wtorek, 25 stycznia 2022

Od Ametrine

Przyglądałam się kawałkowi papieru, który zdążył pożółknąć ze starości a kolory, które jeszcze zostały – wyblaknąć. Siedziałam w swoim domowym gabinecie, gdzie zachodzące słońce tańczyło na blacie mojego biurka, na którym leżał pewien przedmiot. Widać było, że to był bardzo stara rzecz, może nawet… starożytna… Nie byłam tego pewna. W pierwszym momencie chciałam oddać ją, lecz po chwili namysłu zrezygnowałam z tego pomysłu. "Dał ci to, a podarunków się nie zwraca…" – pomyślałam, ślęcząc od godziny nad tajemniczą kartką papieru.
Litery wyglądały dziwnie, niektóre zniknęły bezpowrotnie, pozostawiając pustkę oraz niepełną cząstkę przeszłości. Kartka była pomięta a jej brzegi postrzępione, nadgryzione zębem czasu, który nie przeszedł obojętnie wobec tej mapy.
Chwyciłam swoją torbę, spakowałam ostrożnie kruchą kartkę papieru i udałam się do kogoś, komu może uda się rozszyfrować tajemnice tej mapy.

~*Kilka godzin wcześniej*~

Szybowałam na tle błękitnego nieba, wracając od pewnego znajomego, który mieszka dosyć daleko od Centrum, w którym znajduje się natomiast moje mieszkanie. Poznałam go podczas studiów, kiedy trafił do szpitala z nietypową chorobą,  lecz nim je ukończyłam, przeprowadził się do Dyskrytku II, gdzie teraz pracuje jako rybak, z dala od miastowego zgiełku. Jest szczęśliwy ale stara choroba czasami daje o sobie znać – jest to pewnego rodzaju upośledzenie układu odpornościowego, który atakuje m. in. komórki stawowe. Co jakiś czas przylatuję do niego do domu, gdzie podaję odpowiednie leki i uzupełniam jego domową apteczkę, tak, aby nie musiał przebyć takiego kawału drogi, aby kupić parę tabletek. Jak zwykle odwdzięczał się świeżymi owocami morza, które wypełniały brzegi torby. Na dodatek przekazał mi pewną starą butelkę, twierdząc, że wyłowił ją chwilę przed moim przybyciem. Postanowił ją mi podarować w ramach podziękowań, dołączając ją do ryb i innych skorupiaków. Co ciekawe, nie wiedziałam o tym, i dopiero w domu zobaczyłam niespodziankę – podczas rozpakowania ryb szklana butelka spadła na posadzkę, ale się nie rozbiła. Podniosłam ją, myśląc, że to jakiś śmieć, ale zaciekawił mnie sam kształt butelki – misternie zdobiona, z wijącym się wzorem ciągnącym się od szyjki po trzon. Kolor zdążył już wyblaknąć a wnętrze pokryć się dziwnym pyłem ale pod światłem zauważyłam ciemny kształt, który ukrył się we wnętrzu szklanego naczynia, zupełnie jakby chciał schować się przed światem i nie zostać znaleziony.
"Uwielbiam niespodzianki…"

~*Teraźniejszość*~

Najpierw zajrzałam na uniwersytet, gdzie zasięgnęłam rady kilku profesorów. Od dawna nie miałam okazji odwiedzić stare śmieci a obiecałam pewnemu psorowi, że go odwiedzę, zwłaszcza, gdy dostanę pracę w naszym szpitalu. Nie mogłam znaleźć na to wolnego czasu a teraz przelotne przywitanie się i zapytanie o Odkrywcę byłoby trochę… niegrzeczne w moim odczuciu. Postanowiłam udać się na odpowiedni wydział historyczny, aby tam popytać wykładowców i innych pracowników czy nie znają kogoś takiego. Oni natomiast zaproponowali mi odnalezienie pewnej Odkrywczyni. Mieszkała ona, na szczęście, w Centrum, tak więc nie musiałam daleko lecieć. Jednak znalezienie tego domu zajęło mi nieco więcej czasu niż się spodziewałam.
Stałam przed niewielkim, mocno zaniedbanym domkiem, który wyglądał nie najlepiej… Zupełnie jakby miał się w każdej chwili się rozpaść. Deski były spróchniałe a ściany – mocno popękane. W oknach, a raczej w szparach desek, które zakryły szyby, widziałam mnóstwo rozmaitych roślin, każda w osobliwej doniczce. "Czyli jednak ktoś tutaj mieszka…"
Wzięłam wdech i zapukałam niepewnie w drzwi wejściowe, zastanawiając się, czy zastanę gospodynię…

< Zi? Nie porywa, ale liczę na Ciebie, że to rozkręcimy ^^' >
 
Słowa: 526 = 32 KŁ
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics