piątek, 7 lutego 2020

Od Lawrence'a CD. Pandory

Dzień był wyjątkowo piękny. Lawrence odetchnął pełną piersią, kiedy tylko znalazł się na przestronnej polanie. Odwrócił się, by spojrzeć na Pandorę. Mniejszy wilk przeciągnął się, otrzepując ze śniegu. Medyk czuł zadowolenie. W końcu w tak krótkim czasie udało im się odnaleźć dosyć ważne rośliny. W takim tempie będzie mógł wrócić do domu szybko!
Wykopywał właśnie ostatnie ziele, kiedy zimny wicher przeczesał futro basiora. Nim zdążył się obejrzeć, śnieg sypnął im prosto w oczy. Dla Lawrence'a priorytetem było ocalenie roślin. Zasłonił swoim futrem torbę i ruszył biegiem przed siebie. Nie znał kierunku - zaufał prowadzącemu go wilkowi. Białe futro Pandory stawało się coraz mniej widoczne w spadającym puchu. Medykowi wydawało się, że stracił go z oczku, kiedy towarzysz ponownie pojawił się i zaprowadził do skalnej ściany. Znajdowała się w niej wnęka - idealna na schronienie.
Mniejszy basior ruszył pierwszy, znikając w mroku jaskini. Lawrence ledwo przecisnął się przez wąską dróżkę. Futrem zaczepiał o wystające kamienie. Z ulgą westchnął, kiedy znalazł się w ciasnej, aczkolwiek przytulniej jaskini. Usiadł obok Pandory, gdzie zajrzał do torby. Nic nie ucierpiało.
- Dobrze, że zdążyliśmy - rzekł biały wilk. - Jak rośliny?
Medyk odsunął wieko torby, aby pokazać towarzyszowi stan ziół. Kompan wydawał się być zadowolony.
- Położę się na chwilę - poinformował Pandora, zawijając się w kulkę. Lawrence zaś odłożył bagaż i wyjrzał na zewnątrz. Prawdziwa burza śnieżna!
Wrócił do środka i spojrzał na swojego towarzysza. Mniejszy wilk, okrył się skrzydłem, trzęsąc się z zimna. Lawrence spojrzał na niego ze smutkiem. Futro Pandory, znacznie mniej gęste niż sierść medyka, najwyraźniej nie chroniło go wystarczająco przed chłodem. Medyk położył się więc obok niego. Chciał go ogrzać.

~*~

Nastał nowy dzień. Lawrence wstał z lodowatej podłogi. Czuł, jakby przez noc wszystkie jego kości zmarzły doszczętnie. Musiał się więc przeciągnąć. Swoim ruchem zbudził Pandorę, który podniósł łeb i tępo rozejrzał się po pomieszczeniu. Wilki przywitały się i wspólnie zaczęły odgrzebywać zasypane śniegiem wyjście. 
Zajęło im to dłuższą chwilę, ale w końcu przekopali się na drugą stronę. Lawrence z podziwem spoglądał na pokryty puchem krajobraz. Było przepięknie!
Wyruszyli. Medyk co chwila zapadał się w zaspy, jednak jego długie łapy umożliwiały mu łatwe wydostanie się z nich. Pandora miał utrudnioną wędrówkę. Nie tylko problem podróży ciążył nad basiorami. W owych warunkach polowanie nie należało do najprostszych. Zdawało się, śnieg oprócz ziemi, przykrył również wszystkie zapachy zwierzyny. 
Doszli ostatecznie do zamarzniętej rzeki. Lawrence dostrzegł na przeciwległym brzegu roślinę. Zioło było niezwykle ważne w leczeniu zapalenia płuc. Zdobycie go o tej porze niemal graniczyło z niemożliwością! Medyk nie mógł więc przegapić okazji i nie spróbował go zdobyć. 
- Pójdę sam - zaproponował Pandora, stając na lodzie. 
- Wykluczone. - Brązowy basior nie miał zamiaru zostawić towarzysza. Biały wilk skrzywił się i ruszył przodem. Pokonał rzekę w kilku susach, bezpiecznie lądując na śniegu po drugiej stronie. Lawrence zdjął torbę i popchnął ją do kompana. Wolał nie ryzykować możliwości zatopienia jej. Bagaż z impetem uderzył w łapy Pandory, niemal go przewracając. Medyk wszedł na lód, który cicho pod nim zatrzeszczał. Basior pokręcił głową i przesunął się o kilka kroków dalej. Musiał się pośpieszyć. Stawiał łapę za łapą z rozwagą i spokojem. Co jakiś czas zerkał na nawołującego go Pandorę. Dotarł niemal do końca, kiedy usłyszał głośny trzask. Cały jego tył zapadł się do rzeki. Chwilę później zanurzył się w niej cały. Z trudem łapał oddech, szukając oparcia dla łap. Poniósł łeb ponad powierzchnię wody, która kotłowała się wokoło niego. Użył resztki swojej siły, odbił się od dna i wyskoczył na brzeg. Pandora złapał go za kark i pomógł całemu wgramolić się na stały ląd. Wypluł tam resztki lodowatej wody. Futro medyka całkowicie przyległo do jego ciała, odsłaniając szczupłą sylwetkę. Jedynie śmierć nadawała mu objętości. Teraz wydawał się niemal tak drobny jak Pandora. Lawrence kichnął i otrzepał się. Nie tak wyobrażał sobie ich podróż.

<Pandora?>

Słowa: 618

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics