wtorek, 28 lutego 2023

Od Lys i Tin, CD. Sakiego

 – Cholera!
Masywne łapy nagle zapadły się w wydeptanym już śniegu, który zazwyczaj utrzymywał ich ciężar, przez wydrążone pod powierzchnią liczne korytarze. Zniknęły w dotychczas twardej bryle aż po samą brodę. Chyba już trzeci raz w tym tygodniu.
Straciły trochę cennego czasu na wygrzebywanie się, a potem na otrzepywanie białych grudek z gęstej sierści. To połączenie było niezwykle uciążliwe, a bardzo lubiło denerwować swoim istnieniem zarówno Lys, jak i spokojniejszą Tin.
– Czy wy nie możecie się gdzieś zwyczajnie przenieść?!
Krzyknęły niby to w eter, choć dobrze już wiedziały, kto był sprawcą ich problemów.
Lemingi. Durne stworzonka, które postanowiły bawić się w budowniczych i niszczyć waderom ścieżki, używane przez nie tak często. Nie miały pojęcia, kiedy one się tu zalęgły, ani dlaczego wybrały akurat to miejsce z całego Lasu Ayre, jednak przez myśl przeszła im czysta złośliwość losu. Rozumiały, że mieszkały w środku lasu, ale bez przesady.
– Jeszcze się z wami rozprawimy – zagroziły w międzyczasie, marszcząc gniewnie brwi.
Stwierdziły, że nie będą się z tym niepotrzebnie użerać, dopóki nie wymyślą porządnego rozwiązania.
Potrząsnęły dumnie łbem i ruszyły w drogę z wysoko uniesioną szczotką ogona. Wdech i wydech. Postarały się skupić na okolicznym krajobrazie. Drzewa łyse, monotonne, ciągnące się aż po horyzont i właściwie to okropnie nudne, a jednak było w nich coś, co dziewczyny lubiły. Za każdym razem patrzyły z szacunkiem na wytwór natury i podziwiały upór roślin żyjących w tak trudnych warunkach. Szron na korze zdawał się nie robić na nich żadnego wrażenia.
– Ostatnio mamy pecha do sąsiadów. Najpierw to dziwne… No, co to tam było, a teraz jeszcze te złośliwe chomiki bez grama rozumu – burknęła któraś.
Mimo wszystko nie mogły długo maszerować bez narzekania.
– Trzeba coś szybko z nimi zrobić, bo jak się wymnożą…
Jednogłosową, ale dwuosobową rozmowę przerwało wołanie o pomoc. Stało się tak, że wilczyce najpierw znieruchomiały i straciły chwilę na rozpoznanie właściciela głosu, zamiast od razu się pospieszyć. Znajomo brzmiał.
Gorączkowo rozejrzały się po okolicy.
– Saki!
Złoty wzrok zatrzymał się na niewielkiej, rudej sylwetce. A właściwie na jej połowie. Nie zdążyły zastanowić się nad tym, jak on znalazł się w takiej sytuacji, po prostu zdecydowały się na ratunek. Zbliżyły się do wydrążonego drzewa, okrążyły badawczo.
Uśmiechnęły się ze współczuciem. Nie śmiały się, bo im samym czasem zdarzało się gdzieś zaklinować ze względu na swoje rogi i doskonale wiedziały, jakie to było upokarzające.
– Czekaj, uwaga, zamknij oczy. Mamy pomysł! – ostrzegły, chcąc uchronić przed możliwymi drzazgami.
Z impetem uderzyły przednimi łapami o grzbiet kory, wkładając w to cały ciężar swojego ciała i własną siłę. Gruchnęło, pękło pod wpływem nacisku, ustąpiło i uległo. Większe gabaryty jednak się na coś przydawały.
– I po kłopocie – wyszczerzyły ząbki, niezwykle dumne z siebie.
Basior mógł się wyswobodzić, doprowadzić do względnego ładu i podziękować. Niestety uszczerbku na godności nie dało się załatać tak szybko, choć Lys i Tin nie wyglądały na takie, przed którymi należało się czegokolwiek wstydzić. Drzewa też już raczej nie dało się odratować, miały tylko nadzieję, że to nie był kłopot.
Zdały sobie sprawę, że już zapomniały, dlaczego w ogóle wyszły z domu, ale nie przejęły się tym za bardzo. Jeszcze raz przesunęły spojrzeniem po lisopodobnym koledze, jakby głęboko się zastanawiając. Był mniejszy, na pewno zwinniejszy…
– Hej, umiesz może polować na lemingi?

<Saki?>
Słowa: 530 = 32 KŁ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics