czwartek, 7 stycznia 2021

Od Karwieli - Trening III

Dopiero co obudzona Karwiela zamrugała leniwie powiekami, uniosła głowę z posłania i szeroko ziewnęła, z widoczną przyjemnością rozciągając zastane po śnie mięśnie szczęki, po czym nie chcąc tracić więcej dnia na lenistwo szybko podniosła się na nogi, lekko potrząsając głową, jakby próbując wyrzucić z niej niepotrzebną już senność. Każdą kończynę z satysfakcją rozprostowała, raz jeszcze pokazała pustej ścianie w swojej jaskini długie zęby i język, a gdy już całe ciało wydawało się powrócić do stanu sprzed snu wyszła z jaskini, zamykając oczy przed rażącą je niespodziewaną jasnością świata zewnętrznego. Ten stan nie potrwał jednak długo, więc już po chwili bezproblemowo rozglądała się po okolicy, mając nadzieję na ujrzenie czegoś nowego, niespodziewanego albo choćby bardziej ciekawego niż poprzedniego dnia. I tak jak każdego ranka odkąd tu zamieszkała doznała zawodu. Nad polaną unosiła się zbawcza dla tutejszych roślin chmura gorącej pary, która stopniowo zanikała w zależności od dystansu dzielącej ją od źródeł. Słońce co chwilę przenikało przez rozsiane po niebie chmury, które spokojny wiatr leniwie pędził po niebie jak owce prowadzone na niebieskie pastwisko. W okolicy ciepłych wód słychać było wiecznie jedną i tę samą pieśń: dochodzące z odległości kilkudziesięciu metrów bulgotanie, cichy szum wiatru, ptasi śpiew. 
To miejsce to prawdziwa oaza dla ptaków oraz będących ich pokarmem robaków. Przez niemal cały dzień "tubylcom" towarzyszą najróżniejsze dźwięki rzadko spotykanego gdzie indziej ptactwa, okolica jest usłana piórami, a w czasie deszczu nierzadko do jaskiń, także tej Karwieli, trafiają mali podniebni bracia szukający schronienia. 
Uwielbiała to miejsce, będące teraz jej domem i z pewnością nie zmieniłaby go nawet gdyby ktoś ofiarował jej za to pieniądze czy pozwolił na stałe oraz za darmo zamieszkać w gospodzie, z dostępem do baru o każdej porze dnia i nocy. Jednak jej awanturnicza dusza często potrzebowała odskoczni od normalności, której Gorące Źródła jak na razie niestety nie mogły zapewnić. Lekarstwem na tę przypominającą o sobie czasem przypadłość okazała się jakby specjalnie dla niej stworzona praca łowcy. Narażanie życia.  Doskonalenie umiejętności. Pochwały i legendy na jej cześć.
Tak, to zdecydowanie coś, co okazało się jej życiowym powołaniem a nie, jak wcześniej myślała, bycie przejezdną skarbnicą bajek i gawęd, które opowiadała młodym i starym w zamian za dach nad głową oraz jedzenie.
Na dzisiaj jednak zaplanowała coś innego, może mniej niebezpiecznego, ale za to równie potrzebnego - trening. A że z natury była bardzo ambitna i wykorzystywała każdą szansę do poprawienia swoich umiejętności, by nikt i nic nie mogło jej zaskoczyć, myślała o nadchodzącym dniu nie jak o mordędze, lecz czasie szlifowania talentów, które posiadała. 
Zawróciła do jaskini, zastanawiając się co będzie jej potrzebne do potencjalnych ćwiczeń i tocząc spojrzeniem po wszystkich skrzyniach i półkach, które własnoręcznie zrobiła zaczęła układać plan na najbliższe godziny. Po niedługiej chwili niezdecydowania złapała w zęby linę i nie wypuszczając ze szczęk zarzuciła sobie na grzbiet, decydując że resztę materiałów znajdzie w dogodnym miejscu, po czym ponownie wyszła na zewnątrz i rozpoczęła wędrówkę tam, gdzie ją łapy poniosą, rozglądając się za jakimś wzgórzem, które w dodatku byłoby w pobliżu lasu. Sploty niesionego przedmiotu w trakcie ruchu przechyliły się na prawą stronę, grożąc spadnięciem i koniecznością zwijania go ponownie, lecz zanim ten scenariusz zdołał wejść w życie waderze wpadło w oko idealne miejsce do dzisiejszego treningu, wyłaniające się zza drzew: pocharatana sporymi kamieniami górka, u podnóża której rosło kilka brzóz, sosen i innych trudnych do określenia drzew.
-Świetnie- uśmiechnęła się z zadowoleniem, podskakując lekko by umieścić linę w wygodniejszej pozycji i szybkim krokiem ruszyła w stronę jej dzisiejszego pola treningowego, które im bliżej się znajdowała tym bardziej rosło w oczach, budząc ekscytacje na samą myśl o zadaniu, które sobie wyznaczyła. Cieszyła się, że droga z domu zajęła jej tylko kilkanaście minut, mogła więc bez przeszkód mocno się zmęczyć i nie zostawiać zbyt dużo energii na drogę powrotną.
U stóp "hałdy" przystanęła i spojrzała w górę, bystrym okiem oceniając, gdzie najlepiej zacząć wędrówkę na szczyt, kalkulując ile czasu powinno jej to zająć i sunąc wzrokiem po prowizorycznej trasie. Ukontentowana tak szybkim znalezieniem spełniającego wszystkie warunki wzgórza pokiwała głową i jednym, gwałtownym ruchem zrzuciła z barków miejscami oplecioną kawałkami materiałów skórzaną linę, która z cichym odgłosem upadła na cienką warstwę śniegu. Może i Gorące Źródła usytuowane były kilka kilometrów dalej, jednak ich wpływ na środowisko dało się wyczuć nawet tutaj w postaci cieplejszego mikroklimatu niż w innych częściach Królestwa.
Nie przejmując się leżącym na ziemi przedmiotem rozpoczęła rozgrzewkę w formie powolnego truchtu, co jakiś czas przerywanego szybkim ciosem odwłoka w serce nieistniejącego przeciwnika, a gdy już poczuła większą swobodę w ruchach przystanęła z jedną łapą uniesioną w poszukiwaniu odpowiedniego celu do pierwszej części treningu. Dostrzegła wiszące nisko nad ziemią przyzwoitej grubości gałęzie paru drzew, będące w jej zasięgu przy odpowiednim skoku i przymknęła jedno oko szacując w jakim czasie dostanie się w ich pobliże, gdzie powinna się odbić i w którym momencie przemienić łapy w metal tak, by uniknąć zetknięcia rozpędzonego ciała z twardą, chropowatą powierzchnią nie tak cienkiej gałęzi. 
Było to jedno z częściej wykonywanych przez nią ćwiczeń, którego perfekcyjne opanowanie miała na wyciągnięcie łapy. Czas i odpowiednia reakcja są bardzo istotne podczas jatki i nieraz mogą zdecydować o zwycięztwie. Gdyby rzuciła sie na bestię, a jej ciało  nie zdążyłoby zastąpić się metalem w miejscu oczekiwanego ciosu musiałaby się nieźle natrudzić, by wyjść z tego bez obrażeń, dlatego wolała być przygotowana przez cały czas i nieustannie doskonalić tę umiejętność. Niestety rzadko kto chciał z nią ćwiczyć, więc ocenianie przyszłych ruchów przeciwnika musiała wynosić z obserwacji podczas walki oraz własnego doświadczenia. 
Otworzyła oko na pełną szerokość i rzuciła się do szybkiego biegu, starając się nie skupiać całkowicie na gałęzi, lecz również na otoczeniu w razie gdyby coś niespodziewanie zachciało ją zaatakować. Nic jednak nie wyskoczyło zza drzew, więc Karwiela bez przeszkód dobiegła do odpowiednieego miejsca, spięła mięśnie tylnych nóg uginając je i wyskoczyła w powietrze, czując jak ciepło zastępuje lekki ciężar nie mający czucia, który chwilę potem z impetem wylądował na upatrzonym celu i zgodnie z zamierzonym planem spowodował głośny trzask i złamanie gałęzi. Wadera stanąła na ziemi z powrotem na ukrwionych łapach i wprawionym okiem oceniała siłę z jaką wbiła się w gałąź. 
-Świetnie- mruknęła zadowolona, po czym zaciągając drewno na środek sporej polany wróciła do tego samego miejsca z którego wystartowała i ponowiła atak, tym razem na znajdujące się nieco wyżej ramię stojącego obok poprzedniego drzewa. Potem kolejny raz. I kolejny.
Po kilkunastu minutach przed jej oczami piętrzył się spory stosik ułamanych gałęzi.
-Tyle chyba wystarczy.- powiedziała do siebie, kierując się w stronę porzuconej wcześniej liny. Złapała ją zębami za koniec i poderwała w górę, ciągnąc ochoczo do sterty drewna, a gdy już się przy niej znalazła wprawnymi ruchami powiązała każdego jej członka przyniesionym powrozem, po czym na drugim końcu sprawnie stworzyła coś na kształt uprzęży z i nie tracąc czasu założyła ją na siebie, układając wiszące kawałki szmat pod śkórzany materiał. Obejrzała się na związane ciasno gałęzie, przeszła kilka kroków sprawdzając czy mocno się trzymają, po czym ruszyła pod wzgórze, a potem w drogę na jego szczyt.
Z początku bagaż ciągnęła z łatwością, pewnie stawiając każdy krok i mając pełną kontrolę nad oddechem, jednak w krótce po rozpoczęciu wędrówki pod górę zaczął ciążyć coraz bardziej i bardziej, jakby za wszelką cenę chcąc przekonać ją, by pozostała na ziemi. Nie dała się jednak przekonać i uparcie szła po zboczu, omijając spotykane do drodze skały, które mogłyby zaklinować towar sunący za nią w odległości półtora metra. Pierś unosiła się coraz szybciej, łapy błagały by zmienić je w metal, lecz pozostała głucha na niezadowolenie ciała, wypełniając umysł obietnicą bliskiego wejścia na szczyt, a także świadomością poszerzania swoich granic. Tak zatopiona we własnych myślach i wyobrażeniach efektów jej ciężkiej pracy, sama nie wiedząc kiedy dotarła do celu. Dysząc ciężko i zrzucajac z siebie ciężar przysiadła, podziwiając widok pobliskiej okolicy z ptasiej perspektywy.
 
 
 

Nagroda: 2 punkty siły 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics