Wenus prychnął. Jego wyprawa odbywała się samotnie tym wyjątkowym razem. Szukał bowiem ładnego prezentu dla siostry bliźniaczki, która pewnie szukała takowego dla niego. Przemierzał sobie zaśnieżone błonia jakiegoś odludzia. Nie wiedział dokładnie co może się jej spodobać, ale obrał sobie za cel pobliskie jaskinie. Może jakiś kamień, równie piękny co oni. Przejście przez spore połacie zajmie mu chwilę. Już i tak musiał wyruszyć z samego ranka. Jego krótkie łapki pozwalały jedynie na powolny bieg. Przeklinał odrobinę swoje niewielkie gabaryty, jednak nie zaprzeczał też, że miały swoje zalety. Słodkość jest taka niedocenianym narzędziem zbrodni. W końcu kto posądzi niewinne szczenię o masowe morderstwo? W każdym razie Wenusowi nie to aktualnie siedziało w głowie. Zastanawiał się intensywnie co może znaleźć w jaskiniach. Tuptał po śniegu, na szczęście niezbyt lepkim, gdyż zimno odrobinę go utwardziło. Mimo to zostawiał za sobą niewielki ślad łapek wielkości małego króliczka. Powoli, rozglądając się z uwagą, szedł. Jego krok stawał się coraz to bardziej melodyjny, współgrając z jego umysłem, który był zadowolony z pojawiających się w nim wizji. Siostrzyczka trzymała w nich kamyk, który znajdzie, ucieszona z jego piękna. W końcu oboje lubili swoje błyskotki, kto by nie lubił? Droga dłużyła mu się, a był ledwie w połowie. Przejrzyste niebo błyszczało się błękitami nieskażone nawet jedną chmurką. Nie zapowiadało się na deszcz, ale gdzieś w oddali pojawił się cichy szum. Muff zatrzymał się wsłuchując w ten dźwięk. Może często udawał takiego niewzruszonego, ale przeciwko bestii miał niewielkie szanse, prawda? W końcu co może półtorej roczny dzieciak przeciwko wielkiemu niedźwiedziowi. Ale nic się nie działo. Szum był jednolity, kojący można powiedzieć. Szczenię ruszyło dalej. Szybko zrozumiało, że zmierza w kierunku tego dźwięku. Zaskoczony pomyślał, że to może być gniazdo jednych z tych lotnych parszywców przypominających pszczółki. Tylko nie tak łagodnych. Miał nadzieję, że to nie była prawda. W obrębie jego wzroku pojawiły się już wejścia do jaskiń, nadal oddalone, ale widoczne. Przyglądając się tak, nie widział żadnego gniazda. Wspiął się na niewielki pagórek, który dla niego był wzgórzem. Jeszcze nie górą, ale przy szczycie mało nie zjechał na tyłku w dół, potykając się o własne łapy w tym śniegu. Wstał szybko i otrzepał się. Jego oko spostrzegło, że niedaleko płynie nic innego jak rzeka. Szumiała i rwała się niezbyt intensywnie, smagając brzegi chłodną wodą. „Jednak czasami jestem idiotą.” Pomyślał. Pomylić dźwięki orzeźwienia z potworami było szczytem wszystkiego. Chcąc przyspieszyć sobie podróż przysiadł, podwijając ogon pod siebie i oplatając go przednimi łapami. Zjechał z pagórka bez najmniejszego problemu. Jego masa była niewielka, więc i ten wyczyn nie sprawił, że maluch zakopał się w zaspach. Na dole wstał otrzepując się porządnie z zebranego na sierści śniegu. Ledwo skończył zrozumiał coś o czym wcześniej nawet nie pomyślał. Na jego drodze stała rzeka. Szeroka rzeka. Głęboka, a on nie umie pływać. Przynajmniej nie za dobrze. Przysiadł sobie kawałek od brzegu cmokając. Dla dorosłego wilka, może to był ledwie niewielki, nieco wartki strumień. Wenus przypuszczał, że przekroczyli by go ze średnim trudem, mocząc się, ale utrzymując grzbiety ponad wodą. Jednak nie dla niego. To nie była sprawa prosta. Nie miał czasu obejść tego miejsca na około. Jeden dzień. Tylko tyle dostał od mamy, a i spędzenie nocy na zewnątrz nie będzie najlepszą opcją. Pokręcił głową. Potarł brodę łapą. Podrapał się po uchu. Zamlaskał niezadowolony. Co zrobić? Na jego drodze do szczęścia stało nic innego jak woda. Silny i nieprzewidywalny żywioł. Wokół żadnego mostu, zero kładek, żadnego znaku życia, poza… jakimś namiotem. Wyglądał jednak na zdewastowany przez czas. Wenus powoli podszedł do miejsca, w którym leżało rozwalone obozowisko. Zacmokał. Tanina namiotu była nienaruszona. To tylko belki wewnątrz poddały się zapadając do wnętrza.
—Można by…— zastanowił się. Pochwycił materiał w zęby i wyjął go spod śniegu. Naszarpał się przy tym, jednak mu się udało. Po chwili już rwał i splatał to znalezisko w prymitywny most. Na jego wagę odpowiedni. Przywiązał go telekinezą do krzaka po drugiej stronie i kamienia po swojej. Lina balansowała niewiele ponad nurtem. Niepewny szczeniak wszedł na swój twór. Ten zachwiał się niebezpiecznie. Wenus przełknął ślinę, jednak nie zamierzał się poddać. Co to, to nie! Znajdzie prezent dla siostry. Balansując nad zagładą dla jego małego ciała powoli sunął na drugą stronę.
Udało mu się. Drogę miał wolną, ale wrócić postanowił już inną drogą. Gdzieś pewnie jest most. Wyruszył, znaleźć kamień dla siostry!
Nagroda: 5 punktów inteligencji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz