czwartek, 23 lutego 2023

Od Asmodaya CD. Xevy

Pacjent nr. ■■■■■. Dorosła samica Malisabis. 

Pacjentka zgłosiła się ze złamaniem nogi i siniakach na całym ciele. 
Wpływ leczenia: Ogromna poprawa całej aktywności komórek; całkowite wyleczenie wszystkich ran. Złamana kość zrosła się w tydzień.
Skutki uboczne: Zdobyte zdolności widzenia w ciemnościach; może wykonywać zadania w całkowitej ciemności za pomocą słuchu i dotyku.
Uwagi: Próbka odmówiła wszelkich operacji przed zażyciem serum. Mogło mieć to wpływ na szybkość leczenia. 

Streszczenie: Serum może stymulować potencjał biologiczny u badanych.

Nie było słychać nic poza wściekłą burzą śnieżną szalejącą na zewnątrz, bielą odbijającą się od szklanych okien. Nawet trzaskający ogień w otwartym palenisku był zagłuszany wyciem wiatru i jękami chłodu, tak gwałtownych w swojej furii, jakby osobiście go w jakiś sposób rozgniewała. Jak długo trwała zamieć? Określenie pory dnia było wręcz niemożliwe w mroku burzy pokrywającej cały świat bezwzględną bielą. Ogień pod jej łapami zaczynał dogasać, ostatnie kłody zabarwiły się czernią od sadzy i szarością od popiołu. Mamrotała do siebie i do cholernego wiatru, który nie pozwalał jej zasnąć. Zeskoczyła z wygodnego fotela, karmiąc płomienie wyschniętymi i gotowymi na opał jodłowymi konarami. Ogromny, czarny demon siedzący w rogu pokoju ziewnął, ostre jak sztylety zębiska zabłyszczały, jego intensywnie szkarłatne oczy śledziły jej każdy ruch. 
- Nie musisz się tak na mnie patrzeć, wiesz. Gdyby coś miało się stać, już by się stało- przemówiła w końcu. 
Ogromne cielsko podniosło się, stare deski zajęczały pod ciężarem łap basiora. Jego czerwone spojrzenie było jedyną widoczną częścią jego postaci w otaczających go cieniach. Jeszcze raz zmierzył waderę wzrokiem. Jej ciało wyglądało całkowicie naturalnie, nawet noga, która niedawno została przebita przez jej własną kość wyglądała nienagannie. Szare futro już całkowicie zakryło odsłonioną wcześniej skórę.  
- Jeśli cokolwiek się wydarzy, poczujesz ból czy cokolwiek odbiegającego od normy, skontaktuj się ze mną najszybciej jak to możliwe, Kotik- rzucił basior.
Nie planowała go powstrzymać, wiedziała, że byłoby to marnowanie czasu i energii. Skinęła głową, próbując ukryć zawód, który wykwitł na jej pysku. Wskakując na swój fotel, opatuliła się grubym, wełnianym szalem, szykując się na nadbiegający chłód.
Basior odsunął grubą deskę podtrzymująca wejście, po czym otworzył drewniane drzwi, pozwalając by wyślizgnęły się z ramy, gdy ciężki śnieg uderzył w nie od zewnętrznej strony. Uderzył w niego mroźny wiatr, siejąc śmierć w domku, podczas gdy płomienie tańczyły za nim, rzucając długie, tańczące zjawy na ceglane ściany. Chłód nadszedł jak grzmot, uderzając w podłogę i kładąc zimną warstwę śniegu na jego łapy, zadrżał całym domem. Samiec wyszedł za próg, niewzruszony zimnem i zatrzasnął za sobą drzwi. Ekstremalne warunki pogodowe nie stanowiły dla niego problemu, tym bardziej że wcale nie było tak daleko z laboratorium. Słońce świeci. Zamiecie przechodzą. Wilki umierają. Takie było po prostu życie.
Szedł niewzruszony przed siebie, wpatrując się w mrok i ciemności i śniegu, wszystko zalane czernią i szarością. Linia drzew iglastych otaczających domek stanowiła jedynie niewyraźne, fantazmatyczne kształty rodem z horrorów. I wśród okropnego odbicia zachmurzonego nieba majaczał poruszający się cień. 

════ ⋆★⋆ ════

Przechylił łeb, wpatrując się w wilczycę, która praktycznie wlazła mu pod nogi. Jej ciało pokrywała brązowa sierść, całkowicie obklejona śniegiem i soplami lodu. Trzęsła się jak każdy normalny wilk, który stawiał czoło zimowym wiatrom, z ustami zabarwionymi na ciemnoniebiesko od zimna. Gdy uniosła wzrok i ujrzała przed sobą basiora, nagle zamarła, a blask w jej oczach jakby zgasł. Asmoday obdarzył waderę szerokim uśmiechem, szczerząc ostre kły. 
- Wybacz za zaskoczenie, nie mam złych zamiarów- zapewnił spokojnym głosem.- Jedynie zauważyłem, że zbłądziłaś.
Wilczyca otworzyła pysk, jakby starała się coś powiedzieć, jednak jej zęby szczękały tak mocno, że ostatecznie znowu go zatrzasnęła. Zamiast tego jedynie energicznie pokiwała głową. 
- Może chcesz wejść do środka?
Kolejne energiczne pokiwanie głową. 
Tyle wystarczyło?
Rozumiał, że sytuacja wadery była tragiczna. Była uwięziona praktycznie na lodowym pustkowiu, nie wiedząc, w którą stronę się skierować, z zakrwawionymi bandażami na łapach i niemal na skraju wychłodzenia. Nie chciał jednak pokazać, że jej reakcja zbiła go z tropu, więc zamiast tego obdarzył ją kolejnym uśmiechem, po czym pokierował w stronę chatki, którą niedawno opuścił. Starał się osłaniać ją od ostrego, mrożącego wiatru, trzymając ją w cieniu swojego ciała. Wilczyca sama przyległa do niego, zapewne wyszukując ciepła i więcej ochrony od zamieci. 
Zatrzymali się na betonowych schodkach, po czym ogromna łapa uderzyła kilka razy w poranione śniegiem drzwi. Zaledwie kilka sekund później, drzwi stanęły przed nimi otworem, a biała wilczyca przywitała ich z szerokim uśmiechem.
- Jednak nabrałeś rozumu...- zaczęła, po czym nagle zacięła się, gdy dostrzegła waderę przyklejoną do boku samca.- Oh, ojej! Wchodźcie, proszę. 
Zbłąkany wędrowiec wtoczył się do ciepłej chatki i od razu podbiegł do palącego się ogniska. Drzwi zatrzasnęły się, gdy Asmoday pchnął je zadem i przysiadł, blokując wyjście. Kotik już kręciła się przy zmrożonej waderze, opatulając ją milionem kocyków i dorzucając kłody do ognia. 
Po zamieceniu części śniegu, który został pozostawiony na drodze od drzwi, podała im dwie filiżanki ostrej herbaty z miodem, z posmakiem korzenia imbiru i suszonych ziół. Niedługo potem goszczona przez nich wadera przestała się trząść, trzymając w łapach dymiący kubek. Jej skóra znowu przybrała zdrowego koloru i śnieg rozpuścił się na jej sierści, dzięki czemu w końcu przypominała bardziej wilka niż ducha. 
- Ja dziękuję- powiedziała w końcu, choć jej głos dalej trząsł się od zimna. 
- Ależ skarbie, nie ma za co dziękować- zaszczebiotała Kotik. 
- Co robiłaś na zewnątrz w taką pogodę?- Spytał Asmoday, starając się by jego głos zabrzmiał jak zmartwiony.
- Z wyprawy wracałam- odparła wadera.- Xeva jestem. 
Samica wyciągnęła łapę w stronę basiora, jakby sama nie wiedząc, czy dobrze zrobiła. Czarny wilk uśmiechnął się i delikatnie uścisnął wyciągniętą w jego stronę łapę. 
- Asmoday- przedstawił się, po czym spojrzał na ich gospodynię.- A to Kotik.
Kotik uśmiechnęła się, podczas gdy Asmoday mocniej ścisnął łapę Xevy i wbił wzrok w jej bandaże. Były przemoczone, zakrwawione, pokryte brudem i ziemią. Skrzywił się, po czym uśmiechnął się do wilczycy.
- Jeśli pozwolisz, zmienię bandaże. Przeczekamy tu zamieć- zamruczał leniwie.
- Ja dziękuję, panie Asmoday. Taki uprzejmy Pan jest- wadera odwzajemniła jego uśmiech, jej ogon wesoło uderzał w drewniane deski, na których siedziała. 
Wyciągając apteczkę z kuchni, zdjął bandaże i przemył rany. Jej kończyna pokryta była małymi nacięciami, na tyle głębokimi, by puścić krew, lecz nie na tyle, by wyrządzić poważniejszą krzywdę. Nie zadawał pytań, opatrywał różne rany i już dawno przestał się interesować ich pochodzeniem. Gdy wszystko zostało dokładnie wyczyszczone, obwiązał jej łapy świeżym bandażem. Xeva bardzo szybko poczuła się bezpiecznie w ich towarzystwie i w pewnym momencie nagle zasnęła na jego ramieniu, pewnie z wymęczenia. 
- Myślisz, że jest głupia?- zapytał Asmoday, wędrując wzrokiem między waderą śpiącą na jego ramieniu, a Kotik.
Malisabis wzruszył ramionami. 

<Xeva?>

Słowa: 1070 = 74 KŁ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics