poniedziałek, 19 września 2022

Od Ametrine, CD. Xevy

Płatek śniegu spadł na mój nos wysunięty ku niebu. Stałyśmy na głównej ulicy, kierując się w stronę bram miasta, szykując się jednocześnie na podróż, ale zatrzymaliśmy się przy jednym z budynków. Xeva zniknęła na chwilę w biurze Odkrywców, by zawiadomić swoich przełożonych o jej nieobecności. Ja również powiadomiłam szpital o mojej nieobecności przez najbliższy czas. Gdy wilczyca wyszła z biura ruszyłyśmy. Bezwiednie oddałam się swoim myślom, przestawiając się na mechaniczne, niemal automatyczne stawianie łap na zimnym bruku przysypanym białym puchem. Nie dałabym radę przelecieć Morza sama… A nawet jeśli by mi się udało (pewnie jest jakiś eliksir czy inne zaklęcie, musiałabym zapytać brata) – co z Xevą? Tak więc zostaje przepłynięcie Morza Śródlądowego na pokładzie statku wyposażonego w doświadczoną załogę. Najpierw jednak trzeba udać się do Pevdry, gdzie znajdują się porty oraz jednostki zdolne zabrać ze sobą pasażerów w te niebezpieczne rejony. Owszem, są tutaj porty, jednak żaden tutejszy marynarz ani kapitan nie zgodzi się na przepłynięcie obok Pustych Wysp. Tamtejsze wyspy są pozbawione magii przez co wielu wilków morskich stara się ich unikać za wszelką cenę. Wielu mówi też, że tamtejsze wody są zdradliwe i niepewne a ocean – zawsze głodny niedoświadczonych ofiar, które może pożreć wraz z ich statkami. Dlatego musimy udać się na południe i znaleźć odpowiedniego kapitana oraz okręt, z którym popłyniemy przez morze. Mrugnęłam, wracając do rzeczywistości.
Szłyśmy równym tempem. Xeva była tuż obok, idąc z wesołymi iskierkami w oczach. Znów zanurzyłam się w swoich myślach, kierując się przed siebie. Jej postać była dosyć intrygująca dla mnie. Wygląda jakby mieszkała tu od dłuższego czasu, jednak nie znała do końca panujących tu zasad ani prawa… Miała jednak pogodne usposobienie, wręcz czasami lekkoduszne, ale widać troskę oraz… odpowiedzialność. Gdy powiedziałam jej o roślinach, nie chciała ich tracić, ale była gotowa na… ostateczność…
Przynajmniej mam takie wrażenie…
Na pewno było coś, co przyciągało mnie do postaci Xevy. Być może jest to jej pochodzenie – egzotyczny wygląd, który przykuwa oko, obce tradycje i zwyczaje, jej odmienna osobowość… albo to wszystko na raz. Nie wiem dlaczego, ale przy niej czułam się nudna, nieciekawa i… nieatrakcyjna. Tak, dokładnie. Nie wiem dlaczego. Wzięłam głębszy wdech, chcąc powrócić do chwili obecnej. Zimne powietrze wypełniło nozdrza a potem płuca. Znów byłam obecną umysłem, nie tylko ciałem.
Oddaliłyśmy się od Centrum, lecz dalej byłyśmy na terenie Królestwa. Śnieg opadał powoli z stalowo–szarych chmur. Szalik zaczął zsuwać się z szyi, więc chwyciłam go telekinezą i poprawiłam. Miałam na sobie jeszcze swój płaszcz, wykonany z owczej wełny, który chronił wystarczająco przed zimnem ale nie będzie ono dodatkowym ciężarem kiedy przejdziemy na cieplejsze tereny. Jest wystarczająco ciepły, aby stanowić ochronę przed zimnem, ale też nie jest zbyt ciężki by schować go do jednej z mojej toreb. Na bokach miałam zawieszone dwie duże torby wykonane z ciemnej skóry oraz jeszcze plecak na grzbiecie, także miałam gdzie schować swoje odzienie. Xeva natomiast miała coś w rodzaju narzuty z jelenich skór, która najgrubszą warstwę miała w miejscach, gdzie jej czekoladowe futro było najrzadsze. Miała ze sobą jedną torbę, na lewym boku. Z jej pyszczka nawet na chwilę nie schodził uśmiech. Dookoła panowała martwa cisza, zagłuszana skrzypieniem śniegu podczas stawiania kolejnych kroków. Postanowiłam przerwać tą nieznośny bezgłos.
– Xeva? – zapytałam, a głowa wilczycy od razu wystrzeliła w moją stronę, nastawiając uszu.
– Pani? – wesoły ton zwrócił się do mnie. Oczy wyczekująco wpatrywały się we mnie.
Już otworzyłam pysk żeby zadać jej pytanie o jej profesje, rośliny oraz ogólnie o jej podróż tutaj, kiedy coś usłyszałam…
Z początku wsłuchałam się, lecz zlekceważyłam w fakt usłyszenia dźwięki, kiedy pojawił się jeszcze raz.
Grzmot.
Obróciłam się. Goniły nas niemal czarne chmury, niosąc ze sobą ogromne masy śniegu oraz kurtynę śnieżną. Śnieżyca.
Świetnie.
Moja towarzyszka również dostrzegła nadchodzące zagrożenie. Spojrzała na mnie a następnie znowu na chmurę.
– Schronienie chyba znaleźć musimy… – powiedziała. Kiwnęłam głową i ruszyłam naprzód, zwiększając tempo.

***

– Może tym razem ta jaskinia będzie odpowiednia… – mruknęłam. Poprzednie trzy albo były za ciasne albo już zajęte przez stałych, dzikich lokatorów. Albo jedno i drugie.
Tym razem jednak nam się udało. Jaskinia była wystarczająco duża, żeby zmieścić grupę otyłych wilków. Stalowoszara lodowa ściana to cały wystrój wnętrza. Otrzepałam się z warstwy puchu na grzbiecie, co uczyniła też Xeva. Weszłyśmy do środka w ostatniej możliwej chwili, ponieważ uderzyło w nas czoło chmury, niosąc zaledwie ułamek śniegu w sobie. Teraz na zewnątrz szalała dzika śnieżyca, którą należy przeczekać…
Położyłam swój bagaż na ziemi. Towarzysząca mi wilczyca siedziała przy wyjściu i obserwowała szalejący na zewnątrz żywioł, po czym podeszła bliżej wnętrza i również zdjęła ciężar z grzbietu. Zaczęła się kłaść, ale ja wpadłam na pewien pomysł.
– Poczekaj… – poprosiłam. Musimy bardzo uważać bo z odmrożeniami nie ma żartów. Stworzyłam kryształową platformę, która będzie izolować nasze ciała od lodowatego podłoża, dzięki czemu nie będziemy tracić tam dużo cennego ciepła. Weszłam na platformę, po czym zaczęłam się układać do leżenia. Mimo, że uwielbiam spać w miękkim łóżku nie przeszkadza mi spanie na twardej posadzce. Xevie chyba również.
W końcu miałyśmy chwilę, gdzie zapytałam o przyczynę opuszczenia rodzinnych stron. Oczywiście zaznaczyłam, że jak nie chce, to nie musi o tym rozmawiać.
– Pani się nie martwi! Jasne, że opowiedzieć mogę! Córką kapłanki jestem, mieć ważną rolę miałam, ale bogini inaczej zdecydowała. W urodziny drugie zwiedzać świat postanowiłam. Łapy do Królestwa mnie zaniosły i tak już zostałam…
Byłam lekko zaskoczona. Myślałam, że Xeva przeżyła większą przygodę prowadzącą do Królestwa… Nie jestem rozczarowana, lecz sądziłam, że jej historia nie będzie aż taka… prosta. W zamian opowiedziałam jej o swojej rodzinie. Głównie o bracie, nie chciałam poruszać tematu swoich rodziców… Potem rozmawiałyśmy na różne tematy aż nas obie zmógł sen…

***

Mniejszy szum. Nawet nie zarejestrowałam.
Większy hałas. Przebił się przez warstwę snu, lecz go zignorowałam. Huk. Gwałtownie wstałam.
Zaspanymi oczami dostrzegłam… No właśnie, niemal nic bo było ciemno! Po kilku chwilach wzrok przyzwyczaił się do mroku dostrzegłam warstwę śniegu zagradzającą wyjdzie z jamy. Xeva wstała chwilę po mnie i również potrzebowała chwili na zrozumienie co tu się dzieje…
– Nie, nie nie..! – Podbiegłam do ściany i zaczęłam szybko kopać w sypkim śniegu.
Nic tym nie wskórałam…
Xeva stała niedaleko z położonymi uszami uszami. Sytuacja była kiepska. Bardzo kiepska.
– Musi być inne wyjście…! – powiedziałam, kręcąc się w kółko. Od zasypania naszego wyjścia minęło już trochę czasu. Nie chciałam niczego mówić, ale niedługo może skończyć się nam powietrze…
– Tylko jak znaleźć je? – spytała moja towarzyszka.
– Nie wiem… – zatrzymałam się. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech. – Ale nie możemy się poddać! – Tupnęłam mocno nogą, chcąc pokazać sobie i Odkrywczyni, że się nie złamie.
To był błąd. Duży.
Lód pode mną zaczął skrzypieć dziwnie aż w końcu pojawiło się pęknięcie. W jednej chwili było niewielkie a w drugiej była długa jak moje ciało. Zaczęły się rozgałęziać i biegnąc w kierunku Xevy oraz moim. Obie, jak zaczarowane, patrzyłyśmy na rosnące pęknięcia, aż spękany lód nie wytrzymał ciężaru nas obu…
Nie wiem co się działo potem. Pamiętam tylko zimno, wodę, zagubienie i większe zimno. Ale przede wszystkim zmartwienie co się dzieje z moją towarzyszką. Musimy też odzyskać szybko nasze zapasy, które zostały w głównej grocie.

<Xeva? Ami będzie miała ogromny ból poślada i będzie się obwiniać za to. Mam nadzieję, że się podoba> 
 
Słowa: 1156 = 78 KŁ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics