poniedziałek, 31 października 2022

Od Ametrine, CD. Mordimera

Morty wydawał się przekonujący, ba – nawet prawie mu się udało mnie przekonać do swojej racji, lecz w niemal ostatniej chwili, gdy chciałam już odwrócić się i pójść na targ po zakupy, coś dostrzegłam – kilka metrów za jego plecami stała sterta skrzyń załadunkowych. Jedna z nich delikatnie zatrzęsła się.
Potem jakiś cień przemknął między nimi.
A potem dostrzegłam coś, co mnie uświadczyło w przekonaniu o nowo poznanym…
Kłamca.
– Chyba masz rację… – wymamrotałam bardziej do siebie niż do czarnego wilka. Ten uśmiechnął się lekko i pożegnał mnie, stojąc niczym ci strażnicy o których wcześniej wspomniał. Wyglądał na niezłomnego dżentelmena a jego złote i błękitne oczy mówiły to samo co jego wygląd – był miły, lecz widać było, że nie chce, abym przeszła. Za nic w świecie nie mogłam iść dalej na pomost, żeby poszukać swojego znajomego.
Zachowywał się jak strażnik, ale nim nie było. Coś mi tu śmierdziało…
I to dosłownie, bo kilka godzin temu wróciły lodzie rybackie wypełnione po brzegi świeżo złapanymi rybami…
Oddaliłam się pewien kawałek, dyskretnie obserwując czy Morty jest dalej na swoim "posterunku". Postanowiłam wznieść się w powietrze, początkowo lecąc na wschód w stronę Centrum. Gdy oddaliłam się na tyle, że czarny basior został niewielką, ciemną kropką na tle bieli, mroźnego błękitu i starego brązu, zawróciłam. Wiatry akurat wtedy mi sprzyjały, tak więc mogłam pozwolić sobie na bezszelestne szybowanie nad portem. Zniżyłam lot, widząc, że Morty opuścił miejsce naszego spotkania, kierując się w głąb pomostu.
Nie chciałam ryzykować wykrycia, tak więc wylądowałam niedaleko skrzyń, gdzie ukrył się inny wilk. Z początku bałam się, że machaniem skrzydeł spowoduje osunięcie się skrzydeł, jednak na szczęście tak się nie stało. Udało mi się na tyle delikatnie osiąść na kładce, że stworzyłam jedynie delikatny wiaterek. Odczekałam chwilę, po czym ostrożnie wyjrzałam zza skrzyń.
Były tam przynajmniej cztery wilki – oprócz Morty’ego była jeszcze jedna drobna wilczyca oraz dwa rosłe wilki. Ta pierwsza była niewielka w zestawieniu z ogromnymi basiorami, lecz miała w sobie coś, co budziło niejako respekt w oczach przeciwnika. Była bardzo pewna siebie a jej chód oraz sposób poruszania się ciałem wiele o tym mówił. Podejrzewałam, że to może być przedstawicielka rasy Agropius, ze względu na mniejsze ciało oraz dwukolorową sierść w odcieniu rudo-kremowym. Niemniej jednak widać było po niej, że umie zadbać o swoje interesy.
Obok niej truchtały dwa ciemie osobniki – jeden miał sierść kruczoczarną, zupełnie jak Morty, drugi natomiast ciemnogranatowe, zupełnie jak bezchmurna i bezgwiezdna noc oraz sierść odrobinę jaśniejącą wzdłuż jego nóg. Poruszał się delikarnie, ale stanowczym krokiem. Idąc po coś co on chce zdobyć. Trzeci z nieznajomych łudząco był podobny do Morty’rgo - podobna budowa ciała, podobny chód… Być może byli rodziną… Różnił ich jedynie wzrost oraz oczy - Morty ma dwukolorowe, złoto-błękitne, a ten drugi tylko złote. Cała czwórka szła w kierunku końca pomostu, do którego niedługo przybije ogromny okręt. Wzdłuż doku ustawiono różnych wielkości skrzynie, worki oraz inne marynarskie przedmioty. Były doskonałą kryjówką dla podstępnej czwórki, a raczej trójki, bo Morty oddalił się nieco i nie poruszał się wraz oddalającą się grupą jego…
Chwila. Skąd mam pewność, że oni są razem? Z jednej strony nie wszczyna alarmu tylko ich kryje, obserwuje ich ruchy i nic więcej. W tej chwili Morty wyjrzał delikatnie zza swojej kryjówki, szukając swoich ziomków. Byli blisko kładki, którą zdążyli już opuścić marynarze ze statku, który właśnie cumuje. Z drugiej jednak… może być kimś, kto pracuje w wydziale prawa lub straży i ma za zadanie złapać ich na gorącym uczynku…
Czemu ja zawsze próbuję znaleźć w kimś dobro?
Po chwili akcja się zaczęła.
Gdy dwa wilki zeszły z trapu i odwróciły się plecami do nieproszonych gości, ci szybko i po cichu wbiegli na pokład statku. Słychać było kilka głuchych dźwięków, trzask a następnie te dwa wilki – dwa szare samce – pobiegli z powrotem na statek. Kolejny trzask, nawet chyba krzyk a potem…
Cisza.
Nie było słychać żadnych odgłosów, nawet od strony załogi statku. Czyżby… ich… – nie mogłam dokończyć myśli.
Te kilka minut trwały wieki. Zauważyłam nawet, że wstrzymuje oddech…
W końcu trzy wilki pokazały się, biegnąc ile sił w łapach po trapie statku. Mieli na sobie torby wypchane złotem, biżuterią oraz innymi drogocennościami.
– Ruchy! – krzyknął kruczoczarny basior. Morty dołączył do nich, również nie szczędząc sił.
Cholera! Teraz całą czwórka biegnie na mnie!
Nie widząc innego wyjścia, ponieważ mogli mnie łatwo zauważyć podczas przebiegania obok, ostrożnie, ale szybko zeszłam do wody, by ukryć się pod pomostem.
Tym razem chwila trwała wieki. Odgłosy ich kroków niosły się po płaskiej tafli wody, sprawiając wrażenie, jakby teraz przebiegali nad moją głową. Ja jednak wolałam poczekać, aż odgłosy ucichną, zwłaszcza ich rozradowane głosy oraz okrzyki zwycięstwa.
Gdy nastała cisza, szybko wyszłam z wody. Widziałam ich w oddali, lecz szybko się poruszali. Natomiast na statku mogli być ranni i potrzebujący…
Zdecydowałam szybko, że muszę za nimi lecieć. Otrzepałam się z nadmiaru wody i wzniosłam się w powietrze, mając nadzieję, że ktoś szybko znajdzie marynarzy.

~*~

– …a więc tutaj macie swoją kwaterę… – szepnęłam sama do siebie, widząc jak cała czwórka wchodzi do pewnego budynku. Byłam na obrzeżach miasta, gdzie, mówiąc łagodnie, nie jest zbyt kolorowo. Kradzieże, brutalne pobicia, morderstwa, handel narkotykami… Aż zadrżałam. Tutaj był sam ból przykrywany agresją, narkotycznym hajem lub w najlepszym wypadku – chęci wydostania się stąd. Miałam kilku pacjentów z tych okolic, także starałam się unikać miejsc, w których od razu wyczuli by, że jestem nietutejsza oraz właścicielką niewielkiej sakwy łusek.
Ale akurat tego budynku nie kojarzyłam.
Zrobił się wieczór, do tego nieciekawy, bo zaczęło obficie padać, przez co przez miasto musiałam śledzić ich z ziemi, nie z powietrza. To było dosyć problematyczne, zważywszy na to, że łatwiej mogli mnie dostrzec z ziemi niż z góry. Miałam tylko nadzieję, że nie zdążyli mnie zauważyć.
Starałam się zapamiętać jak najwięcej szczegółów, by potem przekazać te informacje straży. Budynek był wykonany z białej cegły. Widać było, że jest stary – połowa okien zabite deskami a druga z powybijanymi szybami, dziurawy dach, stare dachówki…
Klimatyczne miejsce.
Cechą charakterystyczną był stary znak karczmy o nazwie… Litery były zbyt rozmazane, żebym je widziała zza rogu budynku z naprzeciwka. Zaryzykowałam. Rozejrzałam się dookoła, a gdy upewniłam się, że nikogo nie ma dookoła, podeszłam bliżej tej starej rudery. Stanęłam pod znakiem i zaczęłam czytać.
"Pod Czarnym Skrzydłem" – tak głosił stary napis. Nie znałam tego miejsca i znać nie chce.
Zaczęłam się wycofywać, lecz nagle pod moją postawioną łapą trzasnęło drewno. Przez te dwie godziny, odkąd ich śledzę, napadało tyle śniegu, że mam go aż po kostki.
Położyłam uszy i rozglądnęłam się.
Nikogo.
Już chciałam uciec stąd, kiedy magiczna łapa chwyciła mnie za pysk i zaciągnęła w ciemność, szepcząc znajomym głosem:
– A ty dokąd?

<Morty? Masz wybór – wydać Ami lub ją puścić. Ale pamiętaj, że może nakablować – bardzo nie lubi złodziei.>
Słowa: 1100= 75 KŁ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics