niedziela, 21 czerwca 2020

Od Spero - "Złodziej snów" cz. II

Sytuacja z wyciąganymi ze snów koszmarami zamiast z czasem się unormować, stawała się coraz trudniejsza do opanowania. Przynajmniej dla mnie. I z każdą jedną nocą coraz bardziej się bałam, że w końcu wyrwie mi się spod kontroli, sprowadzając na mnie i moich bliskich jakąś katastrofę. Jaką? Jeszcze nie wiedziałam. O przewidywaniu skutków, jakie to wszystko ze sobą przyniesie, nie wspominając.
Sytuację pogorszyło pojawienie się u mnie nowej mocy. Dość nietypowej, potencjalnie przydatnej, a jednocześnie cholernie niebezpiecznej. Do tej pory nie wiedziałam, jak dokładnie zadziałał na mnie tamten eliksir, który omyłkowo wypiłam. Czy jego skład miał jakiś wpływ na to, jaka moc się we mnie objawiła? Czy to było już we mnie, a eliksir tylko odkrycie tego przyspieszył? Nie miałam pojęcia. Nie byłam pewna, czy w ogóle ktokolwiek znał odpowiedź na to pytanie.
W każdym razie, przez pojawienie się u mnie tej zdolności, mój problem z koszmarami pojawiającymi się w świecie rzeczywistym rozrósł się, stając się problemem... Cóż, mówiąc krótko, repertuar rzeczy, które mogłam ze sobą bardziej lub mniej chcący przytaszczyć z jednego z moich snów znacznie się rozszerzył. Nie znałam jeszcze moich możliwości, nie wiedziałam, czy mają one jakieś ograniczenia czy nie. Do tej pory dało się jednak zauważyć, że zapowiada się ciekawie.
Natomiast moje problemy ze snem miały się cały czas bardzo dobrze. Niestety bądź stety. Próbowałam znaleźć jednak mimo wszystko jakąś alternatywę dla silnych eliksirów nasennych, które do tej pory przyjmowałam. Coś, co może nie tyle wprowadzało mnie w na tyle silny sen, by umysł nie kreował marzeń sennych, ale chociaż uspokoił te, które ewentualnie mogą się pojawić. Do tej pory nic nie znalazłam.
Prawie zaprzyjaźniłam się już z moimi koszmarami. Prawie.
Nadal przerażały. Z czasem nauczyłam się jednak, jak nie budzić się zaraz po tym, jak jakiś mnie zaatakuje. Choć w taktyce, którą obrałam, chodziło bardziej właśnie o unikanie takich sytuacji. Sytuacji bez wyjścia, możliwości ucieczki... Skupiałam się na ucieczce. I choć na dłuższą metę okazywało się to dla mnie bardziej przerażające doświadczenie, bo im dalej w las, tym dziwniejsze sytuacje kreował we śnie mój mózg. Jednak pozwalało na uniknięcie zabrania potwora ze sobą na jawę, gdy nagle się obudzę na chwilę przed tym, jak jego zęby spotkają się z moim gardłem.
Ale było już lepiej. W pewnych względach.
Bo zamiast koszmarów zaczęłam ze sobą przytaszczać... inne przedmioty. Czasami istoty. Może mniej niebezpieczne, ale... Co z tym zrobić, jak już się znajdzie na jawie?
Im dłużej musiałam się z tym użerać, tym częściej zastanawiałam się, czy to aby na pewno jest moc, czy może już przekleństwo. W końcu... do czego w zasadzie mogło mi się to przydać? Jak do tej pory spotkały mnie w związku z nią jedynie problemy.
Tak jak ten, gdy po przebudzeniu odkryłam przy sobie dziwną, wodną istotę. Nie sądziłam, by takie istniały naprawdę. Przypominały trochę konsystencją meduzy, kształtem w wodzie budziły grozę - zarówno wielkością, jak i kształtami przypominały bowiem... smoki.
Nie wiem, skąd one w moim śnie. Ale osaczyły mnie, gdy wpadłam do wody. A gdy, wciągnąwszy do płuc wodę, zamiast powietrza, tym samym topiąc się we śnie, powróciłam na jawę, musiałam jedną z nich przeciągnąć niechcący do rzeczywistości. Pozbawiona wody szybko straciła również życie... Natomiast ja miałam na głowie dziwnego trupa, z którego obecności w mojej sypialni musiałabym się podwójnie srogo tłumaczyć. Po pierwsze - dlaczego to tu jest, do tego martwe. Po drugie... czym to coś w ogóle jest.
Val na szczęście nie zadawał pytań i gdy przyszedł do mnie, jak codziennie, z pocztą, gdy zobaczył galaretowate truchło... Nie odezwał się słowem. Zostawił pocztę na jej miejscu, a sam zajął się pozbywaniem truchła.
Nie pytałam, co z nim zrobił. Liczyło się tylko to, że się tego pozbyłam i nie musiałam się już tym martwić... potencjalnie.
Bo tak naprawdę każdej nocy, z każdą kolejną dziwną rzeczą czy istotą, którą zabierałam niechcący ze snu, zaczynałam się coraz bardziej martwić... Jak długo to pociągnę? Ile jeszcze czasu minie, zanim nie ściągnę do rzeczywistości jakiegoś dziwnego czegoś, co może wybić nawet całe Królestwo? Ta moja moc, wszystko, co z nią związane, to była jedna wielka niewiadoma. O możliwie niewyobrażalnych potencjalnych skutkach, których bałam się sobie nawet wyobrażać.
Wiedziałam, że długo nie dam rady tak pociągnąć. A nie widząc dla siebie żadnej innej opcji... Postanowiłam w końcu poszukać czegoś w bibliotece.
- Nie wiem, czy będę potrafił ci pomóc - Fen pokręcił ze smutkiem głową, gdy tylko przedstawiłam mu sytuację. - Nigdy wcześniej nie spotkałem się z podobną zdolnością... Choć domyślam się, że może być naprawdę niebezpieczna.
- Nigdy nie mogę mieć pewności, co zabiorę ze sobą do jawy - wydusiłam przez ściśnięte z nerwów gardło. - To jest cholernie niebezpieczne.
Fen popatrzył na mnie smutno. Chwilę trwaliśmy tak, nieruchomo wpatrzeni w siebie, obydwoje mocno główkując, co teraz począć... Aż w końcu Fen powiedział cicho.
- Nie widzę innej opcji, skarbie... Musimy znaleźć kogoś, kto będzie potrafił ci pomóc zapanować nad tą zdolnością. Innej opcji nie ma.
Tak, musieliśmy. Zdecydowanie.

KONIEC CZĘŚCI DRUGIEJ

Słowa: 806 = 45 KŁ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics