środa, 4 marca 2020

Od Pandory CD. Spero

- Możemy pójść do karczmy, a po drodze zwiedzić stoiska – połączyłem obie propozycje, nie wiedząc, którą wybrać. Mimo wszystko dalej
Stoiska były pełne drewnianych przedmiotów, lodowych i kamiennych figurek, brzozowych pudełek, biżuterii, zabawek dla szczeniaków, ziół, tkanin, ozdób, papierów, regionalnych smakołyków i jeszcze, wiele więcej. Mimo, iż przechodziłem tędy wiele razy, nigdy tak dokładnie się temu wszystkiemu nie przyglądałem, jak teraz. Tak jakbym każdego dnia omijał te fantastyczne miejsce, które w tej chwili tętniło życiem, a nawet więcej. Matki musiały dobrze pilnować swych młodych, by ich nie zgubić w tym tłumie, chociaż gdyby się tak stało, oczywistym jest, żeby najpierw sprawdzić stoisko z zabawkami. Tak, z tego co właśnie zauważyłem, handlarz pozwalał się bawić zabawkami i chociaż to miała być tylko chwilka, szczeniaki ustawiały się tam długa kolejką, by zobaczyć, jak ptak leci do góry, gumowa piłeczka łamie zasady fizyki czy drewniany niedźwiedź buja się na huśtawce z borsukiem. Szliśmy ze Spero obok siebie, aby się nie zgubić, w tym celu wybieraliśmy też te miejsca, w których tłum był nieco rzadszy; czyli głównie szliśmy z boku, a czasem nawet z tyłu straganów. Jeśli mam być szczery, jest tu naprawdę ciekawie, na pewno miałbym co robić, jednak ten tłum i hałas… o wiele bardziej wolałem moją szarą jaskinię w Drugim Dystrykcie. Teraz jednak musiałem odstawić na bok, co wolę, a czego nie, gdyż mam tu mieszkać kilka dni. Stragany się nie kończyły, jakbyśmy krążyli. Dywany, sztuczne kwiaty, ktoś nawet sprzedawał magię w butelkach, chociaż wilki niezbyt chciały mu wierzyć. Zaraz obok sprzedawali lampy, świeczki, figury woskowe, malowidła, farby i naprawdę, naprawdę wiele więcej. Podejrzewam, że znalazłbyś tu każdą potrzebną rzecz. 
- Nie wiedziałem, że mają tu tyle towaru – odezwałem się, kiedy rynek się wreszcie skończył, a my powoli szliśmy do karczmy.
- Chyba tylko dzisiaj tak się rozstawili – odpowiedziała Spero, spoglądając w górę. - W mieście zawsze tak mało widać gwiazd – skomentowała. Powiodłem wzrokiem za nią i się lekko uśmiechnąłem.
- Tak. Gdy mieszkasz na tak zwanym odludziu, jest ich o wiele więcej – zakończyliśmy temat gwiazd, otwierając drzwi do budynku.
Karczma niczym nie wyróżniała się od pozostałych: przynajmniej z mojego doświadczenia, a jednak do takich lokali witałem… bardzo, ale to bardzo rzadko. Niektórzy obrzucili nas przelotnym spojrzeniem, reszta zignorowała. Tylko jeden wilk, siedzący w kącie, dłużej mi się przyglądał, niż bym tego chciał. Starając się nie zwracać na niego uwagi, usiadłem ze Spero przy wolnym stoliku przy ścianie i poszukałem kelnera wzrokiem. Było tu dość głośno, wilki się ciągle śmiały, a nawet waliły łapami w ziemię, nie mogąc wytrzymać ze śmiechu. Po chwili podeszła do nas nie duża samica z czarnym futrem i błękitnymi oczami. 
- Co podać? - jej głos był bardzo melodyjny. Poprosiliśmy o nektar, który po chwili został przyniesiony za pomocą telekinezy. Powąchałem zawartość napoju, głupio przyznać, ale nigdy jeszcze nie piłem czegokolwiek z alkoholem. Nawet z odrobiną.
- Za szczeniaki? - głos Spero wyrwał mnie z zamyślenia. Spojrzałem na nią, nic nie rozumiejąc. - Wypijmy za szczeniaki, aby znalazły dom – wskazała na napój. Po chwili się uśmiechnąłem i przytaknąłem.
Ogólnie rzecz biorąc, nektar wcale nie był tak niedobry, jak myślałem. Nawet mi posmakował do tego stopnia, ze zgodziłem się na kolejną porcję. Musiałem także przyznać, że im więcej go wypiłem, tym lepiej się czułem. Wszystkie złe myśli, jakie mnie nawiedzały od zawsze, nagle zniknęły, mięśnie się rozluźniły, a pysk się otworzył. Nie przeszkadzała mi już ta wrzawa, bo razem ze Spero do niej dołączyliśmy, co jakiś czas głośno się śmiejąc.
- W ogóle, masz kogoś? - zapytałem z czystej ciekawości. Spero wyglądała na bardzo zdziwioną tym pytaniem.
- Nie, no co ty, ja? - uciekała wzrokiem na bok. - Chociaż w sumie jest Lysander… - zamyśliła się. - Ale nie! Gdzie tam – spojrzała na mnie i przez chwilę milczała. - No może… - uśmiechnąłem się, a jej policzki się zaróżowiły. - A ty? Może ty masz kogoś? - zaśmiałem się i pokręciłem głową. Gdy już miałem zaprzeczyć, nagle sobie coś przypomniałem. - Jesteś zawstydzony? Kto to? - zapytała z ciekawskim uśmiechem.
- To nikt! - wyrzekłem się i schowałem łeb pod łapami.
- No ej, ja ci chociaż imię powiedziałam! - szturchnęła mnie, nawet za mocno, przez co prawie się wywaliłem.
- Ale nie dawno go poznałem – odparłem rozbawiony.
- Go? - wyraźnie się uśmiechnęła. - Więc gratuluje, ważne, że masz kogoś na oku – pokręciłem łbem.
- No co ty, to jest tylko przyjaciel – przekręciła oczami, na co pokazałem jej język i po chwili się zaśmialiśmy. - No dobra. Jak będziesz miała szczeniaki, to się z chęcią nimi zajmę – zamówiliśmy trzeci nektar, który miał być już ostatni.

<Spero?>

Słowa: 727

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics