poniedziałek, 22 czerwca 2020

Od Lawrence'a CD. Pandory

Rozglądał się nerwowo, pokonując długimi susami kolejne odległości. Polegał jednak głównie na swoim węchu, który nigdy wcześniej go nie zwodził.
- Nigdzie go nie ma - syknął medyk, zatrzymując się gwałtownie. Pandora zajął miejsce zaraz obok niego. Wyglądał na równie zdenerwowanego. Po chwilowej ciszy, którą wykorzystali na burzę mózgów, biały wilk wezwał znajome już Lawrence'owi ogniki. Lśniące iskierki w ułamku sekundy rozdzieliły się i skierowały w przeróżnych kierunkach. Po dłużącej się chwili, jeden z płomyków powrócił. Pokręcił się nad głową Pandory, następnie wskazał znajdujące się przed nami krzaki. Ruszyli wskazaną drogą. W szaleńczym pędzie zatrzymali się dopiero przed porośniętą cierniami kotliną.
Choć Lawrence próbował przecisnąć się pomiędzy ostrymi kolcami, nie dał rady. Biały wilk również nie podołał zadaniu.
- Zbyt gęsto - stwierdził zasmucony Pandora. - Nie przeciśniemy się. - Po chwilowych przemyśleniach, basior rozprostował skrzydła i wzleciał w niebo. - Więc sprawdzę z góry!
Medyk zadarł łeb do góry, próbując wypatrzeć swojego towarzysza, który po chwili zniknął nad cierniami. Nerwowo kręcił się w miejscu, oczekując powrotu przyjaciela.
- Lawrence! - Usłyszał po upływie paru minut. - Jest, zawołaj resztę, może uda mi się go stamtąd wyciągnąć!
Zgodnie z poleceniem, medyk zerwał się z miejsca. Przecisnął się przez gęste drzewa i tą samą drogą powrócił na miejsce zbiórki. Tam zastał nerwowy patrol. Poinformował ich szybko o najnowszych wieściach i zaprowadził do kotliny.
Tam czekał już na niego Pandora. Lawrence niemal od razu dostrzegł jaskrawe strużki krwi na jego skrzydłach. Dopiero sekundę później zauważył kulący się pod nim mały, szary kształt. Podszedł do przyjaciela i jak później się domyślił, szczeniaka. Od razu przystąpił do pierwszej pomocy.
Początkowo sądził, iż malec jest ranny. Krwawe ślady okazały się jednak jedynie plamami na sierści. Dzieciak nie był ranny.Medyk obwąchał go starannie, próbując ocenić jego stan. Wyglądał na jedynie przestraszonego.
Szczeniak po chwili otworzył powoli oczy i spojrzał na patrol z niemałym przerażeniem. Lawrence trącił go nosem pocieszająco.
- Nikt nie ma zamiaru zrobić ci krzywdy - zapewnił. Mówił jak najspokojniej, próbując zdobyć zaufanie malca. - Możesz nam powiedzieli, co się stało? Obiecujemy pomóc.
Słowa medyka spotkały się z poparciem całej grupy. Szczeniak rozejrzał się niepewnie. Przyglądał się chwilę pyskom zgromadzonych, kiedy nagle pisnął ze strachu.
- Gdzie moja mama?! - jęknął, kuląc się pomiędzy łapami Pandory. Lawrence wymienił spojrzenie z resztą patrolu.
- Nie martw się, zaraz ją znajdziemy - pocieszył szczeniaka biały basior. Położył delikatnie łapę na jego łebku.
- O-ona kazała mi uciekać - tłumaczył przestraszony malec. - Zaatakowano nas po drodze... Mama rzuciła się na dużego wilka i wtedy straciłem ją z oczu...
Sprawa wydawała się niezwykle niebezpieczna. Ktoś krzywdził bezbronnych na bezpiecznej drodze do miasta. Okropieństwo. Medyk najeżył sierść. Szybko muszą odnaleźć najpewniej ranną waderę i jej oprawcę.
- Więc postanowiłeś schować się w krzakach, tak? - upewniał się Pandora, dalej uspokajająco gładząc szczeniaka po jasnej czuprynie. 
- Mhm - potwierdził delikatnym kiwnięciem głową. - Ale wilk ruszył za mną. Nie dał rady jednak przecisnąć się przez gałęzie. Powiedział kilka niemiłych słów i odszedł dalej - wytłumaczył, po czym spojrzał w górę, w stronę towarzysza medyka. - Kiedy mnie wyciągnąłeś, bardzo bałem się, że to on...
- Przepraszam, że napędziłem ci tyle strachu - odparł łagodnie Pandora. - Teraz jednak nie musisz się już niczego obawiać. Zaraz znajdziemy twoją mamę. 
Szczeniak wtulił się w białe futro wilka. Medyk uśmiechnął się delikatnie na ten widok. Chwilę później znacznie spoważniał. Nie mają na to czasu. Jakaś wadera pilnie potrzebuje jego pomocy. 
- Co robimy więc dalej? - zapytał Lawrence, podchodząc do dowódcy. 
- Nie możemy narazić małego na dalsze niebezpieczeństwo - stwierdził basior, spoglądając w stronę szczeniaka. - Będzie lepiej, jeśli wrócicie do miasta. Mamy do czynienia z jakimś psychopatą. Nie możemy pozwolić na skrzywdzenie osób postronnych. 
Medyk kiwnął krótko głową i podszedł do Pandory, aby opowiedzieć mu o decyzji przywódcy patrolu. 
- Przygotuję ci u mnie w domu naprawdę dobre jedzenie - zapewnił Lawrence, przekonując szczeniaka do podróży. - Kiedy zjesz i odpoczniesz, twoja mama na pewno będzie już na ciebie czekała. 

<Pandora?> 

Słowa: 626 = 36 KŁ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics