piątek, 30 września 2022

Od Karwieli - "Z pamiętnika łowcy: Jadowity Wyszczerz," część I

Kiedy Karwiela przystanęła i opuściła głowę, aby napić się wody z biegnącego przez dżunglę wąskiego strumienia coś szybkiego przemknęło po gałęzi wysoko nad jej głową. Nie była w stanie dostrzec istoty, zawiadomił ją jednak cichy szelest poruszanych obcym ciałem liści oraz delikatne skrzypienie drewna. Momentalnie uniosła pysk w górę, wypatrując ewentualnego niebezpieczeństwa, lecz nic specjalnego nie rzuciło jej się w oczy. Zwierzę zapewne schowało się szybko, w strachu przed wzrokiem drapieżcy, jakim była dla niego Karwiela. Tak to sobie tłumacząc, wadera częściowo się rozluźniła i wznowiła marsz przez zaciemniony las, kierując się w stronę dobiegających z oddali odgłosów fal, zwiastujących bliskość poszukiwanej przez wilczycę plaży. 
Jeszcze kilka tygodni temu nie miała pojęcia jak wygląda piaszczysta plaża, trudno bowiem w Królestwie o czysty, niepokryty śniegiem piasek. Nie mówiąc już o lasach deszczowych i ciepłym morzu, które od razu przypadły łowczyni do gustu. Tutaj, na południu kontynentu, ulokowany był zupełnie odmienny świat od tego, który znała na co dzień.
Strumień skręcił w prawo, a niezaznajomiona z terenem Karwiela, mając go za jedynego przewodnika, podążyła wyznaczoną przez niego trasą. Morze było już blisko. Jeszcze tylko kilka kroków i las otworzy się na pustą przestrzeń, odkrywając przed nią niemal białe pole świecącego w słońcu piasku, a na jego końcu ciągnącą się po horyzont wodę.
Coś żółtawego pojawiło się na wysokości jej pyska i wyciągnęło szczypcowate kończyny w kierunku jej oczu. Wadera odskoczyła i na oślep zamachnęła się odwłokiem, próbując trafić intruza. Ten błyskawicznie podciągnął się na gałąź. Karwiela przypadła do ziemi, niskim warkotem próbując odstraszyć napastnika. Był to żółto-zielony stwór o wielu kończynach, który może i przypominałby pająka, gdyby nie był wysokości połowy ciała wadery. 
Jak nazywało się to cholerstwo? Alkar? Alukar Karzeł? Tereny nadmorskie. Agresywny.
Stwór rozwarł szczęki pełne małych, ostrych jak szpikulce zębów. Z ciemnego otworu wysunął się roztrojony język. 
Zębacz. Karłowaty? Jadowity.
W sekundę bestia oderwała się od gałęzi i spadła na ziemię, tuż przed napiętą jak struna wilczycą. Z głuchym łomotem uderzyła o ziemię, wykręcając swoje patyczakowate nogi w makabryczny sposób. Wydawało się, że tym przypieczętowała swoją śmierć. Tak się jednak nie stało, bowiem to, co wyglądało jak przedśmiertne drgawki, było jedynie zamierzonym wyginaniem stawów przedziwnej istoty. Długość dwóch oddechów i bestia już stała, lustrując wilka pozbawionym wyrazu wzrokiem.  
Karwiela zdążyła wycofać się kilka metrów i teraz z chłodną kalkulacją obserwowała zachowanie zębacza. W myślach mignęły jej fragmenty opowiadań tubylców, dzięki którym miała chociaż podstawową wiedzę o stojącej przed nią bestii. Znają dżunglę lepiej niż ty, aparicita*. Nigdy nie odwracaj się tyłem. Lubią wgryzać się w kark.


CDN.


*określenie na łowcę w języku wilków z południa, które powstało poprzez wpisanie słowa "obcy" w tłumaczu google

Ilość słów: 418= 26 KŁ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics