sobota, 14 marca 2020

Od Pandory CD. Lawrence'a

To drzewo było wielkim odkryciem. Tyle razy Pandora tutaj wchodził, a jeszcze nigdy nie trafiło mu się coś podobnego, pewnie dlatego, ze nie próbował pływać w tej wodzie, ale czuł malutką zazdrość, że samiec odkrył to za pierwszym razem – to co, że przez przypadek i to jeszcze przez niego. Po chwili jednak zazdrość zniknęła, gdy zdał sobie sprawę, że dość bardzo podoba mu się poznawanie tego miejsca z brązowym wilkiem. Nie miał kiedy się zastanowić nad powodem, ponieważ wilk, który chciał upolować łanię i który ich śledził, pojawił się znikąd; a prawie o nim zapomniał. Walka z takim silnym magiem wody byłaby okropnie ciężka w pojedynkę, dlatego cieszył się, że Lawrence go nie zostawił. Nie spodziewał się jednak, że ich droga wyjścia zostanie zasypana, a oni będą zmuszeni odnaleźć nowy. 
Aby oświetlić jaskinię, w której niestety nie było świetlików, Pandora wyczarował błędne ogniki. Miał nadzieję, że pokażą im one wyjście, tak jak robiły to zawsze, kiedy skrzydlaty wilk je tworzył, ale tym razem skończyło się na trzech płomyczkach, które znajdowały się blisko białego wilka i nie chciały od niego odejść. To oznaczało jedno: nie było stąd wyjścia. 
- Od razu lepiej – odezwał się jego towarzysz, który lekko się uśmiechnął, gdy tunel został chodź trochę rozjaśniony. - Idziemy? - spojrzał na przyjaciela, który po krótkiej chwili zawahania, pokiwał głową. Nie chciał mu mówić o tym, że płomyki nie czują wyjścia, wolał dać mu nadzieję, bo może one się mylą? Mówi się, że istnieją wyjątki od reguły, może to był jeden z nich, wyjątek, który sprawia, że ogniki nie zawsze odnajdują drogę. Zaczął się łudzić, że tak jest, że do wieczora odnajdą drogę i spokojnie stąd wyjdą. Szkoda, że gdy zaczęli iść niekończącym się tunelem, nadzieja powoli gardła w sercu skrzydlatego, a jego przyjacielowi nie uszło to uwadze.
- Nie martw się, na pewno jest stąd jakieś wyjście – starał się go pocieszyć. Pandora tylko pokiwał głową i po chwili oboje stanęli, ponieważ pojawiły się przed nimi aż trzy nowe tunele. Oboje przerzucali wzrokiem z jednego na drugi, nie wiedząc, którą drogę wybrać.
- Będziemy zgadywać – stwierdził biały wilk. Używając prostej wyliczanki, którą pamiętał z dzieciństwa, wybrał im tunel po lewej. Weszli do niego.
Jeden tunel się kończył, drugi zaczynał, trzeci przecinał się z czwartym, piąty okazywał się błędnym, z szóstego musieli zawracać, siódmy i ósmy niczym się nie różnił, a mniejszy przestał liczyć, do ilu tuneli weszli. To wszystko było bezsensu. Krążyli po ciemnych korytarzach, łudząc się, że znajdą wyjście, ale prawda była taka, że tego wyjścia nie było. Ogniki nie opuszczały właściciela ani na krok, a wilki powoli traciliśmy siły. Gdy po raz enty tunel zakończył się skałami, Pandora po prostu usiadł na ziemi, a po chwili położył także łeb na łapach.
- Nie powinienem go atakować, teraz byśmy tu nie utknęli – powiedział trochę załamany, przez co ogniki delikatnie przygasły. Po chwili zobaczył obok siebie łeb towarzysza, który ;ekko się uśmiechał i szturchnął go nosem.
- Głupoty gadasz, dobrze zrobiłeś, to on nie powinien nas atakować – starał się go pocieszyć.
- Ale to my tkwimy w labiryncie i nie możemy znaleźć wyjścia – westchnął zrezygnowany.
- Na pewno jakieś jest – przerwał mu.
- Nie ma, zrozum to. Ogniki zawsze wskazują kierunek wyjścia, jeśli go nie ma, one nie odstępują mnie na krok – odwrócił łeb w drugą stronę. Głupio mu było, że mu tego nie powiedziałem, niepotrzebnie też się łudził, że im się uda. Wszystko zrobił po nic. Lawrence milczał, więc miał wrażenie, że sobie poszedł, ale on po chwili położył się obok białego.
- Poddajesz się? - wzruszył ramionami i oboje zamilkli, nie znając odpowiedzi na to pytanie. Poddać się?
Leżeli, zbierając siły kilka minut, kiedy do uszu skrzydlatego doszedł cichutki dźwięk. Podniósł łeb i długo się w niego wsłuchiwał.
- Słyszysz? - Lawrence także się podniósł, ale pokręcił głową. On dalej słuchał i po chwili był pewny, że to był ptak. Głos dobiegał za ściany, był bardzo stłumiony, ale dla niego dosłyszalny. Wstał i podszedł do kamiennej ściany. Położył na niej przednie łapy. - Słyszę ptaka, za tymi skałami musi być wyjście. Tylko jak je rozwalić? - spojrzał na większego samca, mając nadzieję, że ma jakaś ukrytą moc, która teraz im pomoże.

<Lawrence?>

Słowa: 675

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics