sobota, 13 czerwca 2020

Od Ashayi CD. Jastesa

Jak mieć pecha, to po całości, prawda? Nienawidziłam tego, jak często okazywało się to prawdą.
Coś zaatakowało Jastesa. Nie było mi dane zobaczyć momentu samego ataku, basior znajdował się wtedy za mną. Poczułam tylko gwałtowne drgania w sferze magii, potem usłyszałam szmer powietrza, poruszonego gwałtownym ruchem... Odwróciłam się akurat, by zobaczyć, jak Jas przelatuje dobrych kilka metrów w powietrzu, ląduje na lodzie, sunąc po nim i by, na końcu swojej drogi, uderzyć głową w jeden z lodowych kolców. Niczym w zwolnionym tempie widziałam, jak oczy basiora na moment błyskają bielą białek, sekundę zanim opadły na nie powieki. W gardle zamarł mi krzyk, niemal się nim zachłysnęłam, gdy do przerażenia nieciekawym położeniem Jasa doszła świadomość, że basior sam tak sobą nie cisnął...
Zaraz za basiorem skoczył jakiś dziwny, ciemnej barwy stwór, poruszający się tak szybko, że nie zdołałam go dokładnie zarejestrować. Ani jakiś jego cech charakterystycznych, ani nawet rasy czy gatunku, jaki sobą reprezentował. Jedynie ciemną, ogromnych rozmiarów masę.
Rzuciłam się bez zastanowienia w kierunku zamieszania. W głowie miałam tylko jedną myśl, która wręcz krzyczała, bym się pospieszyła. Musiałam uratować Jastesa. Nie brałam w tamtym momencie pod uwagę możliwości, że przy okazji może mi się coś stać. W końcu nie miałam bladego pojęcia, przeciwko czemu chcę stawać, wszystko wydarzyło się zbyt szybko, mój mózg jakby zaciął się na jednej tylko myśli, nie rejestrując niczego poza leżącym kawałek ode mnie nieprzytomnym basiorem. Uratuj go, Ash, uratuj... A co ja, kurwa, próbowałam właśnie zrobić?
Biegłam na złamanie karku w kierunku sceny, która w każdej chwili mogła przerodzić się w krwawą jatkę. Roboty nie ułatwiały mi zdecydowanie wystające miejscami z podłoża lodowe kolce, jak również pęknięcia w lodowej pokrywie. Już w biegu szukałam w myślach zaklęć, które mogłyby mi pomóc w pokonaniu niezidentyfikowanej istoty, zastanawiałam się, z której strony uderzyć, żeby okazało się to najskuteczniejsze. Starałam się wybadać słabe strony przeciwnika, które mogłabym wykorzystać. A przy tym wszystkim musiałam pamiętać, by w amoku, w jaki wpadłam, nie skrzywdzić Jastesa. Był teraz bezbronny, nie zdołałby nawet uskoczyć, gdybym przypadkiem niecelnie cisnęła zaklęciem.
Jakimś jednak cudem, wszystkie moje wątpliwości, starania, by towarzyszącemu mi basiorowi nic się nie stało, nie miały okazji być przydatne. Ledwo dopadłam do nich, wyrzucając z siebie na jednym wydechu słowa zaklęcia, które miało na moment sparaliżować przeciwnika (o dziwo trafiłam), dziwny stwór zaraz po tym, jak odzyskał władzę w kończynach, czyli zanim zdążyłam przygotować kolejne zaklęcie... po prostu uciekł. Zniknął tak samo szybko, jak się pojawił, pozostawiając po sobie dezorientację, może lekką irytację. No i nieprzytomnego basiora.
Cholera.
Nie miałam czasu gonić tego... czegoś. Musiałam się upewnić, że Jastesowi nic nie jest. Podczas tej podróży byłam za niego odpowiedzialna, miałam go chronić i upewnić się, że przesyłka, którą niósł, zostanie bez szwanku dostarczona na miejsca swojego przeznaczenia.
No właśnie. Gdzie jest torba basiora?
Lekko spanikowałam, gdy nie dostrzegłam jej przy Jasie. Basior był, torby brak. Zaczęłam się rozglądać nerwowo po otoczeniu, mając nadzieję, że nie spadła z grzbietu basiora i nie zsunęła się w rozpadlinę pod lodowymi kolcami. Wydobycie jej stamtąd byłoby w zasadzie niemożliwe.
Na szczęście szybko dostrzegłam ją, całą i zdrową, kawałek dalej. Musiała siłą rozpędu posunąć po lodzie. Podbiegłam do niej, upewniwszy się wcześniej, że Jastes oddycha, sprawdziłam, czy była nietknięta - wszystko było na swoim miejscu. To znaczy - papiery. Z oficjalną pieczęcią. Czyli to, co najważniejsze, cała reszta, jeśli basior trzymał w niej coś jeszcze, mogła zaginąć w akcji. Nie zrozumcie mnie źle, wiem, że mógł tam mieć jakieś pamiątki rodzinne albo coś. Ale za zgubienie pamiątek rodzinnych posłańca nie mogliśmy skończyć na szafocie. Z dwojga złego wolałam zgubić je, niż, w efekcie zapodziania gdzieś papierów, stracić życie.
Zabrałam torbę z powrotem do basiora, układając ją u jego boku. Zbadałam jeszcze raz, dokładniej, jego funkcje życiowe. Żył, to na pewno. Oddychał spokojnie i równo, jak we śnie. Nie widziałam także żadnych większych ubytków na ciele, jedynie plamka krwi odcinająca się od białej sierści na głowie basiora. Rana nie była jednak poważna, zasklepiłam ją zaklęciem, którego nauczyła mnie Spero, "na wszelki wypadek". Nigdy nie musiałam używać go na kimś innym, niż na sobie, ale podejrzewałam, że dopóki Jas zostanie w pobliżu mnie, w zasięgu działania mojej magii, rana pozostanie zasklepiona. Z resztą, nawet jeśli byśmy się oddalili od siebie, uszkodzeniu uległa tylko zewnętrzna warstwa skóry. Nie krwawiła na tyle obficie, by natychmiast po ustaniu działania zaklęcia miał się wykrwawić. Przeżyje to, dość gwałtowne, spotkanie czaszką z lodowym kolcem.
Teraz musiałam tylko poczekać, aż odzyska przytomność. Pytanie tylko, ile to potrwa. I czy mamy czas czekać na to.
Cóż jednak innego mi pozostało? Jak dłużej będzie pozostawał nieprzytomny, to po prostu obudzę go jakimś zaklęciem. Tylko musiałabym sobie przypomnieć, czy takowe znam. A tymczasem...
Spojrzałam z pewnym zaciekawieniem na strużkę krwi, która jeszcze nie zdążyła zaschnąć na sierści basiora. Jakimi mocami dysponował? Czy kiedyś mogą okazać się przydatne? Przez moment biłam się z myślami, czy zebrać ją, schować "na później", czy może spróbować przekonać się teraz, co potrafi. Powstrzymałam się jednak. To by było chyba niekulturalne. Chyba na pewno i chyba bardzo niekulturalnie.
Usiadłam więc po prostu koło basiora, żeby kontrolować jego czynności życiowe. Musiałam uzbroić się w cierpliwość i pokłady samokontroli. Bo to wcale nie tak, że ta smużka krwi mnie przyciągała jak magnes... gdzie tam.
Westchnęłam ciężko, zwinęłam się w kłębek koło Jastesa, ułożyłam głowę na przednich łapach, poprawiłam płaszcz, który lekko się zawinął na grzbiecie i zajęłam się obserwowaniem otoczenia. Byle tylko odwrócić swoją uwagę od krwi.

<Jastes?>

Słowa: 900 = 50 KŁ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics