piątek, 8 stycznia 2021

Od Xevy - Trening VI

 Dzień zapowiadał się pięknie. Słońce delikatnie gładziło kostkę brukową na ulicach Centrum i głaskało po głowach przechodniów, którzy, jakby oczarowani przyjemną pogodą, poddali się powszechnej atmosferze spokoju i lekkoduszności - zadziwiająco często wymieniali między sobą uprzejmości, a niezwykle rzadko chodzili z opuszczonymi głowami i wszczynali kłótnie między sobą. Ten nastrój sprawiał, że niejeden wilk szedł do karczmy, zachęcony ogólnie panującą życzliwością. Być może udałby się do niej z przyjaciółmi, a może sam, aby takich przyjaciół poznać. Rzecz w tym, że mnóstwo obywateli Królestwa tego dnia przybyło do miasta w celu zabawienia się i spędzenia miło czasu.
Jednak nie Xeva.
Niczym łosoś, którego ktoś nieco za mocno strzelił w łeb po narodzinach, uparcie przedzierała się przez zajmujące chodnik tłumy, nie zważając na tłok. Nie interesowały ją pysznie pachnące potrawy, które widziała przez okna karczemnych kuchni. Obojętnym spojrzeniem przesuwała po roześmianych pyskach swoich pobratymców. Nawet nie drgnęła jej powieka, kiedy podbiegła do niej wilczyca, zapewne kelnerka, głośno reklamując pobliską knajpkę.
Wadera miała dziś tylko jeden cel - pływanie. I znalezienie ładnych fantów.
Gdy więc wyrwała się z objęć rozweselonego miasta, odetchnęła. Tak duże tłumy ją przerażały. Nie była przyzwyczajona do przeciskania się, zgniatania i zapachów wielu ciał w jednym miejscu. W dodatku dźwięki i hałas dochodzące ze wszystkich stron sprawiały, że zaczynała powoli głupieć. Teraz jednak udało jej się uciec. W takich chwilach zastanawiała się, czy nie popełniła błędu, decydując się na mieszkanko w Centrum. Rozważała już kilka razy jego zmianę, ale zawsze dochodziła do jednego wniosku - ,,Muszę się socjalizować i poznawać tutejszych. Poza tym przeprowadzka zajęłaby mi dużo czasu". Nawet przez myśl jej nie przeszło, że nie miałaby na takową pieniędzy.
Zaczęła się kierować w losowo wybranym przez siebie kierunku. W końcu, po kilkudziesięciu minutach marszu, gwar Centrum i widok jego murów zaczęły znikać. Zastąpiły je obsypane białym puchem drzewka, powalone, pokryte lodem kłody i krzaki pozbawione liści. Mimo tego było zadziwiająco ciepło jak na dzień na Dalekiej Północy. Xeva miała nadzieję, że uda jej się wytrzymać chociaż kilka minut w zimnej wodzie. Wierzyła, że jeśli rozpali ognisko, uda jej się jakoś przetrwać porażający chłód. Ponadto na mapie, którą zdarła z którejś tablicy ogłoszeniowej, były zaznaczone tak zwane ,,gorące źródła". Nie wiedziała, na ile gorące jest to ,,gorąco" ze źródeł, ale trzymała się nadziei, że nie na tyle, aby ugotowało ją żywcem.
Postanowiła przekonać się najszybciej jak to możliwe. Skacząc od drzewa do drzewa, parła przed siebie i nie zdawała sobie nawet sprawy z tego, że w bardzo szybkim tempie oddala się od miasta. Nagle, ku jej zaskoczeniu, las zaczął się przerzedzać, a przed łaciatym nosem pojawił się cel podróży - źródła. Zajmowały niewielką polankę i przypominały trzy wielkie żółwie o błyszczących skorupach, które przysiadły na białym śniegu. Towarzyszył im jednak jeden większy kuzyn - na pierwszy rzut oka o wiele głębszy i bardziej tajemniczy. A tym samym bardziej pociągającym dla Xevy.
Najpierw jednak musiała się przygotować do zanurkowania w wodę. Zebrała szybko suche patyki, ułożyła z nich stosik, podłożyła pod niego rozpałkę i wyciągnęła krzesiwo. Może i miała ograniczone moce, ale potrafiła o siebie zadbać - nauczyła się więc korzystać ze swojej niezgrabnej telekinezy w stu procentach. Po kilku próbach udało jej się wykrzesać iskrę, a niedługo potem na niewielkim ognisku płonął wesoło ogień. 
Nie czekając ani chwili dłużej, Xeva ściągnęła ze swojego grzbietu wytarty, stary płaszcz oraz skórzane, dziurawe torby na znaleziska i położyła je obok paleniska. Nawet przez myśl jej nie przyszło, że ktoś mógłby je ukraść - na szczęście odkrywczyni, nikogo nie było w pobliżu.
Podeszła ostrożnie do parującej tafli wody. Jej szeroko otwarte, błyszczące oczy odbijały się w mętnej toni. Jedynie one były na tyle wyraźne i jasne, aby odcinać się od ciemnej wody.
Przypadła do ziemi, nastawiają na sztorc długie uszy. Wpatrywała się jak zaczarowana we wznoszące się ku powierzchni bąbelki rozgrzanego powietrza. Już nie mogła się doczekać, aż zobaczy je z bliska.
Nagle wyciągnęła umięśnioną, pooraną bliznami łapę i teatralnie zanurzyła jeden palec w jeziorku, nadal wpatrując się w głębiny, jakby zaraz miał z nich potwór. Ciepła. Ale nie gorąca. Idealna.
Zerwała się jak oparzona, wyrzucając śnieg tylnymi łapami, który opadł z plaskiem na ziemię, kiedy wadera wbiegła do wody, przypominając ciemny, uśmiechnięty pocisk. Zaczęła w niej skakać, w radości próbując łapać krople w zęby. Im szybciej machała głową, tym głośniej się śmiała i mocniej zamiatała ogonem. Bawiło ją to, że im gwałtowniej kręciła łbem, tym bardziej jej się w nim kręciło i tym bardziej rozmazywał się obraz, jaki miała przed oczami.
Nagle straciła równowagę i runęła w głąb jeziora, gwałtownie łapiąc ostatni oddech, zanim zupełnie się zanurzyła. Przewróciła się na brzuch i podkurczyła pod niego łapy, przyjmując jak najbardziej płaską pozycję, na jaką było ją stać, po czym zaczęła wachlować długim ogonem, wijąc się przy tym niczym krokodyl. Położyła uszy po sobie i zanurkowała. 
Jej oczom ukazał się cudowny podwodny świat, na jaki liczyła. Mnóstwo skał porośniętych algami i glonami, wśród których kręciły się wielobarwne rybki. Pod niektórymi kamieniami widać było uciekające przed cieniem wadery kraby, a czasami nawet żółte oczy węgorza czy mureny. Flora i fauna gorących źródeł wyglądały zupełnie inaczej niż te obecne w oceanie otaczającym Krainę Wiecznie Skutą lodem.
 Wadera z czystym zachwytem wypisanym na pysku pływała najbliżej dnia, jak tylko mogła, bez ocierania się brzuchem o ostre głazy. Nie mogła się skupić, a jej źrenice przypominały rozmazane paski, nie ogromne czarne koła - tak szybko kręciła głową, próbując nasycić się nowym, otaczającym ją światem. Xeva miała wrażenie, że odkryła bajeczną krainę pochodzącą z legend, do której tylko ona miała dostęp - mimo że te źródła były publicznie dostępne, a ich umiejscowienie było zaznaczone na miejskiej mapie. 
Nagle poczuła gwałtowny ból w piersi. Jęknęła i wypuściła z pyska kilka bąbelków. Odbiła się od piasku tylnymi łapami, o mało nie miażdżąc biednego ślimaka wodnego, i zaczęła unosić się wyżej. Przebiła powierzchnię i wzięła porządny haust powietrza, kaszląc szaleńczo i parskając na lewo i prawo. W zachwycie zapomniała, że musi oddychać!
Uspokoiła bijące szybko serce i odczekała, aż minął ból przepony, po czym ponownie zanurzyła się w toń. Tym razem skupiła się jednak na poszukiwaniach. Czego? Wszystkiego, co było ładne, błyszczące, kolorowe lub po prostu jej się spodobało. 
Zaczęła uważniej przyglądać się lukom pomiędzy skałami, czasami przesuwając głazy lub zupełnie je przewracając. Z początku niczego nie udało jej się znaleźć, jednak nie miała zamiaru przerywać. Mimo że nie zdobyła żadnych błyskotek, udało jej się dostrzec kilka karbów, które momentalnie biegły do następnej kryjówki, gdy tylko samica odsunęła ich dotychczasowe domki. Była przeszczęśliwa patrząc, jak ruszają swoimi małymi nóżkami i patrzą na nią źrenicami nie większymi od główki od szpilki. Kilka razy dostrzegła również nieokreślonego gatunku robaki oraz bardziej lub mniej kolorowe rybki, jednak zakopywały się lub odpływały one tak szybko, że Xeva nie była w stanie przyjrzeć się im wyraźnie.
Musiała znów się wynurzyć i wziąć kolejny zimny, orzeźwiający oddech. Nie marnowała więcej czasu, niż musiała - zanurzyła się tak szybko, że omal nie napiła się wody. 
Nieszczęśliwa passa samicy w końcu się jednak skończyła - pod gęsto porośniętym algami kamieniem, udało się jej znaleźć... Muszelkę. Ale jaką! Była idealnie okrągła z przyjemną dla oka spiralą na górze, a owalnym wejściem po dolnej stronie. Pokrywały ją szare pąkle i brudnobrązowe glony, co nie dodawało jej uroku, a wręcz przeciwnie. Większość wilków prawdopodobnie nie zwróciłoby na takie znalezisko uwagi, ale nie Xeva - ona wiedziała, że aby dojrzeć prawdziwe oblicze muszli, trzeba zajrzeć do jej środka. I nie myliła się. 
Wnętrze skorupki pokrywała perłowa, wielokolorowa masa, praktycznie nienaruszona przez czas czy naloty. Samica momentalnie zawróciła i popłynęła w stronę brzegu, nie mogąc się doczekać zobaczenia nowego skarbu w dziennym świetle. 
Gdy tylko podniosła muszelkę w stronę promieni, wstrzymała oddech, nie mogąc się nacieszyć jej widokiem. Gładka powierzchnia rzucała wielobarwne odblaski na błyszczący w słońcu śnieg. Wadera cały czas obracała okrągłym przedmiotem, nie wiedząc, czy skupić się na zajączkach, czy perłowym wnętrzu muszli.
Po kilku minutach odłożyła znalezisko koło paleniska, ponieważ nie była już dłużej ignorować zamarzającej sierści i drżących mięśni, więc wróciła do ciepłej wody z westchnieniem ulgi. Tym razem udała się w najgłębsze miejsce jeziorka. Wzięła najpotężniejszy wdech, na jaki było ją stać, i zanurkowała.
Tym razem światło ledwo dochodziło do dna, co sprawiało, że wadera musiała mocno wytężać wzrok, aby dojrzeć szczegóły pośród szarej masy kamieni. Miała jednak przeczucie, że to tutaj kryje się prawdziwa fortuna. 
Im dłużej pływała na większej głębokości, tym bardziej jej wzrok przyzwyczajał się do ciemności. Ciśnienie jednak dawało jej się we znaki. Była jednak gotowa zaryzykować bólem uszu i głowy dla niezwykłego skarbu pochodzącego z głębin.
Nagle dostrzegła biel pośród czerni. Przez chwilę krążyła nad tajemniczym przedmiotem, próbując rozpoznać, co dokładnie znalazła, jednak nie była w stanie wysnuć żadnych wniosków. Pozostało jej więc tylko jedno - podpłynięcie do dna i sprawdzenie tego osobiście.
Wzięła więc jeszcze jeden oddech i zaczęła  mocno machać ogonem. Oderwała też łapy od ciała, aby za ich pomocą szybciej posuwać się do przodu. Miała ograniczony czas - mimo że podwodny świat mógłby stać się jej drugim domem, dalej nie wyhodowała sobie sobie skrzeli.
Przetkała nos i położyła swoje łapy na obślizgłych kamieniach. Zaparła się na nogach i przetoczyła głaz w bok, tak, aby uwolnić spod niego tę dziwną białą rzecz.
Kończyło się już powietrze, więc szybko chwyciła nieco obślizgły, zakopany do połowy w mule przedmiot w zęby i zaczęła wypływać. Zezowała na rozmazaną masę przez swoim nosem, ale dalej nie była w stanie go zaklasyfikować do jakiejkolwiek kategorii.
Wyszła na ląd i otrzepała porządnie swoje futro. Dopiero na stałym gruncie poczuła, jak ciężkie było jej znalezisko. Ledwo była w stanie utrzymać szyję w pionie, ale kiedy przekrzywiła ją w bok i z dziwnego przedmiotu wylało się dużo wody oraz piachu, było jej nieco łatwiej. 
Położyła się blisko ogniska, przykrywając się płaszczem oraz kocem wziętym z domu, po czym położyła swój nowy skarb na przednich łapach.
I zamarła.
Czaszka. Ujrzała dużą, pokrytą pąklami czaszkę. Brakowało jej żuchwy, ale reszta była zachowana w zadziwiająco dobrym stanie. Większa część, ta uprzednio zakopana na dnie jeziora, była gładka i niemalże idealnie biała. Ruszający się piasek wyszlifował kość, dzięki czemu stała się miła w dotyku.
Oczodoły były podłużne, podobnie jak zaokrąglona kość nosowa zakończona szczęką z ostrymi zębami. Części z nich brakowało, a większość niebezpiecznie ruszała się w zębodołach, ale jak na czaszkę leżącą nie wiadomo ile czasu na dnie jeziora, była  niezwykle dobrze zachowana. No, może pąkle na puszcze mózgowej wyglądały dosyć dziwnie, ale można je przecież zeskrobać.
Xeva przyglądała się szczątkom oczami wielkości spodków. Nigdy nie widziała czegoś podobnego. Podziwiała złożoną sieć delikatnych, cieniutkich ścianek budujących wnętrze nozdrzy, ogromne kły i niespotykane wyrostki na czole i wzdłuż nosa. Cały łeb był dziwnie wąski i szczupły. Samica zastanawiała się, jak musiała wyglądać taka istota na żywo, a taka wizja jeszcze bardziej ją podnieciła. To coś musiało mieć ogromną paszczę! I na pewno było bardzo piękne! Zaczęła się zastanawiać, w którym miejscu w domu powinna postawić swój nowy skarb. Tak naprawdę czuła, że nie chciałaby się z nim nigdy rozstać.
Podniosła głowę, odrywając na chwilę swoją uwagę od przepięknych kości i spojrzała w dal, w stronę największego jeziora, które odznaczało się od otaczającego je krajobrazu niemalże czarną wodą, wyglądającą jak żałobna wstęga. Jej ogon zaczął uderzać w śnieg, a uśmiech wpełzł na piegowaty pysk. Skoro w małym jeziorku znalazła śliczną muszelkę i tak niesamowitą czaszkę, co może kryć się przed nią w głębszych wodach?
Sama nie wiedziała, że w głównym źródle czaiło się coś znacznie większego od muszelek. I ze znacznie ostrzejszymi zębami niż te, które wypadały ze znalezionej przez Xevę czaszki.



Nagroda: 2 punkty pływania

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics