czwartek, 9 kwietnia 2020

Od Jastesa CD. Ashayi


W jednej chwili przechadzałem się z nudów, czekając na mającego mi towarzyszyć maga, a już w drugiej zostałem popchnięty i przygwożdżony przez całkiem sporą siłę, której posiadacz wylądował na moim grzbiecie i wycisnął mi powietrze z płuc, które ulotniło się w postaci głośnego sapnięcia.
-Najmocniej przepraszam.- usłyszałem głos, dochodzący gdzieś z okolic mojego ucha, zabarwiony dużą skruchą.-Nie miałam zamiaru...Nie sądziłam, że będzie pan akurat tędy przechodził.- w zasięgu mignął mi jakiś czerwony materiał, a osoba która odezwała się wcześniej po paru sekundach zmagań z niestałym gruntem jakim było moje ciało, w końcu zeskoczyła na ziemię, a ja z ciężkim westchnieniem stanąłem na nogi, rzuciłem okiem na stan zawartości torby poselskiej i po stwierdzeniu, że jest w dobrym stanie otrzepałem się z kurzu.
-W porządku, nic się nie stało.- odparłem cicho i skierowałem spojrzenie na przyczynę lekkiego zamieszania, którą okazała się odrobinę niższa i młodsza ode mnie wadera o długim, czarno-białym futrze i dwukolorowych ślepiach, które patrzyły na mnie z lekkim wstydem i dużą ciekawością. Jej grzbiet zakrywał lekko unoszący się na wietrze czerwony płaszcz.
Kiedy pierwszy raz usłyszałem, właśnie od stojącego przede mną wilka, że będę miał ochroniarza zdębiałem. Czy te kilka papierów, które tym razem zostały mi powierzone naprawdę miały aż tak dużą wartość, by ktoś próbował je przejąć? Bardzo możliwe. Jednak z pewnością główną przyczyną była szczególna troska o dostarczenie dokumentów, i co się z tym łączy, świadomość o niebezpieczeństwach które czają się na podróżnych w Strefie Wykluczenia. Słyszałem bowiem same niepochlebne opinie o tym miejscu i najchętniej po prostu nadrobiłbym drogi omijając je, lecz przełożony kategorycznie nakazał mi obrać trasę jak najkrótszą, by dostarczyć poselstwo jak najszybciej. Nie pozostawało mi więc nic innego jak przebyć ją w towarzystwie wadery i przy okazji nie stracić życia.
Co do samej obecności maga, który na pierwszy rzut oka wydawał się być wilkiem energicznym i skorym do rozmów, byłem dość niespokojny. Jeżeli moje spekulacje okażą się trafne, nasze charaktery mogą mieć pewne opory co do współpracy, będąc swoimi przeciwieństwami. No i oczywiście stała przede mną perspektywa przedstawienia się nowo poznanej osobie, z którą będę musiał spędzić co najmniej kilka następnych dni. I bardzo dobrze, że kogoś poznasz. Fuknąłem na siebie w myślach. Weź się w garść, tchórzu.
-Mam nadzieję, że nie zrobiłam panu krzywdy. Jak już wcześniej mówiłam, mam na imię Ashaya i jestem magiem czarnej magii. Miło mi poznać pana osobiście.- wadera uśmiechnęła się lekko, obrzucając mnie długim, zaciekawionym spojrzeniem.
-Moje imię brzmi Jastes.- skłoniłem lekko głowę w geście pełnym szacunku.- Rozumiem, że będzie mi pani towarzyszyć aż do końca Strefy Wykluczenia?
-Tak. Czy mogę wiedzieć jakie poselstwo ma pan przekazać?- spytała, przekrzywiając odrobinę pysk i stawiając uszy na sztorc.
-Treść nie została mi ujawniona, jedyne co wiem to to, by otrzymane dokumenty dostarczyć za wschodnią granicę, do kraju Zerdinów w miejsce zaznaczone na mapie.- z torby wyciągnąłem pożółkły kawałek papieru i przekazałem go mojej rozmówczyni, która z zainteresowaniem zaczęła przebiegać wzrokiem po czarnych kreskach zdobiących lekko wyświechtaną stronę. Po chwili oddała mi ją i energicznie machnęła ogonem.
-Zapoznanie się mamy za sobą. Co pan na to, by bez dalszej zwłoki ruszyć w drogę?
-Ruszajmy więc.- odparłem unosząc wzrok ku górze, chcąc na podstawie słońca określić ilość czasu jaka pozostała do zachodu.
-Czy odpowiada pani trucht?- w normalnych warunkach od razu podyktowałbym sobie o wiele bardziej wymagające tempo, ale nie znając granic wytrzymałości wadery musiałem przyjąć najgorszy scenariusz.
-Oczywiście, niech się pan nie martwi.- zapewniła, poprawiając swój płaszcz, który mocno przekrzywił się na bok.
-Świetnie.- odparłem i nie tracąc więcej czasu na gadanie rozpocząłem podróż, wzburzając łapami całkiem sporą ilość kurzu leżącego na drodze, którą od dawna nie zasypał ani śnieg ani deszcz. W miejscu, gdzie się właśnie znajdowaliśmy zima nie miała aż tak ogromnej mocy, co szczerze mówiąc było mi bardzo na rękę. I mnie łatwiej będzie się poruszać i waderze, która już po chwili zrównała ze mną krok, a jej długi płaszcz obijał się gwałtownie o jej grzbiet, nie będąc pod wpływem wystarczająco mocnej siły, która mogłaby unieść go w powietrze. Ale co do tego, to zobaczymy. Postanowiłem obserwować stan mojej towarzyszki i wyznaczyć mniej więcej zarysy jej kondycji, by w razie czego móc później zwiększyć tempo, na którym tak zależało przełożonemu, lecz póki co musiałem odrobinę pilnować się, by tkwiąc w zamyśleniu nie pozwolić nogom na samowolkę i nieświadome rozwinięcie ich większych możliwości.
-Przepraszam...Nad jakim żywiołem ma pan kontrolę?- westchnąłem w duszy, zdając sobie sprawę że moje obawy zaczynają się sprawdzać i że od czasu do czasu będę zmuszony do otworzenia pyska i wydobycia z siebie głosu.
-Nad wiatrem. Ostatecznie burzą.- odparłem krótko, rzucając Ashayi spojrzenie kątem oka. Ta odpowiedziała mi tym samym, po czym przeniosła je na drogę przed sobą.
-Pani panuje nad czarną magią, tak?- kontynuowałem rozmowę, nie chcąc wyjść na gbura. Naprawdę bardzo chciałem, aby nasza droga przebiegała w dobrej atmosferze, więc postanowiłem choć trochę przemóc ogromną chęć zamilknięcia. Po raz kolejny zapragnąłem urodzić się ekstrawertykiem.
-Tak. Poza tym także nad krwią i duszą.- ho ho, poziom umiejętności wadery był zatem wysoki. Czy w Strefie Wykluczenia jest więc tak niebezpiecznie jak powiadają? Wcale bym się nie zdziwił. 
-Od dawna jest pan w Królestwie?- spytała wbijając wzrok w drogę przed sobą. Automatycznie chciałem kiwnąć głową, ale zaraz przypomniałem sobie, że aktualnie jesteśmy w ruchu, dlatego odparłem:
-Nie od takiego długiego czasu. Wciąż nie znam prawie nikogo. A pani?
-Już trochę czasu minęło...-uśmiechnęła się szeroko, zapewne przywołując w umyśle wspomnienia miejsc, osób i zdarzeń, które poznała lub przeżyła odkąd przybyła do Królestwa. Wyglądała na bardzo młodą, czyżby więc dorastała w tej watasze? Bardzo możliwe.
Między nami zapadła cisza, przerywana jedynie oddechem z jednej i z drugiej strony. Jednak nie była ona wcale niezręczna, więc żadne z nas nie zdecydowało się na jej ponowne przerwanie i dalej biegliśmy albo zatapiając się w myślach albo kierując większość uwagi na otaczające nas krajobrazy, które były zaiste warte podziwiania. Piękna obrazu dopełniał widok intensywnie błękitnego nieba i kompozycja mieszającego się z sobą cienia i jasności ślizgających się po odległych wzgórzach. Zastanawiałem się jak na żywo będzie wyglądać miejsce, w które mam zanieść dokumenty i jakie trudy podróży będę musiał znieść razem z waderą, by ten cel osiągnąć. Miałem nadzieję, że nie będą one wystarczająco poważne by mogły zagrozić naszym życiom, ale jakiś cichy głos w głowie podpowiadał mi, że najprawdopodobniej będzie zupełnie odwrotnie.

<Ashaya?>


Słowa: 1049

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics