Tego roku postanowiliśmy razem z Ruth wybrać sobie nawzajem kostiumy. W głębi duszy wiedziałem, że nie będzie to najlepszy pomysł, jednak doszliśmy do tego porozumienia, ponieważ żadne z nas nie mogło nic wymyślić i okazało się, że wymyślenie kostiumy dla drugiego wilka jest o wiele prostsze. Więc jak to się skończyło? Ją przebrałem za wróżkę zębuszkę, ponieważ jak twierdziła, już od dawna nie była szczeniakiem, więc takie dziecinne rzeczy ją najbardziej denerwowały. Słysząc, jak mówiłem o jej różowym kostiumie, nie chciała się zgodzić, dopóki ja nie przyjąłem jej propozycji: kostium zombie tancera. Miał to być błyszczący srebrny kostium zombie, którego historię kiedyś usłyszeliśmy od dziadków. Była to opowieść wilka, który został zabity nożem podczas tańca i od tamtego czasu szuka zemsty. Dlaczego Ruth zaoferowała mi taką propozycje? Ponieważ uznałem tę historię za jedną z największych bredni, jaką kiedykolwiek usłyszałem i szczerze powiedziawszy, będzie mi wstyd wyjść na zewnątrz w tym kostiumie. Mimo tego zgodziłem się z jednego względu – by móc zobaczyć reakcje Ruth, gdy już wyjdzie w różowym kostiumie na miasto i zobaczą ją znajomi. Między nami istniała pewna bardzo widoczna różnica – ją bardzo obchodziło to, co inni o niej myślą.
Jak co roku moja młodsza siostra ruszyła ze znajomymi – bo dłuższej rozmowie o tym, że jeśli będą się z niej nabijać, ona ich nabije na palik – po cukierki, a ja skierowałem się do swoich znajomych wilków, którzy dowiedzieli się o jakiejś promocji w barze i zamierzali to wykorzystać. Niestety wpierw jednak straciliśmy dużo czasu na namówienie młodszego brata mojej znajomej na wyjście z pokoju. Okazało się, że wczoraj Feliks nasłuchał się strasznych historii od swoich rówieśników i nie chciał wyjść z pokoju, co również zatrzymywało Nalę, ponieważ miała oddać go pod opiekę sąsiadce, w której domu odbywała się właśnie impreza urodzinowa najmłodszej osóbki w tamtej rodzinie. Nie mam pojęcia jak długo zapewnialiśmy go, że jeśli wyjdzie na zewnątrz, żaden dyniowaty potwór nie pożre jego mózgu, ale po wielu nieudanych próbach i kilku momentów szarpaniny między siostrą a bratem, udało nam się go wyciągnąć. Gdy Nala była wolna, pognaliśmy do karczmy z nadzieją, że karczmarz nie postanowił zrezygnować z promocji, przez dużą ilość chętnych.
Kto by pomyślał, że strachliwy Feliks w pewnym sensie uratuje nasze wilcze ciała.
Gdy dotarliśmy na miejsce, z karczmy wybiegły trzy wilki. Zaniepokoił nas ich strach w oczach oraz krzyk jednego z nich – nie wyglądało to jak zwykłe halloweenowe przedstawienie. Tym bardziej, że ze środka budynku wydobywały się krzyki przerażenia, a potem zaczęły wybiegać kolejne wilki i… pająki.
- Co się dzieje?! – usłyszałem z boku i spojrzałem na przyjaciela, który zatrzymał jednego z uciekającym wilków, chcąc się rozeznać w sytuacji. Niestety kiedy obok nich przebiegł ogromny pająk oboje zaczęli uciekać. Nigdy w życiu nie widziałem tak ogromnych pająków, może raz we śnie, ale wtedy wiedziałem, że to tylko koszmar.
- W nogi! – ruszyliśmy w jednym kierunku, aż nie dotarliśmy do głównego rynku. Musieliśmy odetchnąć oraz dowiedzieć się, co się stało.
W ciągu godziny jedyne, co udało nam się ustalić to to, że w karczmie wilki zamieniły się w pająki. Na początku sądziłem, że to halloweenowy dowcip, jakiś psikus, ale kiedy w całym królestwie zaczęły biegać zmutowane pająki, wiedziałem, że nie była to robota małych dowcipnisiów.
- Musze znaleźć Ruth! – gdy tylko przypomniałem sobie o tej małej wredocie, opuściłem moich towarzyszy, by pognać tam, gdzie zawsze zbierała cukierki, czyli do jednej z najbogatszych dzielnic w królestwie. Znalazłem ją niemal od razu, ponieważ jej różowy strój wybijał się pośród ciemnych postaci.
- Morty! – siostra ruszyła biegiem w moją stronę. Zauważyłem, że nie miała przy sobie koszyka na cukierki.
- Nic ci nie jest? – samica pokręciła głową i opowiedziała o pająkach, które pojawiły się jakiś kwadrans temu. – Jakaś pani powiedziała, że to przez alkohol w karczmach. Coś było w środku i pozamieniało wilki w pająki – słysząc tę historię, byłem prawie skłonny uznać ją za równie kiepską historię jak tę o tancerzu zombie, ale w tej chwili miałem przed sobą niezbite dowody, w postaci ośmionożnego stwora chodzącego po ścianie. – Chodźmy do domu – powiedziałem do Ruth, która się zgodziła, twierdząc, że nienawidzi tego kostiumu. Przyznałem jej racje.
W drodze powrotnej, którą pokonaliśmy biegiem, tak jak pozostałe wilki, które nie przeszły mutacji, zostałem zatrzymany przez Nalę.
- Tu jesteś – powiedziała łapiąc oddech. Z nas wszystkich ona miała najgorszą kondycję. – Idź do basiorów, potrzebują twojej pomocy.
- Nie zostawię Ruth – Nala stwierdziła, że nie musze się niczego obawiać, ponieważ sama zmierzała do brata, więc mogła się zająć małą pyskatą Ruth. Zgodziłem się, po czym samica pokazała mi kierunek, w którym miałem się udać. Samców spotkałem po przebiegnięciu kilkuset metrów. – Słyszałem, że potrzebujecie pomocy.
Okazało się, że sprawa szybko doszła do uszu władz, które postanowiły natychmiast zająć się tą dziwną sytuacją i poprosiły o pomoc w zebraniu wszystkich pająków, które potencjalnie są wilkami (miałem nadzieje, że wszyscy nimi byli). Mieliśmy je złapać, bądź przyprowadzić jeśli się okaże, że nie są agresywne, na główny dziedziniec, gdzie mieli zostać odczarowani. Jak? Prawdopodobnie sami jeszcze tego nie wiedzieli.
- Jak coś, mamy siatki – stwierdził Cloud, po czym zarządził podział w trzy osobę grupki. Ja wylądowałem z Cloudem i Vegithem w jednej, po czym ruszyliśmy na halloweenowe tropienie potworów, jak to nazwał jeden z moich towarzyszy.
Nie wiedziałem od czego to zależało, ale jeden pająk był agresywny, a drugi nie. Ten pierwszy chciał nas zaplątać w swoją sieć i utopić, a ten drugi nam pomachał i grzecznie ruszył za nami. Jeśli coś mówiły, nie rozumieliśmy ich, a jeśli wilki zamienione w pająki były tego świadome, to ten pierwszy albo był bardzo przerażony, albo nie był jednym z nas. Okazało się, że całkiem sporo wilków zostało przemienionych w pajęcze stworzenia, a kiedy my przyprowadziliśmy naszą drugą ofiarę, w królestwie odnaleziono lekarstwo. Prawdopodobnie dopiero jutro się dowiem, co tak naprawdę było w alkoholu oraz w tym lekarstwie, ale tego, kto to zrobił, będą szukać przynajmniej jeszcze kilka dni.
Znaleźliśmy jeszcze dwa pająki. Jeden był o wiele mniejszy, wyglądał jak dziecko tego drugiego. Co ciekawsze, oboje się nie ruszali, a kiedy podszedłem do nich bliżej, wiedziałem czemu. Śmierdzieli alkoholem.
- To na pewno są wilki – stwierdził Cloud, który wyciągnął siatkę. – Chyba pierwszy raz użyje jej nie do obezwładnienia, a do przeniesienia kogoś – stwierdził z lekkim smutkiem w głosie. Posadowiliśmy upite ciała na sieci, po czym zaczęliśmy je ciągnąć na dziedziniec.
Stwory były ciężkie – przynajmniej ten większy. Porządnie się namęczyliśmy, nim dotarliśmy na miejsce. Okazało się również, że niemal wszyscy zostali już odczarowani, dlatego nasze dwie upite ofiary dostały swoje lekarstwo jak na zawołanie. Najpierw zniknęły kończyny i przez moment na siatce leżały dwie czarne kule. Potem ciała się wydłużyły, tworząc na swoich końcach szyje i ogon. Następne były łapy, wilczy pysk, a na sam koniec ich naturalna sierść. Zmieniło się również to, że ten większy ogromnie chrapał.
- Widać nie próżnowali – stwierdził Cloud. – Znam go, to Barry. Chodź Vegith, zaniesiemy go do domu.
- A ta niebieska? – zapytałem, wskazując na mniejszego wilka, śpiącego tak samo twardym snem jak Barry.
- Ja jej nie znam – Cloud wzruszył ramionami.
- Pracuje chyba w świątyni – dodał Vegith. Westchnąłem, po czym do niej podszedłem i zarzuciłem ją sobie na plecy.
- Więc będzie miała piękny poranek. Od razu będzie mogła popracować.
Jak co roku moja młodsza siostra ruszyła ze znajomymi – bo dłuższej rozmowie o tym, że jeśli będą się z niej nabijać, ona ich nabije na palik – po cukierki, a ja skierowałem się do swoich znajomych wilków, którzy dowiedzieli się o jakiejś promocji w barze i zamierzali to wykorzystać. Niestety wpierw jednak straciliśmy dużo czasu na namówienie młodszego brata mojej znajomej na wyjście z pokoju. Okazało się, że wczoraj Feliks nasłuchał się strasznych historii od swoich rówieśników i nie chciał wyjść z pokoju, co również zatrzymywało Nalę, ponieważ miała oddać go pod opiekę sąsiadce, w której domu odbywała się właśnie impreza urodzinowa najmłodszej osóbki w tamtej rodzinie. Nie mam pojęcia jak długo zapewnialiśmy go, że jeśli wyjdzie na zewnątrz, żaden dyniowaty potwór nie pożre jego mózgu, ale po wielu nieudanych próbach i kilku momentów szarpaniny między siostrą a bratem, udało nam się go wyciągnąć. Gdy Nala była wolna, pognaliśmy do karczmy z nadzieją, że karczmarz nie postanowił zrezygnować z promocji, przez dużą ilość chętnych.
Kto by pomyślał, że strachliwy Feliks w pewnym sensie uratuje nasze wilcze ciała.
Gdy dotarliśmy na miejsce, z karczmy wybiegły trzy wilki. Zaniepokoił nas ich strach w oczach oraz krzyk jednego z nich – nie wyglądało to jak zwykłe halloweenowe przedstawienie. Tym bardziej, że ze środka budynku wydobywały się krzyki przerażenia, a potem zaczęły wybiegać kolejne wilki i… pająki.
- Co się dzieje?! – usłyszałem z boku i spojrzałem na przyjaciela, który zatrzymał jednego z uciekającym wilków, chcąc się rozeznać w sytuacji. Niestety kiedy obok nich przebiegł ogromny pająk oboje zaczęli uciekać. Nigdy w życiu nie widziałem tak ogromnych pająków, może raz we śnie, ale wtedy wiedziałem, że to tylko koszmar.
- W nogi! – ruszyliśmy w jednym kierunku, aż nie dotarliśmy do głównego rynku. Musieliśmy odetchnąć oraz dowiedzieć się, co się stało.
W ciągu godziny jedyne, co udało nam się ustalić to to, że w karczmie wilki zamieniły się w pająki. Na początku sądziłem, że to halloweenowy dowcip, jakiś psikus, ale kiedy w całym królestwie zaczęły biegać zmutowane pająki, wiedziałem, że nie była to robota małych dowcipnisiów.
- Musze znaleźć Ruth! – gdy tylko przypomniałem sobie o tej małej wredocie, opuściłem moich towarzyszy, by pognać tam, gdzie zawsze zbierała cukierki, czyli do jednej z najbogatszych dzielnic w królestwie. Znalazłem ją niemal od razu, ponieważ jej różowy strój wybijał się pośród ciemnych postaci.
- Morty! – siostra ruszyła biegiem w moją stronę. Zauważyłem, że nie miała przy sobie koszyka na cukierki.
- Nic ci nie jest? – samica pokręciła głową i opowiedziała o pająkach, które pojawiły się jakiś kwadrans temu. – Jakaś pani powiedziała, że to przez alkohol w karczmach. Coś było w środku i pozamieniało wilki w pająki – słysząc tę historię, byłem prawie skłonny uznać ją za równie kiepską historię jak tę o tancerzu zombie, ale w tej chwili miałem przed sobą niezbite dowody, w postaci ośmionożnego stwora chodzącego po ścianie. – Chodźmy do domu – powiedziałem do Ruth, która się zgodziła, twierdząc, że nienawidzi tego kostiumu. Przyznałem jej racje.
W drodze powrotnej, którą pokonaliśmy biegiem, tak jak pozostałe wilki, które nie przeszły mutacji, zostałem zatrzymany przez Nalę.
- Tu jesteś – powiedziała łapiąc oddech. Z nas wszystkich ona miała najgorszą kondycję. – Idź do basiorów, potrzebują twojej pomocy.
- Nie zostawię Ruth – Nala stwierdziła, że nie musze się niczego obawiać, ponieważ sama zmierzała do brata, więc mogła się zająć małą pyskatą Ruth. Zgodziłem się, po czym samica pokazała mi kierunek, w którym miałem się udać. Samców spotkałem po przebiegnięciu kilkuset metrów. – Słyszałem, że potrzebujecie pomocy.
Okazało się, że sprawa szybko doszła do uszu władz, które postanowiły natychmiast zająć się tą dziwną sytuacją i poprosiły o pomoc w zebraniu wszystkich pająków, które potencjalnie są wilkami (miałem nadzieje, że wszyscy nimi byli). Mieliśmy je złapać, bądź przyprowadzić jeśli się okaże, że nie są agresywne, na główny dziedziniec, gdzie mieli zostać odczarowani. Jak? Prawdopodobnie sami jeszcze tego nie wiedzieli.
- Jak coś, mamy siatki – stwierdził Cloud, po czym zarządził podział w trzy osobę grupki. Ja wylądowałem z Cloudem i Vegithem w jednej, po czym ruszyliśmy na halloweenowe tropienie potworów, jak to nazwał jeden z moich towarzyszy.
Nie wiedziałem od czego to zależało, ale jeden pająk był agresywny, a drugi nie. Ten pierwszy chciał nas zaplątać w swoją sieć i utopić, a ten drugi nam pomachał i grzecznie ruszył za nami. Jeśli coś mówiły, nie rozumieliśmy ich, a jeśli wilki zamienione w pająki były tego świadome, to ten pierwszy albo był bardzo przerażony, albo nie był jednym z nas. Okazało się, że całkiem sporo wilków zostało przemienionych w pajęcze stworzenia, a kiedy my przyprowadziliśmy naszą drugą ofiarę, w królestwie odnaleziono lekarstwo. Prawdopodobnie dopiero jutro się dowiem, co tak naprawdę było w alkoholu oraz w tym lekarstwie, ale tego, kto to zrobił, będą szukać przynajmniej jeszcze kilka dni.
Znaleźliśmy jeszcze dwa pająki. Jeden był o wiele mniejszy, wyglądał jak dziecko tego drugiego. Co ciekawsze, oboje się nie ruszali, a kiedy podszedłem do nich bliżej, wiedziałem czemu. Śmierdzieli alkoholem.
- To na pewno są wilki – stwierdził Cloud, który wyciągnął siatkę. – Chyba pierwszy raz użyje jej nie do obezwładnienia, a do przeniesienia kogoś – stwierdził z lekkim smutkiem w głosie. Posadowiliśmy upite ciała na sieci, po czym zaczęliśmy je ciągnąć na dziedziniec.
Stwory były ciężkie – przynajmniej ten większy. Porządnie się namęczyliśmy, nim dotarliśmy na miejsce. Okazało się również, że niemal wszyscy zostali już odczarowani, dlatego nasze dwie upite ofiary dostały swoje lekarstwo jak na zawołanie. Najpierw zniknęły kończyny i przez moment na siatce leżały dwie czarne kule. Potem ciała się wydłużyły, tworząc na swoich końcach szyje i ogon. Następne były łapy, wilczy pysk, a na sam koniec ich naturalna sierść. Zmieniło się również to, że ten większy ogromnie chrapał.
- Widać nie próżnowali – stwierdził Cloud. – Znam go, to Barry. Chodź Vegith, zaniesiemy go do domu.
- A ta niebieska? – zapytałem, wskazując na mniejszego wilka, śpiącego tak samo twardym snem jak Barry.
- Ja jej nie znam – Cloud wzruszył ramionami.
- Pracuje chyba w świątyni – dodał Vegith. Westchnąłem, po czym do niej podszedłem i zarzuciłem ją sobie na plecy.
- Więc będzie miała piękny poranek. Od razu będzie mogła popracować.
Nagroda: 150 KŁ + 10 punktów intelektu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz