czwartek, 14 stycznia 2021

Od Karwieli CD. Xevy

Karwiela uniosła głowę, upewniając się czy na pewno stoi przed gabinetem odkrywców i gdy tylko ujrzała charakterystyczny szyld ruszyła do wejścia, po czym energicznie wkroczyła do środka. Znalazła się w przejemnie ciepłym pomieszczeniu, mając naprzeciwko stojące po drugiej stronie pokoju pokaźnych rozmiarów biurko i siedzącą za nim szarą waderę, która w chwili otwarcia się drzwi wysunęła nos z papierów i obserwowała przybyłą z, wydawać by się mogło, ogromną uwagą. Przedstawicielka rasy lerdis była świadoma zaintrygowanego spojrzenia sekretarki, jednak póki co postanowiła na nie nie reagować i przy zdejmowaniu skórzanego płaszcza udając, że niby dla rozruszania najpierw zwinęła, a zaraz potem rozwinęła swój imponujący odwłok, ukradkiem zerkając w stronę pracującej w gabinecie wilczycy. Widząc jej zaciekawienie i, jak jej się wydawało, wielkie oczy uśmiechnęła się półgębkiem, zawiesiła okrycie na wieszaku, po czym podeszła do biurka, kłaniając się lekko na powitanie. Niebieskooka wadera odpowiedziała tym samym.
-Dzień dobry.- zaczęła Karwiela, przekształcając dumny uśmieszek w jego uprzejmą i sympatyczną odsłonę. Rzuciła okiem na ściany otaczające miejsce pracy jej rozmówcy i pokiwała głową z uznaniem, widząc kilka okazów rzadkich zwierzęcych skór, wykonaną po mistrzowsku mapę Królestwa jak i całego Kontynentu oraz parę dyplomów oprawionych w zdobne ramy. 
-Dzień dobry.- odpowiedziała zagadnięta, poprawiając swoją pozycję na krześle.-Jak się pani nazywa?
-Karwiela z rodu Skārpiyō.- przeszedł ją przyjemny dreszczyk na samą myśl o swoich korzeniach, lecz nie pozwoliła sobie na wywołaną samouwielbieniem pogardliwą postawę z dumnie wypiętą piersią i oczami przekonanymi o własnej wyższości. Nie psuj pierwszego wrażenia, zwłaszcza przy wilkach z którymi musisz pracować, upomniała się w myślach, przypominając sobie o długim ogonie, który lekko zamachał, gdy przechodziła koło przejścia do sąsiedniego pomieszczenia. Sama nie wiedziała, dlaczego ją to tak bardzo obchodzi, skoro zwykle jest pewna siebie i nie bardzo ogląda się na innych oraz ich durne opinie o niej (chyba, że są pozytywne,wtedy się ogląda i to bardzo). Nawet przez myśl jej nie przeszło, że może pragnie po prostu, by ktoś ją naprawdę polubił. Wystarczająco, by chcieć utrzymać kontakt a nie tylko na tyle, aby prowadzić z nią przyjemną dyskusję przy piwie. Bo w końcu kto nie lubiłby kogoś takiego jak ona?
-Mam. Jest pani jedną z osób od specjalnego zlecenia, tak?- powiedziała szara wadera po przerzuceniu kilku kartek które leżały na skraju biurka, wyjęciu jednej z nich i pozwoleniu na zapisanie kilku słów u dołu długopisowi, który lewitował tuż nad blatem. Czyżby telekineza?
-Tak sądzę.- odparła beztrosko Karwiela, obserwując zdezorientowaną minę sekretarki. Szczerze mówiąc, nie bardzo wiedziała czego w ogóle dotyczy to zlecenie i bardzo chciała zaspokoić swoją ciekawość jak najszybciej. Jedyne czego dowiedziała się od swojego przełożonego to to, że ma iść na taką a taką ulicę, tego a tego dnia, o takiej a takiej porze i że tym razem będzie pracować w zespole. Już samo to zapewnienie było powodem jej ogromnego zaskoczenia oraz przekonania, że zlecenie z pewnością nie można zaliczyć do błahostek, bowiem jak dotąd wszystkie zadania wykonywała w pojedynkę. Nie przejmowała się że została wplątana w coś, co może zagrozić jej życiu, właściwie bez żadnej wiedzy i możliwości zaoponowania, w końcu na tym głównie polega fucha łowcy, prawda? Zamiast tego czuła ogromne, łaskoczące od środka podniecenie. Czym tym razem trzeba będzie się zająć? Czy w grupie znajduje się także drugi łowca Królestwa? Czy to właśnie on czeka w poczekalni? Ile osób przyjęło zlecenie i czy będzie musiała współpracować z wilkami o innych profesjach?
Od dawna czekała na okazję, by się naprawdę rozerwać. Nie spartaczy roboty, o tym była przekonana.
Kiedy wadera za biurkiem jeszcze raz sprawdziła wszystkie papiery, uniosła głowę i westchnęła.
-Proszę zaczekać w sali obok.- wskazała łapą na uchylone drzwi, nawet nie patrząc w ich stronę i powróciła do swoich poprzednich czynności. Karwiela już odwróciła się, by pójść we wskazane miejsce, lecz nagle przystanęła i rzucając sekretarce spojrzenie przez bark lekko podwinęła odwłok, by nie dotykał podłogi.
-Może mi pani jeszcze powiedzieć ile osób weźmie udział w tym zleceniu?
-Oprócz pani jeszcze trzy, z których jedna czeka w poczekalni.- odpowiedziała bez zająknięcia, posyłając łowcy uprzejmy uśmiech, sugerujący że musi wracać do pracy. Ta skinęła jej głową w podzięce za odpowiedź, po czym wkroczyła do mniejszego pomieszczenia, wypełnionego stolikiem z jakimiś magazynami, bidonem i jednorazowymi kubkami oraz kilkoma pufami o różnych kolorach i słusznej wielkości. Na jednej z nich siedziała smukła, lecz umięśniona wadera o sierści w kolorze wiśni w niemal wszystkich stadiach rozwoju, od nabierania swojego przeznaczonego koloru docelowego zaczynając, z przeplatającymi się elementami różu i brązu. Piegowaty pysk z błyszczącymi zainteresowaniem jasnoróżowymi oczami przez kilka chwil zwracał się ku przybyłej w lekkim przekrzywieniu, lecz zaraz wilczyca opuściła wzrok, jakby w obawie przed czymś i tylko zerkała co chwilę na wchodzącą. Sporych rozmiarów uszy drgały co jakiś czas, niewiadomo czy ze zdenerwowania, czy z podniecenia, a opadający na podłogę ogon przysunął się bliżej zielonej ściany pufy, na której ulokowana była jego właścicielka. Jej długie łapy swobodnie opierały się o siedzenie, a Karwiela niemal od razu dostrzegła mieszczące się na nich kilka blizn, których pochodzenie trudno jej było określić. Nie dała jednak poznać, że się nad tą kwestią zastanawia, tylko uśmiechnęła się lekko do nieznajomej i skupiła się na wywarciu dobrego wrażenia.
-Dzień dobry.- zagadnęła pogodnie, podchodząc do przyciągającej wzrok czerwonej pufy i ułożyła się na niej wygodnie, pozwalając odwłokowi spocząć na podłodze.
-Dzień dobry!- odpowiedziała głośno zagadnięta, na kilka sekund unosząc wzrok, by spotkać go ze spokojnym spojrzeniem Karwieli.- Pani też jest tym...zlecenioodbiorą?- spytała z widoczną na pysku ciekawością i lekko zmarszczonymi brwiami.
-Tak. Wygląda na to, że czeka nas wspólna przygoda.- zaśmiała się lerdis, w której na nowo wezbrał entuzjazm na samą myśl o czekających ich przeżyciach i nowych doświadczeniach, być może nawet zagrażających życiu. Aż poruszyła pazurami, wyobrażając sobie jak wbija je w kark jakiejś ogromnej, krwiożerczej bestii, która atakuje grupę z ukrycia z zamiarem urządzenia z nich sowitego śniadania, a może nawet obiadu... Siedząca naprzeciwko wadera również szeroko się uśmiechnęła, a jej długi ogon kilka razy uderzył energicznie o wypolerowaną posadzkę. Karwiela już chciała spytać ją o imię i stanowisko jakie pełni, lecz w tej właśnie chwili, gdy szykowała się do wypowiedzenia pierwszego słowa z przedsionka dobiegł obie wilczyce dźwięk otwieranych drzwi i ciche odgłosy kroków. Mignęło pokryte brązowym futrem ciało i dało się usłyszeć przywitanie wymienione między sekretarką a nowo przybyłym wilkiem, który sądząc po głosie wydawał się być waderą. Wymiana zdań była jednak zbyt cicha, by można było cokolwiek usłyszeć, a ponadto Karwiela nie chciała podsłuchiwać, więc zadowoliła się zagapieniem się na wiszący na ścianie barwny obraz przedstawiający wysokiego wilka, który opierał się o pień wyjątkowo grubego drzewa. Niedługo jednak było jej dane analizować walory dzieła, gdyż po chwili granicę poczekalni przekroczyła masywna wilczyca o dwóch parach rogów, krótkim ogonie i niemal całkowicie czarnych oczach. Lerdis, przemknęło Skārpiyō przez myśl i od razu poczuła do obcej nić sympatii, którą przekształciła w powitalny uśmiech. Tamta, widząc zwrócone na siebie pełne zainteresowania oczy spuściła wzrok i siadła na pufie znajdującej się najbliżej wejścia, nie pozwalając ciału na pełne rozluźnienie.
-Dzień dobry.- przywitała się cicho, deliktanie zmieniając pozycję na nieco bardziej wygodną i rozglądając się przy tym po pomieszczeniu, po kilku sekundach kierując wzrok najpierw na siedzącą naprzeciwko Karwieli wilczycę, a potem na samego zeskorpionionego wilka. Odpowiedziały jej dwa głosy: jeden głośny i wypełniony energią, drugi nieco bardziej stonowany, lecz nie zdążyły one pociągnąć dalej rozmowy, ponieważ drzwi do biura odkrywców ponownie zostały otwarte. Wszystkie jak jeden mąż nastawiły uszu i wpatrzyły się w otwór prowadzący do poczekalni, w którym na kilka sekund pojawiła się biała sylwetka z trudną do niezauważenia obecnością czerwieni. Rozległo się wesołe powitanie, uprzejma odpowiedź znużonej sekretarki i "rejestracja" nowo przybyłej, której szara wadera za biurkiem, w odróżnieniu do pozostałej trójki, poleciła zaczekać tam gdzie stoi (-"proszę chwilkę zaczekać i w międzyczasie odwiesić płaszcz, a ja zawiadomię szefa"). Siedzące w poczekalni wilczyce na te słowa zareagowały różnie: ta w kolorze wiśni poderwała się gwałtownie, rogata wyglądała jednocześnie na zmartwioną i zaciekawioną, a Karwiela przekrzywiła głowę, skrobiąc pazurem po gładkiej powierzchni jej siedzenia. Rozległ się odgłos przesuwanego krzesła, szybkie kroki na śliskiej posadzce, pukanie i następujące po nim "proszę" oraz ledwo słyszalne kliknięcie, gdy drzwi zamknęły się za szarą waderą. Jej nieobecność nie trwała jednak długo, bowiem zaraz wyszła z powrotem na korytarz, a jej smukła głowa wychyliła się zza ściany, spotykając wyczekujące spojrzenia tria.
-Proszę za mną do gabinetu.- odstąpiła od wejścia do poczekalni o kilka kroków, robiąc miejsce wychodzącym waderom, a gdy już wszystkie znalazły się w głównym pomieszczeniu skinęła na tę stojącą ciągle przy biurku i zaprowadziła je przed obite skórą drzwi z mieszczającą się na nich małą, złotą tabliczką z napisem "Alabart z Anvesaków".
-Pan Alabart już czeka.- oznajmiła i znowu zapukała, lecz tym razem nie czekała na odpowiedź tylko nacisnęła klamkę, cofnęła się i gestem zachęciła stojący za nią kwartet do przestapienia progu. Karwiela, jako iż znajdowała się z przodu stawki uczyniła to pierwsza, wkraczając do pomieszczenia z lekko podwiniętym odwłokiem tak, by nikogo przypadkowo nie dziabnąć i stanęła przy przeciwległej ścianie, nie odrywając oczu od szefa odkrywców, który na widok zebranego zespołu wstał z krzesła. Był to starszawy basior z obrazu w poczekalni, o imponującym wzroście dzięki któremu przerastał wszystkie panie w gabinecie o głowę, a Karwielę conajmniej o dwie (ona sama jednak nie przejęła się byciem najniższą, wyprostowała się jedynie maksymalnie i przyjęła dumną postawę) oraz łaciatym wzorze sierści, która estetycznie opadała falą. Przez grzbiet miał przewieszoną lekką, zapinaną na klamrę skórę z jakiegoś egzotycznego zwierzęcia (gdzieniegdzie wystawały z niej pióra które, szczerze mówiąc wyglądały na podoklejane), a o szeroką pierś opierał się długi naszyjnik z tak pięknym klejnotem w środku, że Karwieli aż zaświeciły się oczy.
-Dzień dobry, witam drogie panie.- zadudnił, oślepiając przybyłe blaskiem swojego szerokiego uśmiechu, jednocześnie przygładzając łapą długą sierść pod szyją i pokazując swoim gościom, by usiadły. W międzyczasie sekretarka zamknęła za nimi drzwi, pozostawiając wadery sam na sam z wesołym odkrywcą, który widząc że wszystkie zajęły miejsca sam zasiadł za swoim ogromnym biurkiem.- Jak z pewnością wiecie, jesteście tu po to, aby wziąć udział w specjalnym zleceniu mającym na celu wytropienie i poszerzenie informacji o rzadko spotykanym gatunku, o nazwie... hmmm, gdzie to było.- wbił wzrok w leżącą przed nim kartkę z trudnymi do odczytania bazgrołami, przeszukując wzrokiem każdą linijkę. Gdy w końcu znalazł to, czego szukał pokiwał kilka razy głową.
-A tak, mam. Wulwura samotna.- na pysk Karwieli wypłynął szeroki uśmiech. Wiele słyszała o tajemniczej wulwurze, a sam strach tych, którzy albo mieli nieszczęście się z nią spotkać, albo po prostu byli przypadkowymi słuchaczami wystarczył, żeby rozpalić w niej ogień zdeterminowania i ogromne pragnienie wzięcia udziału w misji. Nigdy wcześniej nie miała okazji spotkać się z koszmarnicą oko w oko, a samo wyobrażenie takiej sytuacji przyprawiało ją o dreszczyk podniecenia. Cóż za wyzwanie! Poziom bardzo wysoki i niebezpieczny, lecz czyż takie nie są najlepsze? Jest to swego rodzaju trening z najwyższej półki, dzięki któremu można zdobyć ogromne doświadczenie, no i podwyższyć nieco status społeczny, przynajmniej w karczmach i barach. Już zaczęła wyobrażać sobie jak opowiada sporej grupie podróżnych o pokonaniu wulwury, a oni chwalą jej umiejętności, podziwiają jej odwagę i pragną stać się kiedyś tak uzdolnieni jak ona! Opanuj się wariatko, upomniała się w myślach. Do walki nie można podchodzić optymistycznie, zawsze najlepiej zakładać najgorsze, by móc się odpowiednio przygotować. Przecież znaleźć śmierć nie jest tak trudno... jednak tak właśnie wyglądała jej praca- nieustanne siłowanie ze śmiercią. Kto kogo powali ten wygrywa, proste jak drut. Karwiela nie miała w zwyczaju zbytnio przejmować się jutrem, więc nawet niebezpieczeństwo utraty życia nie przerażało jej za bardzo, pozwalając podnieceniu dalej kotłować się w trzewiach, lecz na odpowiednio niskim poziomie, by nie trafiło do jej awanturniczego łba. 
Pan Alabart wydawał się nieco zdezorientowany jej reakcją, lecz zaraz wzruszył ramionami i przestał się tym przejmować.
-Co dokładnie ma pan na myśli, mówiąc "poszerzenie informacji"?- spytała biała wadera z czerwonymi wzorami na pysku i końcówką ogona, który od czasu do czasu zamiatał podłogę delikatnymi ruchami. 
-Zaraz odpowiem na wszystkie pytania, jednak najpierw chciałbym wyjaśnić kilka spraw.- po tych słowach ponownie pochylił się nad swoją kartką z podpowiedziami i zaczął mamrotać pod nosem- Hm. Wulwura, to już powiedziałem. Dlaczego to właśnie panie zostały wybrane. Cel misji. Szczegółowe informacje, dotyczące zadania, dostęp do materiałów i pomocy, pokwitowania... Reszta wyjdzie w praniu- posłał waderom szeroki uśmiech, odrywając wzrok od leżącego na blacie papieru.- Coś jeszcze? A tak, zapłata.- wyprostował się i wygodnie oparł o oparcie swojego wypasionego fotela.
-Zaczynajmy więc. Zostały panie wybrane nie bez powodu, ponieważ każda z was posiada pewne wymagane do tego zadania kompetencje...


<Lys i Tin? Nevt? Xeva?>


Słowa: 2064 = 148 KŁ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics