środa, 6 stycznia 2021

Od Aarveda - Trening VII

Oddychał ciężko, biorąc głębokie wdechy, próbując uspokoić serce i przeponę. Otrząsnął się, a śnieg i kryształki lodu poleciały na wszystkie strony. Odwrócił się w końcu, pozostawiając za sobą tor pełen lśniących kul, aby stawić czoło kolejnym wyzwaniom trasy.
A kolejnym wyzwaniem trasy okazała się być... Równoważnia. Ruchoma. I łącząca dwa drzewa. Dodatkowo trzeba było na nią wejść - a to też nie należało do nałatwiejszych, o czym Aarved miał się za chwilę przekonać. Postawił dwie łapy na pierwszym stopniu i zorientował się, że nie ma miejsca na tylne kończyny. Westchnął i zrozumiał, że musi się rozpędzić.
Cofnął się na tyle, na ile mógł, aby nie wejść z powrotem na terytorium srebrnych pocisków i napiął mięśnie, aby przygotować się do biegu. Wiedział, że musiał zaufać pędowi, ale bał się, że przy takiej prędkości straci równowagę i nie zdąży jej odzyskać. Nie miał ochoty na upadek z dwóch, trzech czy pięciu metrów, ale nie miał pomysłu na to, jak inaczej wejść na szczyt. Tylko duży rozpęd mógł mu pozwolić na wybicie się na tyle daleko, aby pokonać bardzo wąskie stopnie.
Skoczył więc do przodu, jak najmocniej pracując mięśniami szczególnie tylnych łap, aby nadać sobie jak największy impet. Śnieg wznosił się i opadał, tak jak wznosiła się i opadała zmęczona już klatka piersiowa basiora.  
Skoczył. Dwa zestawy pazurów wbiły się w szpary w drewnie, po czym pchane prędkością, zostały zmuszone do oderwania się od podłoża. Basior podciągnął je pod brzuch, opierając się na silnych tylnych kończynach. Mocno zwijał i rozciągał grzbiet przy każdym skoku, starając się utrzymać przyczepność na jedynie dwóch punktach oparcia z podłożem.
Kolejne susy stawały się coraz to bardziej męczące, a utrzymywanie tempa - uciążliwe. Wilka zaczęły mocno boleć tylne łapy i zad, które najintensywniej  pracowały podczas tego ćwiczenia. Zacisnął zęby, czując, jak z każdym ruchem pieczenie się nasilało.
W końcu jednak znalazł się na samej górze. Zdyszany z ulgą przysiadł na zadnich nogach, dając im chwilę na odpoczynek. Czuł, jak pulsuje mu skóra pod futrem. Szybko się jednak zreflektował i wstał, uprzednio mocno rozciągając obolałe kończyny. 
Przed sobą  ujrzał blok drewna. Był graniastosłupem o podstawie kwadratowej, przez którego środek przełożony został drąg - sprawiało to, że mógł się swobodnie obracać. 
Równoważnia.
Rogacz podszedł do krawędzi i łapą wyrównał pal. Zrobił to głównie dlatego, aby mieć prostą ścieżkę, ale też w celu przekonania się o oporze, jaki stawiało drewno. A był on mniejszy, niż się wojownik spodziewał. 
Nie miał jednak zamiaru się cofać - było to niemożliwe biorąc pod uwagę fakt, że prawdopodobnie rozbiłby sobie swój głupi ryj, próbując zbiec z tak stromych schodów. Westchnął więc i się cofnął, aż siatka asekuracyjna rozpięta kilka metrów niżej zniknęła mu z oczu.
Oparł jedną łapę o chłodny pień drzewa i odpchnął się z niej, wbiegając na równoważnię. Od razu się zachwiał, mocno wbijając pazury w drewno, kiedy grunt zaczął mu się ruszać pod nogami. Przechylił się w prawo, próbując ratować swoją równowagę krótkim ogonem, ale na niewiele mu się to zdało. Przeklnął w myślach swoją naturę Lerdisa.
Stracił przyczepność, ześlizgnął się z równoważni. Wziął głęboki wdech, kiedy w desperacji złapał się przednimi kończynami za wciąż obracający się pal. Podciągnął dyndający w powietrzu zad i udało mu się zaczepić pazurami o platformę startową. Nadążając za ruszającym się graniastosłupem, podciągnął się na przednich łapach i w końcu udało mu się usadowić tyłek na stałym gruncie. Z wielkim trudem, ale mu się udało. Odsunął się niepewnie w stronę schodów, które go tutaj przyprowadziły.
,,O ten trening mięśni brzucha nie prosiłem", pomyślał samiec, dysząc ciężko i patrząc na nieruchomą już równoważnię jak na najgorszego wroga. Nagle wstał i ponownie postawił na niej łapę, tym razem nie zastanawiając się nad chwiejącymi się kolanami i spinającą się ze strachu przeponą.
Parł dzielnie do przodu, kilka razy w panice zaciskając pazury na palu, gdy ten wykonał nieco zbyt gwałtowny ruch. Nie wyglądał najpiękniej, kiedy zaciskał zęby w skupieniu, a zad latał mu z prawej do lewej, ale przynajmniej robił postępy. Szkoda tylko, że jego ogon był tak krótki i wcale nie pomagał mu zachowywać balansu. Instynkt jednak nakazywał mu go używać podczas każdego zachwiania się, przez co nieduża kita przypominała śmigło helikoptera. Na szczęście Aarved był sam, bo stanowił wybitnie komiczne widowisko w tamtym momencie.
Odetchnął z ulgą, gdy udało mu się zejść na pewne podłoże. Spojrzał za siebie, w myślach spluwając na obracające się podstępnie urządzenie i zaczął zeskakiwać po szerokich platformach w dół. 
Ostatni etap ścieżki. Wiedział, że zbliża się ku końcowi, bo każdy taki tor przeszkód kończył się czymś podobnym. 
Test na szybkość.
Właściwie to nie do końca na szybkość, a na szybkie pokonywanie przeszkód. Przez basiorem rozciągała się jasna, biała łuna światła, która emitowana była przez dwa magiczne kryształy przybite do tabliczek naprzeciwko siebie. Jej długość wyznaczała też szerokość toru, który zaczynał się stromą rampą prowadzącą na niewielki most. Dalszych wyzwań Lerdis nie był w stanie dostrzec. Pozostało mu jedynie wyjść im na spotkanie i improwizować.
Wziął głęboki wdech i ruszył najszybszym biegiem, na jaki było go stać. Gdy przeciął jasną linię, zadygotała ona i zmieniła kolor - stała się ciemnogranatowa. Dodatkowo zaczęła przesuwać się w jego kierunku. Szybko. Bardzo szybko.
Basior błyskawicznie wbiegł na podwyższenie. Łapy się ślizgały. Nie zważał na to. Biegł za szybko, aby miało to znaczenie. Momentalnie znalazł się na szczycie, a wtedy przed nosem śmignął mu blok drewna obity miękką skórą. Odskoczył ze strachu, ale już słyszał za sobą strzelanie magicznych iskier. Ponownie ruszył na przód, zgrabnie wymijając lecące na niego wahadła, parę jednak razy o mało się o nie nie otarł. A magia nie pozwalała na żaden błąd. Była tuż za nim, mimo że biegł ze wszystkich swoich sił. Zdecydował się zaryzykować, kupić sobie kilka sekund. Zeskoczył z mostku, zamiast z niego zbiec. Łapy wytrzymały ciężar i impet.
Biegł dalej, natrafiając na grube pniaki. Były bardzo gęsto poustawiane, tak, że musiał wykręcać swoje ciało pod niebotycznymi kątami, aby się koło nich prześliznąć. Zapierał się mocno łapami, gdy wyginał kręgosłup, aby zad nie uderzył z dużą siłą w twarde drewno. Kilka razy mu się nie udało. Skomlał, gdy jego biodra pokrywały się siniakami. Nie miał jednak czasu się użalać.
Adrenalina i tak ukryła ból. 
Ostatni element. Przeskoczył nad niską przeszkodą. Przeczołgał się pod kolejną, albowiem jej góra zakryta była niemalże niewidoczną siatką. Pełzał jak robak, wcierając w swoją sierść błoto i śnieg, gdy słyszał, jak linia się do niego zbliża. Nie patrzył za siebie. Wiedział, że to byłby koniec.
Zerwał się na równe łapy, jeszcze zanim jego zad zdążył wydostać się spod drewna. Zaszarżował na ostatnią barierę. Była wysoka. Była długa.
Odbił się. Szybował. Już miał lądować.
Stracił jednak równowagę. Jego łapa zahaczyła o drąg. Upadł na pysk i przetoczył się kilka metrów, boleśnie wykręcając sobie szyję i kończyny. Próbował zerwać się na równe nogi, ale zakręciło mu się w głowie. Wiedział, że przegrał i czekał tylko na zimne nici, które pochwycą jego ciało.
Żadne zimno jednak nie nadeszło. Zerknął zdziwiony za siebie i zauważył, że łuna, tym razem ponownie biała, zatrzymała się jakiś metr od niego - idealnie nad krańcem oblodzonej deski, nad którą wyraźnie musiał przekoziołkować. Magiczna linia zatrzeszczała i zaczęła się cofać z powrotem w stronę startu, przenikając przez wszystkie przeszkody.
Obolały wilk podniósł się powoli i otrzepał ze stopniałego lodu swoje wybrudzone i spocone futro. Oblizał się po nosie, który piekł go niemiłosiernie - najwidoczniej musiał się w niego uderzyć podczas szalonego slalomu między tamtymi palami. 
Ruszył wolnym krokiem ku bramce końcowej. Rzucił ostatnie spojrzenie na tor, który właśnie ukończył i pogratulował sobie owocnej sesji treningowej. 
Na jego pysku pojawił się delikatny, ledwo widoczny uśmiech.

KONIEC



Nagroda: 2 punkty zwinności

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics