czwartek, 16 kwietnia 2020

Od Spero - Quest V

Gdy tego dnia Valentine przyniósł pocztę do mojej jaskini w Dystrykcie I, wśród zwykłych zleceń i korespondencji służbowej oraz prywatnej, znalazł się jeden list, którego się nie spodziewałam. Wyjęłam go ze sterty innych, które mój pomocnik bezceremonialnie zrzucił na mój blat roboczy, nie bacząc, czy przy okazji nie zrzuci fiolki z jakąś niebezpieczną substancją albo nie wpakuje listów w kolorowe soki roślin, które obrabiałam w tym miejscu. Nie raz robiłam mu za takie traktowanie korespondencji długą tyradę, jednak, jak widać, miał to w głębokim poważaniu.
To znaczy, nie zrozumcie mnie źle. To super basior, zwykle wesoły i przyjaźnie nastawiony, nigdy nie narzeka na żadne zadanie, jakiego bym mu nie wymyśliła. Ale jest też strasznym bałaganiarzem. I mówię to ja, która utrzymywanie porządku plasuje daleko, na samym niemal końcu listy rzeczy istotnych. Aczkolwiek z drugiej strony posprzątanie mojej jaskini to kwestia jednego, prostego zaklęcia...
W każdym razie, wracając do tego listu. Co było w nim takiego niezwykłego? Ano, nadawca...
Temira z Rodu Pyddry. Matka Sukki i jednocześnie II Przywódca Frakcji Dystryktu II.
Czego mogła ode mnie chcieć...?
Szybko otworzyłam kopertę, wyjęłam złożony schludnie list i przebiegłam wzrokiem po literach, czytając rzeczowo brzmiące słowa. Przyjmując je do wiadomości... i uznając, że w sumie, czemu nie.
To wszystko zajęło mi niecałe pół minuty, w czasie których Valentine zajął się podlewaniem roślin w mojej szafo-szklarni. Kolejną minutę zabrało mi szybkie zgarnięcie potrzebnych mi rzeczy do torby i przejrzenie pozostałych listów, wśród których nie znalazło się jednak nic pilnego, więc postanowiłam zostawić je sobie na później.
- Val, idę do Dystryktu II - rzuciłam do mojego pomocnika, jednocześnie zarzucając spakowaną torbę na grzbiet. - Powinnam wrócić jeszcze dzisiaj, ale jakby ktoś przyszedł w jakiejś sprawie, odsyłaj go do domu i każ przyjść w innym terminie.
- Po co idziesz do Dystryktu II? - basior przerwał wykonywaną czynność, by na mnie spojrzeć. - Nie było mowy o żadnej wycieczce w twoim terminarzu.
Spojrzałam na niego, nie wiedząc, o co mu chodzi.
- Terminarzu? - uniosłam pytająco brew. - To ja mam jakiś terminarz?
Basior wskazał na brulion w skórzanej oprawie, który w istocie leżał na jednym z blatów w kuchni. Hm. Nie przypominałam sobie, żebym coś takiego tu przynosiła...
- Założyłem ci, żeby ci było wygodniej rozplanowywać zadania - dodał Val. Ach. Tak. No jasne. Mój pomocnik i jego pomysły...
- Dobra, nieważne - machnęłam łapą, uznając, że nie mam czasu na prowadzenie z nim rozmowy o jakimś głupim terminarzu. Kto wie, może faktycznie okaże się przydatny. Tymczasem ja powinnam już wyruszać, jeśli w istocie chciałam wrócić tu jeszcze dzisiaj. - Dostałam właśnie od Temiry prośbę o pomoc w badaniach.
I tym krótkim słowem wyjaśnienia, sięgnęłam po magię i przeskoczyłam.

~*~

Takimi krótkimi skokami pokonałam całą drogę do Dystryktu II i miejsca, gdzie rezydowała Temira. Gdzie zostałam przyjęta niemal natychmiast i odprowadzona do pracowni II Przywódcy Frakcji. Matka Sukki... była w moim wieku, ale tak się jakoś złożyło, że to jej córkę znałam lepiej. Widziałam się z Temirą raptem kilka razy, podczas gdy z Sukki byłyśmy naprawdę dobrymi przyjaciółkami. Niemniej niewielka wadera zdążyła się już podczas tych kilku moich odwiedzin przekonać, że podobnie jak ona bardzo ceniłam naukę. Dodatkowo dysponowałam zdolnościami adekwatnymi dla maga czarnej magii, więc, jak wadera z resztą stwierdziła już podczas naszego ostatniego spotkania, mogłam jej się przydać, pomóc w badaniach czy pozbierać potrzebne próbki z bardziej niedostępnych miejsc, do których trudno było się jej dostać, bo... po prostu nie potrafiła "skakać" w przestrzeni tak jak ja.
I tym razem nasze spotkanie nie było jakieś wylewne. Przyjazne - tak. Szara wadera zawsze odnosiła się do mnie z uprzejmością, z resztą z wzajemnością. Jednak nie było w nim jakiś szczególnych emocji. Ale cóż się dziwić - w zasadzie się nie znałyśmy.
Tym razem wytłumaczyła mi możliwie szybko, na czym polegać miała moja pomoc. Jednak gdy przestawiła mi swoją prośbę... odruchowo się skrzywiłam.
- Coś nie tak? - zapytała Temira, marszcząc lekko brwi.
- To... - spojrzałam niepewnie na waderę. - Czy jest jakiś konkretny pomysł, dla którego to ja mam się udać do Doliny Widm? To znaczy... To Ashaya odkryła tamto miejsce.
- Z tego, co słyszałam, twoja przybrana córka dość źle zniosła wizytę w tamtym miejscu podczas swojej Próby Śniegu. Tak, przywódca Dystryktu IV zasugerował mi ją do pomocy. Ale pomyślałam, że będziesz chciała ją zastąpić. Bo ktoś musi tam iść, a wątpię, żeby ktoś nieposługujący się czarną magią zdołał wrócić żywy z próbkami.
No cóż, coś w tym było.
Zgodziłam się ostatecznie, upewniwszy tylko, że to będzie jednorazowa sprawa. Ash opowiadała mi o tym, co się tam wydarzyło... Ja również widywałam duchy, co prawda z mniejszą intensywnością, niż młoda wadera, jednak i dla mnie spotkania z nimi nie należały do najprzyjemniejszych. Mimo to, jeśli tamte na Szepczącym Wzgórzu w Dolinie Widm były choć w połowie tak natarczywe, jak opowiadała mi córka, to i mnie mogło strzelić na łeb.
Do Dystryktu IV przeskoczyłam, wpadając po drodze do mojej jaskini, żeby dać znać Valentine'owi, że jednak zejdzie mi trochę dłużej. I żeby w żadnym razie nie mówił Ash, gdzie jestem, gdyby jakimś cudem postanowiła mnie odwiedzić. Młoda wadera miewała różne mądre pomysły, więc nigdy nie wiadomo, czy po otrzymaniu informacji, że ktoś się za nią naraża, nie rzuciłaby się zaraz za nim na pewną śmierć.

~*~

Dotarłam do Doliny Widm pod wieczór. Dzięki dokładnemu opisowi Ashay'i, mogłam podarować sobie mozolną wędrówkę przez to niebezpieczne miejsce i zwyczajnie przeskoczyć do celu. Do wzgórza, na którego szczycie stało uschnięte drzewo, które kiedyś trafił piorun...
Potrząsnęłam gwałtownie głową, żeby pozbyć się dziwnego wrażenia obcej obecności w myślach. Dziwne. Dlaczego nagle poczułam tak obezwładniającą pewność, że tak było? Że tak zaczęła się historia tego miejsca? Tak, Ash mi o tym opowiadała, że według niej tak właśnie było, ale nie mogłam brać tych słów za pewnik, w końcu tak naprawdę wywnioskowała to na podstawie tego, co zobaczyła... Chyba że jednak źródło tej wiedzy pochodziło z innego źródła.
Czułam, jak coś uparcie próbuje dostać mi się do głowy.
Wzmocniłam mentalny mur, którym chroniłam swoje myśli. Ignorując dziwne wrażenie czyjejś nieustającej obecności, ruszyłam w górę wzgórza. Nie widziałam żadnych cienistych istot, o których opowiadała Ash, jednak jeśli moja wiedza na temat podobnych istot pokrywała się z cechami tych, które tu mieszkały, to potrzebowały trochę czasu na zwęszenie ofiary. Ja pojawiłam się tu w jednej sekundzie. Jeśli się pospieszę, zbiorę potrzebne Temirze próbki i zniknę, nie powinny w ogóle się pojawić.
Jednak ta nieznośna obecność w głowie była coraz bardziej upierdliwa. Coraz trudniejsza do ignorowania. Nie wyobrażałam sobie, co musiała czuć Ash, która przecież była kilkakrotnie bardziej podatna na kontakt z duchami niż ja. I która jeszcze nie do końca umiała się przed nimi bronić.
W ekspresowym tempie pobrałam próbki. Posiłkując się magią, zebrałam w zasadzie wszystkie na raz - ziemia spod drzewa, fragment kory, gałązka, jak się uda, to również fragment serca, o którym opowiadała moja córka...
No i, tak, już przy tej cholernej gałązce pojawił się problem.
Nagle poczułam, jakby coś ściskało mi skronie. Ból był tak obezwładniający, ze skuliłam się odruchowo i przypadłam do ziemi. Zaraz potem rozległ się wrzask.
Czy byłoby ci miło, jakby ktoś podszedł bezceremonialnie do ciebie i odciął ci pazur?
Skrzywiłam się. Wrażenie obcej obecności w głowie było nieznośne. Do tego stopnia, że miałam irracjonalną ochotę rozdrapać pysk, głowę, czaszkę, wyjąć z niej to... coś. Tylko jakimś cholernym cudem się powstrzymałam i ciężko dźwignęłam się z ziemi.
Czułam się fizycznie niezdolna do wykonania choćby jednego kroku. Każe, najmniejsze poruszenie łapą zdawało się wymagać ode mnie nadwilczego wysiłku...
Od lat, nikt mnie nie odwiedzał... Byłam taka samotna... Porozmawiaj ze mną.
Co się tu, działo, do cholery?
- Możesz się zamknąć? - warknęłam, stawiając kolejny krok. Cholera jasna. Dlaczego wszystko widziałam jak za mgłą?
Dobra, pierdolę to. Temirze będzie musiała wystarczyć gałązka. Serca nie dam rady naruszyć w żaden składny sposób. Nie w takim stanie.
Zabrałam się więc tylko w sobie i, ignorując coraz głośniejsze i bardziej natarczywe szepty w mojej głowie, przeskoczyłam. Bez celowania, bo przez tumult myśli w ogóle nie mogłam się skupić.
Jakoś tak szczęśliwie, że wylądowałam w jakiejś jaskini. Czyimś domu, jak zauważyłam chwilę później, gdy powitało mnie czyjeś gardłowe warczenie...
- Kim jesteś i co robisz w moim domu?
Podskoczyłam wystraszona, w powietrzu wykonując obrót o 180 stopni. Wielki basior patrzył na mnie takim wzrokiem, jakby był gotowy w każdym momencie zwyczajnie rzucić mi się do gardła. Nie mogłam mu mieć tego za złe, przecież występował w obronie swojego domu... Jednak i tak skuliłam się, przypadając do ziemi, przerażona.
Wyrzuciłam z siebie potok słów, chcąc "zagadać" obcego wilka. To znaczy... Szybciej przekonać go do tego, żeby mnie nie zabijał, niż by basior rzucił się na mnie. Na całe szczęście mi się udało.
Więcej, basior, widocznie zaskoczony tym "na co się odważyłam", zaproponował mi nawet ciepły posiłek "za znoje podróży". A także opowiedział mi pewną historię... która mogła się bardzo przydać przy badaniach Temiry.
Skorzystałam z noclegu w domu basiora. Do Dystryktu II, do Tamiry, udałam się zaraz po świcie dnia następnego. Gdzie przekazałam zebrane próbki i przekazałam historię basiora, który, co zauważyłam dopiero rano, gdy wyszłam z jego jaskini, mieszkał niemal na samej granicy Doliny Widm.
- Wilcza czarownica... cholera... - Temira wyglądała na zaniepokojoną. Nie dziwiłam się jej. Mówiło się o magach, z resztą, sama nim byłam. Ale czarownice... Będę musiała to zbadać. Doczytać coś... W bibliotece Fen powinien znaleźć jakąś pozycję na ten temat. - Dzięki, Spero - z gorączkowych rozmyślań wyrwał mnie głos Tamiry. - Bardzo mi pomogłaś. Jak już zbadam te próbki, dam ci znać, co i jak, dobrze?
- Jasne - uśmiechnęłam się ciepło.
- Trzeba będzie wtajemniczyć jednak w to wszystko Ashayę - zawyrokowała po chwili, a ja skinęłam lekko głową w odpowiedzi.
Tak. Trzeba będzie. Niestety.


Słowa: 1577
Nagroda: 90 KŁ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics