czwartek, 2 lutego 2023

Od Asmodaya CD. Rosa

Głos tłumu niósł się jak grzmot. Wibrował w kamieniu, rozlegał się echem wśród zapoconych, pustych ścian. Pył osypywał się z belek podtrzymujących sufit, drżących pod dudnieniem setek łap. Ogłuszające dzwony okrzyków zachwytu męczyły uszy, głośne wycie rozchodziło się brzękiem po kościach. Trybuny były wypełnione po brzegi, wilki niemal z całego Królestwa zjechały się, żeby obejrzeć rozlew krwi i obstawiać najsilniejszych wojowników.
Raksha zadrżał, gdy jego łapy w końcu stanęły na ochrzczonym krwią piasku. Brakowało mu tego uczucia, przypływu adrenaliny, tłumu wykrzykującego jego imię.
Dumnie uniósł łeb, przechodząc przez arenę, którą równie dobrze mógł nazywać swoim domem. To, kim był wcześniej nie miało tu żadnego znaczenia. Teraz był czempionem, Niezwyciężonym. Śmiercią i furią, wybrańcem Bogów. 

Jeszcze nie tak dawno był przekonany, że już nigdy nie wkroczy na arenę. Jego ciało zawiodło podczas ostatniej walki i mimo że wygrał, obrażenia, jakie poniósł pozostawiły go w tragicznym stanie, niemal nieodwracalnie przygważdżając go do łóżka. Przez kilka pierwszych dni walczył jedynie ze śmiercią, tkwiąc w ciemnościach i z trudem nabierając kolejne oddechy. Lekarze i sponsorzy już spisywali go na straty, gdy w drzwiach jego posiadłości stanął niezapowiedziany gość. Raksha widział w swoim życiu wiele dziwactw. Potworów, wilków zniszczonych przez stoczone pojedynki, dziwnych stworzeń, z którymi musiał się czasami mierzyć na arenie. Jednak nigdy nie spotkał czegoś tak... innego, jak przybysz który tamtej nocy pojawił się w jego domu. Było mu bliżej do jednej z bestii, o których wojownicy opowiadali sobie przy kuflu zimnego piwa niż do wilka, ale było oczywiste, że czymkolwiek się stał, kiedyś musiał być jednym z nich. Przedstawił się jako medyk i zaproponował sponsorom innowacyjną serię zabiegów, aby przywrócić sprawność ich czempionowi. Jako że postrzegali Rakshę już jako jedynie truchło, zgodzili się bez chwili zastanowienia, z kpiną śmiejąc się przybyszowi w twarz. 
Ból, jaki czempion doświadczył przez te kilka dni, do tej pory wypełniał go trwogą i sprawiał, że jego wnętrzności wypełniały się lodem. Był również przekonany, że kościsty pysk medyka już na zawsze pozostanie w jego koszmarach. 
Wiercił się i szarpał w ciężkich, skórzanych uwiązach, które przytrzymywały go na blacie metalowego stołu. Medyk powoli zanurzył kolejną igłę w ciało wojownika, wbijając ją aż po samą kość. Poczuł ogień, palący ból. Wytrzeszczył oczy, źrenice błękitnych ślepi rozszerzyły się, a ból przenikł jego całe ciało i pozbawił go tchu. Zaciskając powieki, zobaczył w ciemnościach blade gwiazdy, pewien, że za chwilę straci przytomność. Cierpienie, jakie zaczęło przeszywać jego ciało było nieporównywalne do niczego, co kiedykolwiek doświadczył. Ryk agonii przeszył pracownię, gdy kolejne urządzenie zostało wprowadzone pod jego skórę. Poczuł ciężar dziwnej substancji wypełniający jego żyły, a później przez każdy jego nerw, każdy mięsień rozlał się ból tak potężny, że zawartość jego żołądka podeszła mu do gardła. Gdy uchylił powieki, zobaczył przed sobą wściekłe spojrzenie czerwonych ślepi i zaskomlał, szukając w nich, choć odrobinę empatii, ciepła. Czegokolwiek co załagodziłoby cierpienie pulsujące w jego ciele i rosnące z każdą sekundą. Wilk jedynie przechylił łeb i odsunął się, odwracając się do skrzynki rozstawionej za jego plecami. Zaczął otwierać kolejne fiolki i mieszać komponenty, zanim sięgnął po jeszcze kolejną żelazną igłę. Zanurzając jej koniec w płytkiej szklanej miseczce, uśmiechnął się do pacjenta, którego całe ciało skręcało się w konwulsjach. 
Brzdęk jego pazurów uderzających o podłogę, gdy kuśtykając okrążał stół raz po raz, do tej pory rozbrzmiewał w tle jego każdego snu.

Asmoday patrzył, jak Raksha wychodzi na arenę, wśród okrzyków i wiwatu zgromadzonego na trybunach tłumu. Krótka, ruda sierść okalała ogromne, muskularne ciało czempiona, które mogłoby być wyrzeźbione przez samych Bogów. Był umięśniony i twardy, ale jednocześnie gibki, szept zatrważającej zwinności krył się w napiętych liniach jego ciała. Każdy jego krok wypełniony był niespotykaną siłą, ciężkie łapy opadały na piasek, gdy wojownik dumnie kroczył przed siebie. Jego jasnoniebieskie oczy wypatrzyły Asmodaya w tłumie i Niezwyciężony uśmiechnął się, pochylając głowę w wyrazie wdzięczności. 
Czerwonooki widział sprzedawców handlujących mięsem i winem. Nic tak nie zbliżało wilków do siebie jak miłe popołudnie z masakrą. 
Podłoże zadrżało, gdy mechanizmy pod piaskami ożyły. Mimo aplauzu publiki, wciąż dało się usłyszeć potężny, narastający zgrzyt pod podłogą. Początkowo uniosły się kraty z trzech stron areny, wypuszczając na piaski pozostałych wojowników. Komentator stał w jednej ze specjalnych loży, odziany w czerwone szaty, które wyróżniały go na tle innych wilków. Samiec mówił przez ogromny róg, jego barwny głos niósł się wzmocniony po rozległej przestrzeni.
- A teraz!- krzyknął.- Zacni przyjaciele, panie i panowie! Wyrwany z głębin Południa! Patrzcie, obywatele, Kostnonóg!
Krzyk przewalił się przez tłum, krata w północnym murze areny uniosła się ze zgrzytem. Z ciemnej, głębokiej otchłani wynurzyła się zgroza, jakiej większość zgromadzonych nigdy nie widziała na własne oczy. Ogromny terophes o sześciu kończynach wybiegł na sam środek areny, spieniona ślina kapała z jego potwornej, rozdziawionej paszczy. Monstrum ryknęło i ziemia zatrzęsła się, a tłum odpowiedział, podrywając się, wiwatując i wyjąc. Wilki na piaskach od razu ruszyły do ataku, w końcu byli to najlepsi wojownicy w królestwie, którzy nie lękali się niczego- ni śmierci, ni bólu. Jedynym lękiem czempionów był wstyd klęski. 
Czerwonooki skupiał się jedynie na Rakshy. Na tym, jak porusza się z gracją pod ogromnymi łapami potwora, na tym, jak jego mięśnie poruszają się pod krótką, szorstką sierścią. Był to jego pierwszy udany eksperyment, jedyny, który przeżył. Wciąż nie mógł wyjść z podziwu, jak ten sam wilk, który jeszcze kilka dni temu nie był w stanie samodzielnie unieść łapy, teraz bez żadnego wysiłku poruszał się z taką płynnością. A to wszystko jego zasługa. W końcu robił postępy, w końcu widział owoce swojej ciężkiej pracy. 
Bestia ryknęła znowu i rzuciła się w stronę tłumu, kiedy ten wrzasnął chórem. Na szczęście żelazny kołnierz i grube łańcuchy zatrzymały monstrum na arenie, nie pozwalając mu zbliżyć się do widowni. Kiedy publiczność zdała sobie sprawę, że nic im nie grozi, zaczęli na nowo wiwatować i skandować, wykrzykując raz po raz imiona swoich faworytów. 
Konferansjer uniósł łapę, prosząc o ciszę. 
Tłum nagle znieruchomiał, jakby powietrze zamarło w piersiach wszystkich zgromadzonych. Ekscytacja panująca na trybunach wypełniała powietrze, kilka niespokojnych łap zatupało, ich dźwięk rozniósł się echem po całej arenie. 
- Zabić!- krzyknął.
Publiczność ryknęła ogłuszająco i entuzjastycznie. Bestia uwięziona pośrodku areny zaczęła wić się, kołysząc się na boki i rozpaczliwie machając zamkniętymi w łańcuchach kończynami. 
- Za mną!- ryknął Raksha na całe gardło.
Wojownicy bez słowa zareagowali na jego wezwanie, rzucając się naprzód z bojowymi okrzykami.

Bestia w końcu padła jak długa na piach, unosząc w powietrze kłęby kurzu i pyłu. Jeden z wojowników poległ, po tym, jak bestia rzuciła nim w jedną ze ścian areny. Raksha radził sobie znakomicie, nawet lepiej niż przed jego urazem, w czasach swojej świetności. To on powalił bestię i teraz stojąc na jej grzbiecie, wyprężył pierś, machając łapą i zachęcając publiczność to dalszego skandowania jego imienia. Zeskakując z ogromnego cielska, podszedł do najbliższego wojownika i pomógł mu podnieść się z piasku, podając mu łapę. Jednak gdy ich łapy zetknęły się, Raksha odskoczył jak poparzony i skulił się kilka kroków dalej. Widownia zamilkła, wilki wychyliły się ze swoich siedzisk, aby bliżej przyglądnąć się wojownikowi, który nagle zaczął kołysać się i zataczać. Dwójka pozostałych wojowników podbiegła do niego, jakby zatroskani zastanawiali się co stało się z ich współpracownikiem. Raksha opadł na grunt, zakrywając pysk łapami i wijąc się na piasku. Do uszu widowni dotarło skomlenie i wycie, wypełnione bólem, zanim ciało czempiona zaczęło wyginać się w nienaturalnych pozycjach. Jego kości zaczęły pękać z gruchotem, z nagle rozrastających się mięśni trysnęła krew. Ciało wojownika zaczęło nagle rosnąć, wśród jego jęków i krzyków. 
Asmoday niemal od razu podniósł się, trącając ramionami swoich pomocników i zrywając ich z trybun. Przeciskając się między zmartwioną widownią, zaczęli po kryjomu uciekać z trybun.
- Co się stało?!- syknął Benares, doganiając swojego szefa.
- Serum jest jeszcze niestabilne. Musimy upewnić się, że...
Głośne, potworne warknięcie zatrząsnęło areną. Wojownik na arenie ryknął tak, że niebiosa zadrżały.
Asmoday obejrzał się przez ramię, zerkając na piaski w dole. Nie dostrzegł nigdzie Rakshy, jednak jego wzrok padł na ogromną bestię, która dyszała, rozglądając się po publiczności. Bestia była wielkości niedźwiedzia, pokryta znajomą, rudą sierścią. Jej błękitne oczy tliły się, jakby z jej ślepi buchał ogień. Przez zaskoczoną widownię przeszło westchnięcie zdziwienia, jednak z inicjatywy komentatora przerodziła się w kolejny krzyk ekscytacji. Wszyscy zepchnęli szok na drugi plan, zakładając, że cała sytuacja została zaplanowana. 
Asmoday kłapnął szczękami na idącego przed nim Edena, który zagapiony wpatrywał się w arenę. Mniejszy basior zaskomlał, gdy ciężkie zęby uszczypnęły jego ogon i przyspieszył krok, przemykając się między rozbawioną widownią z opuszczonym łbem i wzrokiem wbitym w swoje łapy. Skręcili w jedną z trybun, kierując się do wyjścia z całego przybytku. 
- A skąd taki pośpiech?- znajomy głos rozbrzmiał za nimi, sprawiając, że Asmoday zatrzymał się w pół kroku i obejrzał przez ramię. 
Tuż za nimi u ujścia korytarza stał basior o białej sierści, odziany w płaszcz, który doskonale zakrywał wciąż gojące się części ciała. 
- Widzisz, Przywódco Białe- syknął czarny wilk.- Moja praca wymaga więcej wkładu, niż podpisywanie głupich papierków. 
Jednooki obejrzał się za siebie, jego wzrok padł na arenę.
Bestia, w którą przemienił się Raksha ryknęła ponownie, rzucając się na jednego z pozostałych na piaskach wojowników. Publiczność zawyła z zachwytem, trybuny zatrzęsły się pod nagłym ruchem. 
 - Wiesz coś, o czym my nie wiemy [...]- wilk urwał w pół słowa, wycie publiki było na tyle głośne, że kontynuowanie jego wypowiedzi nawet nie miało głębszego sensu. Biały wilk wykręcił pysk, gdy łapa jednego z wojowników została brutalnie wyrwana z jego ciała. 
- Białe- czarny basior westchnął.- Rzeczy, które ja wiem, a ty nie, mogłyby, kurwa, wypełnić cały Lodowy Ocean. 
Asmoday wyciągnął łeb, aby zerknąć na arenę. Gdy tylko jego spojrzenie padło na siejącą zamęt bestię, Raksha gwałtownie uniósł łeb ponad ciało wojownika, które właśnie rozrywał na strzępy, aby jego oczy spotkały się z czerwoną pustką ślepii jego stwórcy. Potwór natychmiast rzucił się przed siebie, gnając w stronę widowni. Dopiero wtedy, publiczność zdała sobie sprawę, że to wcale nie był element zaplanowanego widowiska. Tłum zamarł, gdy wilki uświadomiły sobie, że w porównaniu do Kostnonoga, ta bestia nie była ograniczona ciężkimi łańcuchami. 
Stwór odbił się z zakrwawionych piasków areny, jego przednie łapy wylądowały na trybunach, tuż przed oczami widowni. Gdy podciągnął się, a wielki, nienaturalnie powykręcany pysk kłapnął ogromnymi zębiskami, na trybunach wybuchła panika.
Kurwa.

<Ros?>

Słowa: 1671 = 129

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics