niedziela, 10 stycznia 2021

Od Vallieany CD. Lys i Tin

Ślęczenie przed własną jaskinią i drapanie kamieni nie było idealnym planem na spędzenie dnia, jednak co biedna Vallieana mogła zrobić? Zdarła pazurami kolejną szarą skorupkę, przypominającą narośl na skale, wskutek czego nagle spod oderwanej powłoki wysunęły się długie, ruchliwe nóżki. Obudzone stworzenie szybko trafiło do kosza zielarki, gdzie już parę jego pobratymców tuptało po dnie, zaś ona poszła dalej.

Jesteś durna. Mogłaś je pozabijać i zjeść, zamiast pieprzyć się z zabawą w niańkę.

I mimo pierwotnej determinacji, wadera była coraz bardziej skłonna do poddania się woli ducha. Przecież miała swoją pracę, która pozwalała jej żyć, więc nie potrzebowała kolejnego zajmowacza czasu w postaci stada ruchliwych ptaków… jednak nie przestała zgarniać skorupiaków ze skał. Oblała ją kolejna fala determinacji. Postanowiła się nie zniechęcać nawet pomimo monotonności zajęcia.

Co za uparte stworzenie…- pojawiło się przy jej uchu, jednak następne zdanie usłyszała już jakby z oddali- Oho, dwie kozy na horyzoncie. Masz dar do przyciągania dziwaków, moja miła.

“Miła” odłożyła kosz ze skorupiakami i zaraz obejrzała się za siebie, szukając podmiotu zainteresowania Vernona. Postanowiła nie komentować jego dziwnie dobrego humoru, w końcu nastrój jej przyjaciela był zmienny jak pogoda na morzu.

– Dzień dobry!

O dziwo, przed zielarką nie stanęły dwie kozy, a jedna wadera. Cały jej wygląd był dosyć interesujący, zaczynając od intensywnie pachnącej krwi na ciele, przez charakterystyczne dla przeżuwaczy umaszczenie i rogi, aż po czarne oczy eksponujące złote tęczówki. Dodając do całości słowa “dwie kozy”, czarna wadera uniosła lekko brwi w zainteresowaniu, obracając się do nowo przybyłej przodem.

- Potrzebujemy pomocy z tymi zadrapaniami, nie wiedzieć czemu nie chcą przestać krwawić… i może przy okazji znajdzie się coś na spękane poduszki?

Z jakiegoś powodu Vallieana wyobraziła sobie w miejscu zwykłych łap u samicy...a może samic? raciczki, kiedy jednak rzuciła na nie okiem, jasne było że tym razem nie znajdzie nic niesamowitego. Lekko się uśmiechnęła i podeszła parę kroków, zeskakując ze skalnych półek.

- Oczywiście, mogłabym zerknąć na rany?

Kózka energicznie pokiwała głową i ustawiła się bokiem do zielarki, dając jej szerokie pole podglądowe. Co prawda najwięcej krwi ściekało po głowie nieznajomej, jakby właśnie przetoczyła wymagającą bitwę, jednak wydawało się to nie przeszkadzać nowej klientce. Czyżby wadera była jakimś ogrodnikiem, który zapomniał jak się wykonuje swoją pracę? Zerdin delikatnie oglądała kolejne drobne cięcia, coraz bardziej upewniając się w swojej hipotezie.

- Czy może mi pani opowiedzieć, jak to się stało?

- Tak, tak! Otóż walczyłyśmy z krzakiem- przyznała dumnie- I wygrałam.

Niebieskie oczy zerknęły w te złote z milczącym zainteresowaniem. Chyba nie spotkała się jeszcze z takim sposobem na mówienie o sobie, ale przynajmniej była już pewna, że uprzednio się nie przesłyszała. Mimo wszystko postanowiła o to nie pytać, w końcu nie po to klientka przyszła. Szybko powróciła więc do głównego wątku 

- To był taki szary, kolczasty krzak z wijącymi się gałęziami?

- Był raczej brązowy, ale tak- nieznajoma skinęła głową

- Jego kolce zawierają substancje zapobiegające krzepnięciu krwi przez jakiś czas. Nie jest to niebezpieczne dla zdrowia, ale przeszkadza. 

Wadera słuchała z zainteresowaniem, gdy zielarka w końcu się odsunęła

-Zapraszam do środka, zaraz coś na to zaradzimy.

Chwyciła w zęby koszyk z drobnymi skorupiakami i weszła przez roślinną kurtynę do mieszkania jako pierwsza. Tak znajomy zapach ziół nie poruszył Vallieany, jednak towarzyszka parę razy kichnęła po wejściu w ciemności mieszkania zielarki. Gospodyni umiejscowiła koszyk pod ścianą porośniętą fluorescencyjnymi grzybami po czym wymamrotała krótkie "proszę tu poczekać" i po kamiennych schodkach zeskoczyła na najniższe piętro swojego mieszkania, czemu towarzyszył nagły pisk. W akompaniamencie dziwnych, cichych skrzeków wybierała najważniejsze medykamenty i zaraz wróciła na górę, spotykając się z klientką, która stała w pozycji gotowej na potyczkę, parę razy nawet drapnęła pazurami dywan z jeleniej skóry. 

- Co tak krzyczy? 

Zielarka odstawiła leki na niewielki stolik i zaczęła je dawkować.

- Wodne kamieniarki- odparła, jednak pytające spojrzenie Lerdis dało jej jasno do zrozumienia, że oczekuje większej ilości wyjaśnień. Vallieana nie musiała na nią patrzeć, żeby czuć na sobie ten wzrok- Takie wędrowne ptaki. Podróżowały teraz nad morze, ale w nocy złapała je burza więc trochę spanikowały przy tych kamieniach. Zazwyczaj dobrze się wspinają, co wynagradza im brak zdolności latania, jednak nie kiedy są w panice. Większość z nich jest wyziębionych i osłabionych, ale najgorzej oberwała przewodniczka stada, dlatego wzięłam je do siebie dopóki nie odniosę ich do znajomego ornitologa nad morzem... i teraz tak krzyczą jak coś się rusza.

- Oh, możemy zobaczyć?

W czarno złotych oczach zalśnił zachwyt

- Najpierw leki, dobrze?

Wadera zmarszczyła nos, ale ostatecznie się zgodziła i pozwoliła zielarce nałożyć maść na krwawiące miejsca, potem wetrzeć kolejną papkę z ziół w łapy i nawet zjadła porcję witaminową na uzupełnienie braków. Gdy w końcu zerdinka poprosiła aby nowa wadera chwilę została i poczekała aż leki się wchłoną, sama zeszła na niższą partię mieszkania, a wróciła z kolejnym koszyczkiem- tym razem pełnym piszczących, małych kuleczek pstrokatego puchu. Gdy tylko niebieskooka położyła koszyk pod ścianą, koło dwudziestu kamieniarek szybko wyskoczyło na stały grunt, zaś z niego przeskoczyły do kosza ze skorupiakami. Zachwycone ptaki zaczęły dłubać w skorupkach z takim przejęciem, że nawet im nie przeszkadzało to, że były mniejsze od swojego posiłku. W poprzednim koszu zostały wyłącznie osobniki osłabione i te które zapewniały im ciepło, zagrzebane wygodnie w grubym futrze.

- Ich społeczności są bardzo ciekawe. Opiekują się sobą nawzajem, a za przywódczynią pójdą wszędzie, dlatego tak łatwo było je tu przyprowadzić- opowiedziała zerdinka, siadając obok klientki, wpatrzonej w żyjątka. 

Vallieana również skupiła wzrok na kulkach w piaskowych kolorach, które pomimo półmroku jaskini wytrwale biegały z kosza do kosza i walczyły z większymi skorupiakami. Po chwili milczenia wadera znów się podniosła i przeciągnęła kończyny, zwracając na siebie uwagę obcej wadery.

- Myślę, że maści powinny się już wchłonąć. Tę wetrzeć jeszcze dzisiaj wieczorem po najgłębszych ranach- niebieskooka uniosła drewniane pudełko i wsadziła je do splecionej torby- A tę na opuszki stosować po obudzeniu i przed snem przez następne dni. Jeśli maść się skończy, a jeszcze będzie potrzebna to proszę przyjść, dam nową porcję- i kolejne pudełko wylądowało w torbie- Za całość będzie trzydzieści łusek.

Podniosła wzrok na towarzyszkę i nagle ukuło ją wrażenie, że coś jest nie tak.

Chyba zbyt szybko wasze drogi się nie rozejdą.


<Lys, Tin?>


Słowa: 1001 = 70 KŁ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics