niedziela, 5 kwietnia 2020

Od Sarin CD. Valeriana


Prawo. Lewo. Prawo, prawo. Szybki sprint w kierunku najbliższego straganu, a następnie gwałtowny skręt w uliczkę obok. Nie powiem – przeciskanie się wśród tłumu drepczących w bliżej nieokreślonym kierunku wilków nie należało do najłatwiejszych zadań. Niestety, wychodząc rankiem z domu nie pomyślałam o tym, że wracanie środkiem miasta w godzinie szczytu nie zapowiada się zbyt przyjemnie. Mimo swoich usilnych starań, co chwilę nieumyślnie wpadałam na kogoś, jednocześnie potykając się o własne nogi. Całości zdecydowanie nie ułatwiała drobna skórzana torba. Wewnątrz niosłam bowiem zakupione przed chwilą szklane kałamarze. Wizja gęstego, czarnego atramentu rozlewającego się po wnętrzu mojej jedynej sakiewki skutecznie zachęcała mnie do możliwie ostrożnego omijania zgromadzonego na targu tłumu.
 - Przepraszam – rzuciłam nieśmiało w kierunku potrąconej przeze mnie pary starszych wader, szybko wymijając idącego przodem basiora. Jedynym, o czym myślałam w tamtym momencie, było wydostanie się z tej niewygodnej sytuacji. Ulga, jaką poczułam, gdy zeszłam z głównego traktu targu, kierując się w stronę lasu, był nie do opisania. Momentalnie przyśpieszyłam, poganiając samą siebie wizją spokojnej przechadzki wśród absolutnej ciszy, która po kilku godzinach spędzonych w samym centrum miasta zdawała się być czysta abstrakcją.
Gdy znajdowałam się zaledwie kilka metrów od granicy lasu, usłyszałam cichy szelest trawy. Po chwili upadłam, całkowicie tracąc równowagę w chwili starcie z ciężarem wilka, który zaszedł mnie od tyłu. W pierwszym odruchu zamarłam. Oprawca bez słowa wyjaśnienia zwolnił lekko nacisk, tym samym pozwalając mi na swobodne obrócenie się na grzbiet. Następnie oparł swoje łapy na moich żebrach, przyszpilając mnie do ziemi. Pierwszym, co zauważyłam tuz po szybkim zbadaniu sytuacji, było wypisane na jego pysku zaskoczenie. Dopiero później zwróciłam uwagę na to, że istotą przyciskającą mnie do ziemi nie jest wilk a… lew? A przynajmniej lwio-podobna hybryda wilka, spoglądająca na mnie ze zmieszaniem.
 - Jesteś wilkiem czy lisem? – spytał, nachylając się bliżej. W pewnym momencie jego pysk znalazł się na tyle blisko, że byłam w stanie wyczuć muskający moje futro oddech drapieżnika. Dosłownie czułam, jak każdy cal mojego ciała sztywnieje ze strachu.
- W-wilkiem? – odparłam bez przekonania, odruchowo zasłaniając łapami wystawioną na ewentualny atak krtań. Samiec widocznie nie był zachwycony moją odpowiedzią, słysząc wyczuwalne w mym głosie wahanie. – Słuchaj, naprawdę nie mam przy sobie nic wartościowego – wydukałam. - Proszę, puść mnie, a ja nikomu o niczym nie powiem i szybko potruchtam sobie do domku, jak gdyby nic nigdy się nie stało.
Samiec po raz kolejny zbadał mnie wzrokiem, patrząc na mnie jak na idiotkę.
- Czy ja wyglądam na kogoś, kto chciałby… cholera – mruknął wilk, ostrożnie osłabiając nacisk swoich łap. – Ujmę to inaczej…
Otóż nie tym razem. Gdy tylko poczułam odrobinę luzu pomiędzy swoim ciałem a ziemią, szybko wywinęłam się spod basiora, następnie ruszając biegiem w kierunku lasu. Wilk najwidoczniej potrzebował chwili żeby zrozumieć co tak właściwie miało miejsce, ponieważ ruszył w pościg za mną dopiero po dłuższej chwili. Z ulgą przyjęłam fakt, że był on znacznie wolniejszy ode mnie. Zdawałam sobie jednak sprawę z niskiej wydolności swojego organizmu – po kilku minutach szybszego biegu najpewniej opadłabym z sił, stając się banalną do złapania i rozszarpania ofiarą. Basior natomiast widocznie przeważał nade mną pod tym względem. Nie widząc lepszej opcji, po chwili biegu zatrzymałam się przy jednym z drzew, niezgrabnie wdrapując się na jedna z niższych gałęzi. Mając na uwadze wzrost basiora, szybko przeskoczyłam na wyższą gałąź stojącego obok dębu, po czym w panice przycisnęłam się do jego pnia. Gdy po chwili usłyszałam kroki zbliżającego się do mojej kryjówki drapieżnika, nerwowo wstrzymałam oddech.


<Valerian?>

Słowa: 564

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics