środa, 19 lutego 2020

Od Spero CD. Aarveda


Czekać. Cholera, jak ja tego nienawidziłam. Wystarczająco się w życiu naczekałam i naprawdę nie miałam jakiejś szczególnej ochoty ryzykować, że to czekanie może spowodować poważny uszczerbek na zdrowiu, a może nawet i śmierć, Ash.
Ale nieznajomy miał rację - w takiej zawieji mieliśmy naprawdę nikłe szanse na znalezienie jej. Za to czas, który tu spędzimy, mogłam spożytkować chociażby na przygotowanie zaklęcia tropiącego, a może nawet uda mi się w jakiś sposób skontaktować z Ash, sprawdzić, czy wszystko u niej w porządku...
Z szaleńczego biegu myśli wyrwał mnie głos basiora:
- Przepraszam, nie przedstawiłem się. Aarved.
Spojrzałam na niego kątem oka, przerywając rysowanie runy na śniegu. I chyba dopiero wtedy basior zauważył zaczęty rysunek na śniegu, bo popatrzył na mnie lekko zdziwiony.
- Spero - uśmiechnęłam się nieznacznie. Zatarłam znak łapą, bo bez krwi i tak nie miał mocy, a rysowałam go w zamyśleniu. - Jestem magiem stąd... ten znak - wytłumaczyłam szybko, wskazując łapą miejsce, gdzie przed chwilą znajdowała się runa, żeby nie uznał mnie za wariatkę. Głupio było zniechęcać do siebie na wstępie. - A ty jesteś posłańcem? - wskazałam ruchem głowy torbę u boku basiora. Ten pokręcił lekko głową.
- W zasadzie to służę w wojsku... - zaczął, ale tyle informacji mi wystarczyło. W końcu nie raz widziałam Lysandra z torbą poselską. Skinęłam głową na znak, że rozumiem. - Po co miałabyś teraz... czarować? - zapytał ostożnie.
- Zastanawiam się, co mogę zrobić, żeby nie zmarnować czasu, który będziemy musieli tu spędzić - wyjaśniłam. Popatrzyłam na basiora z lekkim uśmiechem. - I żeby, po wszystkim, móc możliwie najszybciej znaleźć Ash...
- Widzę, że bardzo ci zależy na tym szczeniaku - odpowiedział Aarved z uprzejmym uśmiechem. Ale i pewnym niepokojem widocznym w oczach. Nietrudno było się domyślić, co sobie pomyślał. Mogła sobie nie poradzić... Mogła. Ale to Ashaya. Ją nie tak łatwo zabić.
- Opiekuję się nią. W zasadzie jest dla mnie jak córka.
- Adoptowałaś ją?
- Znalazłam w lesie i przygarnęłam - uściśliłam. - Ale, tak, to w sumie w pewnym tego słowa znaczeniu adopcja - moje spojrzenie zawędrowało w kierunku wyjścia z jaskini. Nadal padało, a wiatr nieprzerwanie wiał z taką samą siłą. Dodatkowo powoli zaczynało robić się zimno. Zadrżałam i lekko skuliłam, strosząc sierść, starając się jak najbardziej ochronić przed chłodem.

<Aarved?>

Słowa: 354

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics