Leniwie otworzyłem oczy, gdy pierwsze promienie ciepłego słońca wpadły mi przez okno do sypialni. Miałem ochotę jeszcze spać, jednak szansę na to, że zasnę jeszcze raz po przebudzeniu się, były nikłe. Wstałem więc i pościeliłem łoże, na którym zawsze sypiam. Ziewając wyszedłem z sypialni i rozciągnąłem się, tak, że aż strzyknęło mi w kilku kościach. Wziąłem sakiewkę z monetami i zamykając dom, wyszedłem na targ. Nie miałem do niego daleko, gdyż mieszkałem w centrum. Już po chwili było słychać nawoływania kupców, krzyki szczeniaków i rozmowy dorosłych. Mimo iż było wcześnie, na rynku już tętniło życiem. Wymijając dzieciaki i grupki rozmawiających wilków, podszedłem do stoiska z rybami. Kupiec powitał mnie. Zakupiłem pierwszą lepszą rybę, bo w końcu: ryba to ryba. Zapłaciłem i wziąłem to co mi się należy. Gdy mijałem rozmawiających obywateli Królestwa, usłyszałem znajomy mi głos. Był to Pitt. Mój jeden z wielu przyjaciół.
- Hej Hauro! Jak Ci mija poranek? - Zagadnął wesoło przerywając konwersację z dwoma innymi wilkami.
- Wiesz, całkiem dobrze. W końcu trafił się spokojny dzień. Normalnie ktoś by stał pod drzwiami mojego domku, z jakimś niegrzecznym pupilem albo coś w tym stylu. - Odpowiedziałem pół żartem.
- A jak u Ciebie? - Dodałem po chwili zamieniając się w słuch.
- Interes się rozwija, klientów i monet przybywa. - Pitt wyrabiał ręcznie biżuterię.
- Cieszę się Twoim szczęściem, a teraz, ja już muszę lecieć, mój żołądek wyraźnie daje znać, że muszę coś zjeść. - Powiedziałem i zacząłem się oddalać.
- Miłego dnia!
Krzyknął za mną Pitt. Gdy stałem już przed swoim domem, otworzyłem go i wszedłem. Odłożyłem sakiewkę z monetami i przysiadłem w salonie. Odwinąłem papier i usiadłem wygonie w fotelu. Ogon położyłem na oparcie, tak aby jego końcówka zwisała z drugiej strony. Była to najwygodniejsza pozycja, z tym typem ogona. Stwierdziłem, że dzisiaj nie będę czytać przy śniadaniu, nie trwałoby to zbyt długo. Ryba pachniała aromatycznie. Pochłonąłem ją w kilku kęsach. Była wyborna. Papierek wrzuciłem do kominka, wieczorem go spalę. Skoro na razie nikt nie przyszedł, mogłem zająć się czytaniem. Wstałem więc i wchodząc do ciemnych, drewnianych schodach, wszedłem do biblioteki. Usiadłem przy biurku i zagłębiłem się w lekturze.
Słowa: 343 = 22 KŁ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz