poniedziałek, 27 kwietnia 2020

Od Ashayi do Vallieany

Święto Jedności... było wspaniałe.
To był pierwszy raz, gdy mogłam je obchodzić jako dorosły wilk, pełnoprawny członek społeczeństwa Królestwa Północy. Wobec tego miałam całkowite prawo być podekscytowana. Tak sądzę.
Otaczające mnie dźwięki, muzyka, rozmowy, głośny śmiech rozbrzmiewający od czasu do czasu z różnych kierunków... To wszystko upajało, mieszało w głowie, prosiło, bym dołączyła do tego wszechogarniającego szczęścia i pozytywnej energii emanującej z każdego członka tłumu.
Biegałam od stoiska do stoiska, z niegasnącą ekscytacją wysłuchiwałam lokalnych mistrzów kuchni i cukiernictwa, zachwalających swoje wyroby. Czerpałam radość ze słuchania muzyki wygrywanej przez muzykantów przechadzających się po rynku. Wszystko tutaj było... po prostu wspaniałe. Słyszałam, że na otwartej scenie ma być jakieś przedstawienie, po Centrum przechadzała się Królowa... Tyle rzeczy do zrobienia, tyle miejsc do odwiedzenia, a tak mało czasu. Po zmroku miałam się stawić wraz z pozostałymi magami przy kamieniu, który podtrzymuje barierę, by pomóc przy przeprowadzeniu niesamowitego widowiska, jakim było rozejście się po barierze błyskawic, by pokazać mieszkańcom, gdzie magiczny twór, który pozwala tu mieszkać rasom innym niż Sivarius, się rozpościera, jak daleko sięga i, przede wszystkim, że jest, cały czas chroni nas przed śmiertelnym zimnem...
Poprawiłam swój czerwony płaszcz, który ze względu na grubą sierść, którą byłam pokryta, w zupełności wystarczył mi, bym mogła utrzymać ciepło i się nie wyziębić na zewnątrz. Truchtem pokonywałam właśnie drogę między straganami kupców, którzy, korzystając z tego, że na Święto Jedności wiele wilków przybywa do Centrum, rozstawili swoje kramy niemal w każdej uliczce, wykorzystując całe dostępne miejsce. Zauważyłam kątem oka wilka wykonującego kuglarskie sztuczki ku uciesze zebranych wokół niego szczeniaków. Uśmiechnęłam się lekko na ten widok. Jeszcze niedawno bym do nich dołączyła, ciągnąc za sobą Spero i z zafascynowaniem przyglądałabym się temu, co wilk robi. Teraz... Teraz potrafiłam posługiwać się prawdziwą magią, a po sytuacjach, które już zdążyły mnie w związku z nią spotkać... Cóż, nie uważałam jej wcale za dobre źródło rozrywki. Bardziej przykry obowiązek, który musiałam dźwigać, od urodzenia dysponując zdolnościami potężniejszymi, niż byłam w stanie wykorzystać czy w ogóle nad nimi zapanować.
Zostawiłam jednak kuglarza i otaczającą go zgraję szczeniaków za sobą. Kontynuując moją drogę między straganami, zastanawiając się, gdzie najlepiej będzie się teraz udać. Przedstawienie? A może poszukam Spero i zapytam, czy nie chciałaby się razem ze mną napić nektaru, w końcu pierwszy raz mogłybyśmy to zrobić razem przy świątecznej okazji? Już chciałam podjąć próbę wyśledzenia wadery przy pomocy magii, ale dostrzegłam coś, co odwróciło moją uwagę.
Stoisko mojej ulubionej cukierni. I mini tarty jagodowe. Wspaniałe. Przepyszne. Kruche. Tarty jagodowe na waniliowym spodzie, małe na tyle, że można je było wziąć do łapy i zjeść na kilka gryzy, w biegu.
Bez wahania skierowałam się w tamtą stronę. Już z daleka zobaczyłam, że do stoiska ustawiła się już spora kolejka wilków złaknionych słodkości, nie zniechęciło mnie to jednak w żadnym stopniu. Za wypieki właścicielki cukierni można było zabić, tak niesamowicie pyszne były, przysięgam.
Stanęłam więc kulturalnie w kolejce, by poczekać na swoją kolej. Przy okazji rozglądałam się dookoła z ekscytacją, już planując, co pójdę zobaczyć w dalszej kolejności. Może pokaz talentów? Widziałam tam wielu artystów, którzy przedstawiali swoje prace, a także wilki z zupełnie innymi niż twórcze zdolnościami... Może też do nich dołączę? Na pewno wymyśli się coś, co mogłabym przedstawić, a może inni mnie zainspirują?
Na rozmyślaniach na ten temat upłynął mi czas oczekiwania na moją kolej do zakupu ciastek. Wymieniłam się ze sprzedawczynią uśmiechami, kilkoma przyjaznymi, ciepłymi słowami. Następnie przyjęłam od wadery papierową torbę z kilkoma mini  tartami i już miałam odchodzić od stoiska, gdy zobaczyłam, że stojąca za mną niewielka wadera patrzy na wszystkie wspaniałe, wyłożone na stoisku wypieki i widocznie nie może się zdecydować, co wybrać. I możliwe, że nie zwróciłabym na to większej uwagi, ewentualnie doradziła tarty jagodowe... Ale koło wadery stał duch. I patrzył na mnie przenikliwym wzrokiem.
Zatrzymałam się na moment, patrząc na ducha. Duch patrzył na mnie. Wadera nadal kontemplowała nad ciastkami.
Zamrugałam powoli, przenosząc spojrzenie z ducha na resztę otaczających nas wilków, a potem na waderę. I znowu na ducha. Jego obecność tu była dziwna, a przynajmniej dla mnie nielogiczna. Czemu akurat tutaj, przy tym stoisku z ciastkami...
Wtedy zobaczyłam, jak duch rusza szczęką, jakby coś mówił. Pewnie z resztą tak było, tylko ja nie usłyszałam, byłam za daleko, a dookoła było za głośno, Jeśli duchy nie zwracały się bezpośrednio do mnie, mogłam je usłyszeć, jednak im więcej było bodźców rozpraszających, tym gorzej mi to szło. Za to usłyszał go ktoś inny, do kogo pewnie się zwracał... Wadera zastrzygła uszami, jakby wyłapała dźwięk. Po czym podniosła głowę i spojrzała... prosto na mnie.
Uznając, że niekulturalnym byłoby teraz odwrócenie się i udawanie, że nic się nie wydarzyło, zawróciłam, chwilowo odraczając moje plany wzięcia udziału w pokazie talentów na rzecz zdobycia nowej znajomości. I być może otrzymania logicznego wyjaśnienia obecności ducha tutaj, w środku Centrum, w czasie trwania corocznego Święta jedności. Podeszłam nie bezpośrednio do wadery, ale dość blisko, by mnie usłyszała i, uśmiechnąwszy się promiennie, rzuciłam:
- Spróbuj tart jagodowych. Są przepyszne. Zjesz jedną i nigdy nie będziesz miała dość.

<Vallieana?>

Słowa: 825

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics