niedziela, 8 marca 2020

Od Valeriana CD. Aarveda

Rannym wilkiem była o połowę mniejsza ode mnie samica o zielonym futrze. Miała ranną nogę, dlatego gdy znalazła się poza pułapką, śnieg zabarwił się na czerwono. 
- Co ci się stało? - zapytałem. Podniosła powoli łeb i spojrzała na mnie półotwartymi oczami. Ciężko dyszała.
- Nie… nie wiem – wymamrotała i znowu położyła łeb na ziemi. Nie chcąc jej bardziej męczyć, jeszcze raz wziąłem ją na plecy, po czym ruszyłem do najbliższego miasta. Centrum nie znajdowało się aż tak daleko, dlatego nim samica całkowicie się wykrwawiła, zdążyłem ją zanieść do lecznicy. Tam zajęli się nią odpowiednie wilki. Zadali mi jedno czy dwa pytania, ale dużo się ode mnie nie dowiedzieli, dlatego szybko dali mi spokój. Byłem pewny, że dobrze się nią zaopiekują, dlatego miałem zamiar opuścić to miejsce i wrócić do siebie, odpocząć po podróży i wrócić do rutyny, w planach tych przeszkodził mi inny wilk. Równie dobrze zbudowany, tylko nieco niższy, posiadający, tak samo jak ja, rogi, w jasnym futrze w cętki, zapytał o zdarzenie z wilczycą. Cóż mogłem mu więcej powiedzieć? Zobaczyłem, pomogłem, przyprowadziłem i tyle. Jeszcze brakowało „odszedłem”, ale tego nie zdążyłem zrobić.
- Bardziej się przydam, jeśli pokaże panu miejsce zdarzenia, gdyż moje obserwacje na nic się panu zdadzą – powiedziałem szczerze.
- Można wiedzieć czemu? - zapytał wojownik.
- Bo nic nie widziałem. Samica leżała w dole, to jej pomogłem i tyle. Chodźmy, pokażę panu miejsce – odwrócił się w stronę wyjścia, odkładając powrót do domu na później. W końcu zajęcie się tą sprawą było na razie najważniejsze; przynajmniej dla wilków, dla niego ta sytuacja była odległą rzeczywistością, którą nie musiał się martwić. Jeśli rzeczywiście coś było w tym lesie i to coś go zaatakuje, wtedy zacznie się poważnie zastanawiać nad swoim życiem.

Droga na to miejsce przebiegła jeszcze szybciej, niż z ranną na plecach. Dobrze zapamiętałem drogę, dlatego po nie całych dwudziestu minutach byliśmy na miejscu. Dziura się nie zmieniła, śnieg dalej w niej leżał, wokół niej znajdowały się nasze ślady. Aarved zaczął się przyglądać pułapce, po chwili dziękując mi za uwagę i pozwalając odejść. Skinąłem głową, życzyłem mu udanego śledztwa i ruszyłem do domu. Mój plan powrotu do rutyny znowu stał się aktualny, jednak gdy wracałem przez las, czułem na sobie czyjś wzrok. Gdy się zatrzymywałem i odwracałem, nikogo nie widziałem. Raz nawet dłużej stałem i się rozglądałem wokół, uczucie obserwacji nie minęło, ale nigdzie nie zauważyłem wroga. Tak jakby był niewidzialny, jakby stał dosłownie przede mną, ale był dla mych oczu niezauważalny. W końcu postanowiłem to całkowicie zignorować i kontynuowałem drogę, kładąc po sobie uszy, aby nic mnie już nie rozpraszało. Jednak jeden dźwięk doszedł do mnie bez problemu.
Był od nie daleko, przypominał dźwięk spadającego drzewa, coś jak niewielki wybuch, po którym zostaje tylko masa dymu, który aktualnie unosił się nad koronami drzew, w miejscu, w którym zostawiłem basiora samego. Przez chwilę stałem w miejscu jak wryty, nie wiedząc o co chodzi, ale gdy pojawił się hałas walki, warczenie i szczekanie, wróciłem na miejsce zdarzenia. To co, że był wojownikiem. Jeśli to większa grupa, może nie mieć szans. A jeśli to jakiś dziwny stwór...

<Aarved?>
Słowa: 503

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics