środa, 14 września 2022

Od Vallieany, CD. Jastesa

 Spojrzałam na przyjaciela, który zdawał się przede mną roztapiać niczym postawiony zamek ze śniegu, którego mury, choć w założeniu miały stawiać opór największym burzom i najazdom, po którymś uderzeniu od demona nie dawały już się stawiać od nowa i od nowa. Miały na to za mało czasu, za mało energii. Gdy tylko skończył mówić, wiedziałam, że mogę się utożsamić z jego obawami, które nie opuszczały mnie już od dawna, a moje własne mury upadły. Nigdy w życiu nie czułam w stosunku do nikogo takiej braterskości i wsparcia. Jesteśmy w tym razem, Jastes, nie zostawię cię.
Z lekką niepewnością zrobiłam krok w przód i oparłam głowę o białą szyję, by zaraz poprawić naszą pozycję i po prostu go przytulić, zatapiając nos przy jego boku. Basior w odpowiedzi wyraźnie znieruchomiał i chociaż przez chwilę obawiałam się sprawiać mu dyskomfort, to zdecydowałam, że tak jak on unikał mojego wzroku, tak ja postanowiłam zrobić to samo. Zebranie myśli zajęło mi chwilę.
– Jastes, ty… oczywiście, że ci pomogę. Cała ta sytuacja jest tak chora i dziwna, że gdyby ktoś tydzień temu opowiedział mi podobną historię, to pewnie nie uwierzyłabym za pierwszym razem – zaśmiałam się niezręcznie, nie opuszczając sztywnego boku na krok– Ale to się stało… to znaczy… dzieje się, a my jesteśmy w tym razem i… i ja też się boję, ale choćby nie wiem co, to będę przy tobie i zawsze możesz do mnie przyjść, okej?
Minęła chwila ciszy, nim wyraźnie poczułam jak mój przyjaciel bierze głęboki, roztrzęsiony wdech, a następne mruczy ciche “mhm”, jakby nie będąc w stanie zdobyć się na nic bardziej rozbudowanego. W końcu również zaakceptował swój los (a mój uścisk) i ułożył własny pysk na moich łopatkach. Nieco mi ulżyło, a serce rozdzierane strachem o przyjaciela zabiło spokojniej. Chciałam go wesprzeć, pomóc mu pozbyć się obaw, nawet jeśli moje własne były tylko usilnie skrywane gdzieś z tyłu głowy, pod delikatną, kruszącą się skorupką. Pochyliłam lekko łeb, przylegając policzkiem jeszcze bliżej, kierując wzrok w nieokreślony punkt, a słowa prosto do głębi basiora. 
– Słuchaj, nie czujesz niczyjej obecności, a to dobry znak… na razie dam ci jakieś herbaty na spokojny sen, a jeśli one nie pomogą, to poszukamy rozwiązania gdzieś indziej. Póki co, niczego nie czuję ani ja, ani Vernon, więc będziemy jeszcze bardziej ostrożni. Dziękuję, że mi o tym powiedziałeś. 
Jastes pociągnął nosem, a ja w końcu delikatnie się wycofałam, rozdzielając nas. Chciałam spojrzeć na jego pysk. 
– Zgoda… – odparł, chociaż nie do końca było pewne, na co się zgadzał. Podniosło mnie to jednak na duchu, jego głos zdawał się mniej obciążony duszącymi emocjami. Odwrócił głowę, zmieniając temat – Ten duch jest z tobą cały czas? 
– Ah, tak… To znaczy, czasem gdzieś znika, czasem tylko się nie odzywa… – rzuciłam, jednak widząc, że sivarius wcale nie miał ochoty niczego wtrącać, zdecydowałam się kontynuować. Wznowiliśmy przy tym nasz spacer, obierając kurs na mój dom –Tłumaczył mi to tym, że nasza rzeczywistość ma wiele płaszczyzn i sfer, pomiędzy którymi może się poruszać. To dla mnie dosyć skomplikowane, więc musiałbyś go zapytać o szczegóły bardziej bezpośrednio.
Uśmiechnęłam się. Temat umarł śmiercią naturalną, a my ponownie oddaliśmy się wspólnemu milczeniu, zagrzebując się we własnych bardziej i mniej nazwanych obawach.

<Jastes?>

Słowa: 521 = 31 KŁ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics