. Odrobinę zmieniały jej wygląd. Bieg straży po korytarzu wprawił obie samice w przestrach. Ich oczy się spotkały.
—Co teraz? — prawie niemo Oda wyszeptała do drugiej.
—Uciekamy. — wysapała medyczka porywając pergamin w pysk, aby go nie zgubić. Kiedy drzwi uchyliły się pchane przez opancerzoną łapę Oda wykonała zgrabny skok. Jej biała sierść przeleciała niczym duch nad przerażonym wilkiem. Pochodnia uderzyła o posadzkę.
—WIDMO! — basior, który ich nakrył przewrócił się, pozwalając medyczce na wykonanie tego samego ruchu. Skorzystały z chwili nieuwagi samców stróżujących korytarze zamku i zbiegły.
—Dokąd? — Oda zamachała skrzydłem dla lepszego rozpędu.
—Do ogrodu. Jest tam dziura. Nasza jedyna szansa. —
—W… W…wracaj tu… ty wi…widmo!— roztrzęsiony głos zza ich pleców zdawał się ich gonić. Za oknem zaczęły wznosić się drzewa i kwiaty.
—Oknem…—
—Ale ty… możesz latać?— Ametrine zapytała zaskoczona. Jej głos był stłumiony ze względu na papier powiewający między jej zębami.
—Dam radę. — wyższa wyhamowała i z impetem uchyliła okno. Medyczka wyskoczyła przez nie w oka mgnieniu, natomiast Oda obejrzała się jeszcze w kierunku strażników, którzy zatrzymali się w pół kroku.
—W.. widmo! — jeden z nich szczeknął jeszcze raz zanim wadera zniknęła w oknie. Miała tylko jedno skrzydło, więc droga dla niej była utrudniona. Jej łapy uderzyły o mały daszek pod spodem ledwo się na nim zatrzymując. Jej serce zabiło intensywnie kiedy spojrzała w dół. Wysokość na chwilę zdała jej się za wysoka na jej umiejętności, jednak jaki wybór miała. Skoczyła wspierając siebie i upadek jedynym skrzydłem. Cudem wylądowała, a i tak potknęła się o długie patyki robiące jej za nogi. Szybko pozbierała się z ziemi. Jej towarzyszka czekała już na nią w połowie ogrodu.
A potem obie zniknęły w dziurze.
—Nigdy więcej.— Oda zadyszana odsapnęła. Nie przywykła do robienia tylu wygibasów. Zmęczona ze względu na swój powolny styl życia, musiała sobie przystanąć po tym panicznym biegu.
—Sama przyszłaś.—
— Przynajmniej wiem, że już nie wrócę. Oby nas nie rozpoznali…— bibliotekarka nałożyła na nos okulary i świat nabrał ostrości. —Oby…—
<Ametrine? Wybacz. Nie miałam czasu i siły więcej napisać niestety>


Słowa: 1223 = 82 KŁ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics