poniedziałek, 6 kwietnia 2020

Od Jastesa CD. Vallieany


-Odpocznij, to pogadamy.- rzuciłem, przewiercając szczeniaka poważnym spojrzeniem, nie siląc się na jakiekolwiek udawanie dobrego nastroju. Ten już otwierał pyszczek by coś powiedzieć, lecz wyprzedziłem jego słowa swoimi:
-Zastanowimy się nad twoją prośbą, a póki co masz się zregenerować. Jeżeli się nie zgodzimy, sam będziesz musiał sobie poradzić, a w tym stanie daleko nie zajdziesz. A jak przystaniemy na twoją propozycję, to naprawdę nie mam ochoty trzymać cię znowu za kark.- mały przez parę chwil wpatrywał się w nas w milczeniu z lekkim niezadowoleniem na pysku, ale ostatecznie skinął głową i ułożył się w miejscu w którym stał, przyciskając do piersi drewnianą maskę i obserwując nas spod przymrużonych powiek. Po chwili już spał, wycieńczony ucieczką i innymi atrakcjami, które stanęły mu dziś na drodze. Przez chwilę taksowałem wzrokiem jego nie-tak-mizerne ciałko i gdy już chciałem podążyć za Vallieaną w stronę kąta jaskini, aby porozmawiać o sytuacji i wymienić się spostrzeżeniami, podejrzewaniami, przeżyciami z ostatnich parudziesięciu minut oraz zdaniami na temat eskortowania szczeniaka, moje oczy bezwiednie skupiły swoją uwagę na tym dziwnym, skądś znanym, leżącym w silnych objęciach śpiącego przedmiocie, który wywoływał we mnie ogromne poczucie niepokoju, a nawet zagrożenia. Ach, to tylko zwykła maska...
-Wszystko w porządku?- spod jednej ze ścian dobiegł mnie ostrożny, przyciszony głos wadery.
-Tak...Chyba.- to ostatnie mruknąłem pod nosem, szybko odwracając się w stronę czekającej wilczycy, której oczy wyrażały naprawdę bogatą paletę emocji; od głębokiego zmartwienia do czającego się gdzieś w głębi strachu i byłem przekonany, że te jej lustrzane, pełne wyrazu ślepia odbijają stan moich własnych. Wszystko działo się tak szybko, że dopiero teraz zaczęły zalewać mnie urywki zdarzeń i pełna świadomość sytuacji, w której znajdowałem się i obecnie się znajduję. Z każdą myślą i wspomnieniem coraz bardziej dochodziłem do wniosku, że z tym cholernym dzieciakiem jest coś bardzo nie tak i to nie ze względu na jego słabe panowanie nad mocą, bo to akurat byłem w stanie zrozumieć.  A może nie tyle z dzieciakiem co z czymś co podążało za nim, współpracując właśnie z tą jego mocą. Byłem bowiem pewien, że niedźwiedziowate istoty nie kontrolowały mojego wiatru i za Chiny nie były w stanie go złapać. Miały na to dużo czasu odkąd zapuścił się on w ich szeregi. A zatem coś innego lub ktoś...Po grzbiecie spłynął mi lodowaty dreszcz, gdy przypomniałem sobie z jaką łatwością zostałem unieruchomiony i pozbawiony powietrza. Przypomniałem sobie zbliżającą się czerń, desperację i strach...A ta maska? Skąd moja towarzyszka ją wytrzasnęła? Z horroru? Kiedy pani Vallieana zrzuciła ja z siebie z taką gwałtownością i przerażeniem w wyrazie pyska poczułem jak mnie samego ogarniają podobne emocje. Co ją do tego skłoniło? I dlaczego ten szczeniak tak się lepi to tego przedmiotu?
-Nie będę owijać w bawełnę. Cała ta sytuacja wywołuje we mnie coraz większą niechęć do zagłębiania się w to dalej, ale nie możemy zostawić tu tego szczeniaka. Oboje zdajemy sobie sprawę, że prędzej czy później padłby łupem wyczerpania, jakiegoś większego zwierzęcia albo przez brak kontroli nad swoją mocą.- zaczęła wadera, szybko dobierając słowa i patrząc mi głęboko w oczy. Po wypowiedzeniu ich westchnęła głęboko, spojrzała na leżącego wilka, po czym spuściła wzrok i utkwiła go w szarej skale pod swoimi łapami.- Jednak mam bardzo złe przeczucia co do tego wszystkiego.- Nie mogłem się z nią nie zgodzić.
-Podzielam pani odczucia.- mruknąłem cicho, po czym machnąłem głową w kierunku podłoża.- Usiądźmy. My też potrzebujemy odpoczynku.- wadera przytaknęła i ułożyła się w wygodnej pozycji z wyciągniętymi przednimi łapami, zwiniętymi tylnymi i pyskiem skierowanym w stronę jasnego ciałka, oddychającego spokojnie i miarowo. Ja natomiast położyłem się zwijając w luźny kłębek,
z zadowoleniem opierając górną połowę ciała o chłodną, lekko wilgotną ścianę. Przez parę chwil panowało milczenie wypełnione od czasu do czasu głośniejszymi wdechami czy odgłosami wywołanymi jakimś delikatnym ruchem, lecz w końcu to moja towarzyszka zdecydowała się jako pierwsza kontynuować bardzo niechcianą i pełną napięcia rozmowę.
-Zanim podejmiemy decyzję, dotyczącą dalszych kroków chciałabym pana o coś zapytać. Co wydarzyło się po tym jak znalazł się pan przy szczeniaku? Co wywołało ten nagły bezruch? Oczywiście jeśli chce się pan ze mną tym podzielić...-kiedy słowa te wypełniły pustkę między nami, momentalnie zesztywniałem, lecz zaraz zmusiłem swoje ciało do ponownego rozluźnienia i spokojnego oddechu. Pani Vallieana rzuciła mi odrobinę zaniepokojone spojrzenie, lecz nic nie powiedziała, a ja przybrałem jak najbardziej obojętny wyraz pyska.
-Cóż. Mówiąc krótko, coś lub ktoś unieruchomił mnie, wyrwał wiatr spod mojej kontroli, pozbawił dostępu do powietrza i prawie zabił, doprowadzając do utraty świadomości.- powiedziałem starając się by mój głos miał w sobie jak najmniej emocji, a moja towarzyszka szeroko otworzyła oczy.
-Ktoś?- spytała z niepokojem. Niepewnie skinąłem głową.
-Jestem pewien, że to nie sprawka mocy małego, bo cieniste istoty miały bardzo dużo okazji na wcześniejsze złapanie powiewu, co mogło uratować te, które zostały unieszkodliwione. Dlatego myślę, że wśród nich musiało kryć się coś innego, coś co z nimi współpracowało- moje spojrzenie powędrowało w kierunku posiadacza mocy, by upewnić się że ten na pewno śpi. Przez parę sekund obserwowałem jak jego pierś unosi się w cichym, rytmicznym oddechu i gdy upewniłem się, że żaden wyraz, mogący zdradzić że dzieciak stara się podsłuchiwać nie pojawił się na jego pysku, ponownie skierowałem uwagę na oczy wadery. - Jednak w ich szeregach nie mogłem dostrzec czegokolwiek co różniłoby się od tej szarawej zgrai. Dlatego nie możemy brać za pewnik obecności osób trzecich, ale sądzę, że nie powinniśmy ich także wykluczać. - po wypowiedzeniu moich wątpliwości poczułem się nieco lepiej, lżej, jakby przerzucenie ich na inną osobę trochę zmniejszyło ciężar podejrzeń i niepokoju w moim własnym umyśle. Vallieana nerwowo spojrzała za siebie, mimowolnie upewniając się, że za plecami nie ma kogoś czającego się do ataku na nas z ukrycia. Sam również zdałem sobie sprawę z trwającego nieustannie bardzo nieprzyjemnego uczucia, które można by porównać do bycia obiektem intensywnych obserwacji z ukrycia. Wydawało mi się, że czuję palący wzrok na swoim grzbiecie i z ogromnym trudem powstrzymałem się od spojrzenia za siebie. Uspokój się. To tylko twoja wyobraźnia.
-Póki co nie traćmy głowy. Musimy być po prostu ostrożni i czujni.- wadera zaśmiała się sucho, bez najmniejszej oznaki wesołości.
-Kto by pomyślał, że dziś znajdziemy się w takiej sytuacji? - oparłem pysk o zimny kamień i przymknąłem powieki, rozmyślając nad wypowiedzianymi przez moją towarzyszkę słowami. Ileż się wydarzyło od wczorajszego poranka, kiedy zastanawiałem się co przyniosą mi nadciągające dni! Czy gdybym wiedział do czego doprowadzi mój wczorajszy trening wybrałbym inny sposób na spędzenie czasu?
-Ja również chciałbym się czegoś dowiedzieć. Co było przyczyną pani nagłego skoku i tak gwałtownego pozbycia się maski?- teraz to Vallieana zamilkła za parę sekund, przeniosła spojrzenie na ścianę tuż nad moją głową i przesunęła ogonem po ziemi.
-Z jej otworów na oczy zaczęła wylewać się jakaś dziwna biała ciecz, która jednak zaraz zniknęła. Tuż przed tym jak mały wziął ją w swoje łapy. Nadpaliła kawałek tego rzemyka - odparła po chwili, pokazując mi zwęglone miejsce na swoim wisiorze, ostrożnie dobierając słowa. Zmarszczyłem brwi i oderwałem pysk od chłodnego kamienia by spojrzeć na obiekt będący przyczyną rozmowy, czując jak w gardle rośnie mi niewielka gula. No to już jest przesada. Szczyt szczytów.
A pierońska maska leżała sobie jak nigdy niby nic, jak zwykły martwy przedmiot, będący pamiątką po rodzicu, który zapewne odszedł, sądząc po czasie przeszłym użytym przez szczenię i tym, w jak ciasnym uścisku dzieciak ją trzymał. Jednak i ja i moja towarzysza z pewnością zdawaliśmy sobie sprawę, że ta drewniana powłoka skrywa coś zgoła gorszego niż tylko wspomnienia czy sentyment.
-W takim razie co robimy? Narażamy psychikę czy nawet życie dla dopiero co poznanego szczeniaka?- spytałem, ponownie obdzierając głos z jakichkolwiek emocji. Wadera westchnęła głośno, zamykając oczy i zapewne rozmyślając nad swoją decyzją. Co do mnie, to ja już swoją podjąłem. Całe moje wnętrze gwałtownie protestowało przeciw brnięciu dalej w to bagno, ale gdy tylko przypomniałem sobie siebie sprzed 5 lat, moją słabość, bezradność i wiele godzin płaczu z powodu braku kontroli nad mocą wszystkie obawy jakoś cichły, blakły. Poza tym mogłem założyć się o niezłą sumkę jakie będzie końcowe zdanie Vallieany, a nie miałem przecież zamiaru zostawiać jej samej na pastwę dziwnych i niewytłumaczalnych zdarzeń, które jeszcze na pewno zakłócą nam spokój.
-Jestem za eskortowaniem małego. Nie poradziłby sobie nawet z wyjściem z tego lasu, a co dopiero z ze znalezieniem pożywienia czy obroną przed zagrożeniem. Do centrum nie jest aż tak daleko, wystarczy się trochę pospieszyć by zmniejszyć ryzyko ewentualnych przeciwności i mieć oczy dookoła głowy.- powiedziała w końcu, kierując na mnie swoje silne spojrzenie, pełne determinacji, obaw i napięcia. Skinąłem powoli głową przyjmując do wiadomości to, co wiedziałem że usłyszę.
-Cieszę się, że zgadzamy się w tej kwestii.-rzuciłem tylko z pełną powagą, kątem oka łapiąc delikatny uśmiech i wyraz lekkiej ulgi na pysku mojej rozmówczyni.- Co pani na to, by zacząć od pozbycia się maski?


<Vallieana?>

Słowa: 1446

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics