niedziela, 18 grudnia 2022

Od Aarveda do Vallieany

Wieczór.
Chłód ścinał krew w żyłach i krystalizował szpik w kościach. Wycie wiatru prześlizgiwało się między drzewami, rzucając śniegiem, męcząc każdą żywą istotę - nawet tę najlepiej przystosowaną do brutalnego klimatu Królestwa Północy. Słońce już dawno zaszło, a niebo pokryło się głębokim granatem przeciętym białą smugą galaktyki i gwiazd. Nad szczytami gór migały fale zorzy polarnej, liżąc lodowate skorupy zielonymi językami.
Aarved nie mógł ich jednak dostrzec. Gęsty las zakrywał większość nieboskłonu, widać było tylko kilka gwiazdozbiorów. Basior jeszcze przez chwilę obserwował prześlizgujące się po ciemnym tle białe punkciki, jednak w końcu nieprzyjazna temperatura przypomniała o sobie nieprzyjemnym dreszczem rozchodzącym się po grzbiecie wilka. Poprawił maskę na pysku, jeszcze raz upewnił się, że więźniowie są związani, dorzucił dwie kłody do ogniska przy ich namiocie, po czym skierował się z powrotem w stronę trzech szałasów składających się na główne obozowisko. Były to schronienia z trzema ścianami okrytymi płachtą skóry i ustawione tyłem do nawietrznej. Dochodziły z nich przytłumione rozmowy, a czasami śmiech. Rogacz obszedł jedno z nich, po czym stanął na progu, rozsuwając magią grube zasłony.
Ujrzał swoich towarzyszy: Yothiela, Enzo, Aerona oraz Beriusa popijających grzane wino oraz grających w kości, leżących w okręgu. Zerdin właśnie rzucił kilkoma z nimi, a basiory w napięciu obserwowały, jak szczątki królika turlają się po planszy ustawionej z drewnianych deseczek. W końcu zatrzymały się, a namiot wypełniło głośne wycie. Berius, śmiejąc się głośno, przygarnął do siebie stos łusek, przy okazji dając po łapie Enzoero, który próbował podebrać kilka z nich.
– Naucz się przegrywać z honorem, chciwa kutwo – upomniał go złośliwie Yothiel. Fenris stulił uszy i warknął na niego, odsłaniając zęby. Sivarius posłał mu długie spojrzenie i pociągnął ze swojego kubka. - Albo zacznij lepiej obstawiać.
Zielonooki ściągnął maskę z twarzy i wkroczył do środka. Jego poroże zahaczyło o dach z cichym tąpnięciem, zrzucając warstewkę śniegu prosto na szeroki grzbiet. Wojownik otrzepał się, pochylił mocniej głowę, zdjął odzienie i wyciągnął gliniany dzbanek z dołka z rozgrzanymi węgielkami. Nalał sobie ciepłego alkoholu do naczynia, rozkoszując się jego zapachem. Dołożył do tego płat solonego mięsa z renifera i usiadł do posiłku.
– Jak się czujesz? – zagadnął, patrząc na zabandażowane ramię niebieskookiego. Ten podniósł wzrok i strzepnął nonszalancko ogonem.
– Rilan powiedziała, że trzeba będzie szyć po powrocie do Centrum, ale… Zobaczymy. Może te jej szwy wystarczą - odpowiedział, wyginając długą, pokrytą gęstym, falowanym futrem szyję i zerknął na swoje opatrunki. Aarved obserwował, jak sierść niebieskich plamek, które pokrywały ciało towarzysza, mieni się w blasku świec i magicznych lamp przy każdym jego ruchu.
– Miejmy nadzieję, że rzeczywiście tak będzie. I że nic się nie będzie jąrzyć – odparł Lerdis.
– Najważniejsze, że tamten skurwysyn pożałował, że rozpruł ci tę łapę – dodał bez zastanowienia Enzo, pocierając czołem o gardło białego. Na pysku Yothiela pojawił się delikatny uśmiech. – Szkoda tylko, że nie byłem szybszy.
– To nie powinno ci zajmować myśli, Enzoero – odparł długouchy. – Doceniam twoją pomoc.
– Dobrze, że nic gorszego się nie wydarzyło. I obeszło się bez ofiar… – dorzucił się Aeron.
Aarved wziął łyk z kubka.
– Szkoda tylko tego szczeniaka – rzekł. Zapadła chwila ciszy.
– Wiedział, na co się pisze – przerwał w końcu milczenie najmłodszy z wojowników. – Ale to prawda, szkoda. Szkoda, że rzucił się na Eryxa z nożem i obciął mu ucho.
Widać było, że wspomnienie tego wydarzenia wzbudziło w nim dawny szok. Brązowy samiec splunął na ziemię.
– Dobrze, że nie trafił tam, gdzie celował – dodał Berius.
– Szkoda, że dzieciaki trafiają do takich środowisk – sprostował Yothiel. – I chyba nikt nie obwinia Mavera o to, co zrobił. Bronił towarzysza, którego życie było zagrożone, ale to nie zmienia faktu, że szczenię znalazło się w sytuacji, w której uznało, że zaatakowanie uzbrojonego wojownika to właściwy wybór. To jest największa tragedia. – Zerknął na Aarveda, po czym wziął głęboki oddech i uniósł wyżej głowę o eleganckim profilu. – A teraz… kto rzuca?
Zielonooki milczał, patrząc, jak nieprzyjemna atmosfera powoli mija i wraca jowialny nastrój związany z zakończeniem misji. Mimo że cieszył się, że żaden z jego towarzyszy nie został poważnie ranny podczas najazdu na norę przemytników, żal mu było tego młodzika. To była niepotrzebna śmierć, ale rozumiał też, dlaczego Maver zrobił to, co zrobił. Przypomniał sobie zszokowaną twarz towarzysza, gdy ten obrócił dźgnięte przez siebie mieczem ciało na plecy i ujrzał twarz… Szczenięcia. Żaden z nich nie spodziewał się podrostka w norze przemytniczej. To nawet nie była wataha, tylko grupka wilków wyjętych spod prawa, bez większej organizacji czy hierarchii, bez rodzinnych więzów… A przynajmniej tak się wydawało. Zastanawiał się, co doprowadziło tego szczeniaka do szajki. Jego rodzice byli jej częścią? Może został osierocony i było to jedyne środowisko, które go przyjęło? A może on i jego rodzina głodowali?
Przymknął oczy, nakazując sobie porzucić tego typu myśli i przełknął ostatni kęs renifera.
– Hej, Vedziu – Berius trącił go w bok. – Jak skończyłeś jeść, to co powiesz na partyjkę? Postaw, że wygra, masz do zgarnięcia stówkę.
Rogacz spojrzał na niego, a uśmiech pojawił się na pokrytym bliznami pysku. Sięgnął po sakiewkę przywiązaną do pasa napierśnika. Rozległ się śmiech, a Zerdin poklepał go po plecach.
– Kto rzuca? – zapytał Lerdis, przeliczając monety.
– Enzo.
– A to lepiej nie. – Schował szybko torebkę z łuskami i uchylił się przed lecącym w jego stronę butem.
– Tym razem rzucę tak, że wam w pięty pójdzie – warknął Fenris. Podniósł wzrok, patrząc, jak Aarved sięga po obuwie użyte w charakterze broni rzucanej i stawia go obok siebie. Poklepał je delikatnie po nosie.
– Ja stawiam lacza, że Enzo wygra.
Nawet Enzoero, który próbował utrzymywać swój oburzony wyraz twarzy, parsknął śmiechem.
– Dobra, zamknijcie się, bo źle wyrzucę – wykrzyknął szary wilk.
– Tak, no bo przecież… - zaczął Yothiel, ale ciemny pysk momentalnie zatrzasnął się na jego nosie.
– Morda – warknął szary, patrząc jak oburzony Sivarius teatralnie rozciera sobie skórę zdrową łapą. – A teraz patrz, jak rzuca mistrz.
– No ale czekaj! - przerwał mu Aeron. Zirytowany Fenris wymamrotał ,,Na Ciashe…” i przewrócił teatralnie oczami. – Nie powiedzieliśmy, ile jest na stole.
– To nie jest kasyno, Ron, wszyscy wiemy, że na stole jest stówka - odrzekł Berius.
– Regułom musi stać się zadość! – odrzekł najmłodszy z samców, uderzając łapą w deskę, na której stała plansza do rzucania, z takim zapałem, że aż drewniana arena podskoczyła. Rogacz szybko przycisnął ją do podłoża. – Poza tym na stole jest sto pięćdziesiąt łusek i but Enzo, trzy do jednego, bo tylko Aarved obstawia wygraną.
– Czy mogę już rzucać? – upomniał się wyraźnie zniecierpliwiony Fenris i zanim ktokolwiek zdążył zaprotestować, podniósł kości. - Zabieraj to łapsko, Vedziu. A teraz patrzcie na kunszt mistrza, hehe!
Kości zagrzechotały, a potem poleciały między drewniane deseczki wyznaczające obszar do gry. Wilki czekały w napięciu, patrząc, jak oszlifowane szczątki uderzają o siebie, obracają się i zatrzymują, aby w końcu…
– TAK! - zawył Enzoero, podrywając się z miejsca. Zakręcił się, machając ogonem, którym Yothiel przypadkowo dostał po pysku, po czym przywarł przodem tułowia do ziemi. – TAK! A mówiłem wam, kurwie syny, że wam oko zbieleje! Ha ha! Dawajcie mi to tu!
Przyciągnął stosik pieniędzy z dumnym wyrazem twarzy i zaczął go rozkłądać na dwie mniejsze kupki.
– Czekaj kurwa, co ty dzielisz – zerwał się z miejsca Berius. – Aarved postawił buta! I to nawet nie swojego!
– Nikt nie protestował, jak to zaproponowałem – odrzekł Aarved, patrząc, jak Enzo przelicza kwotę. – A teraz jest za późno, zakład przyklepany.
– Ale postawiłeś stary, śmierdzący but! – kontynuował Zerdin, ignorując oburzone ,,Hej, dopiero co go kupiłem!” Fenrisa. - A ja siedemdziesiąt łusek!
– Ten but jest wart więcej niż twoje pierdolone siedemdziesiąt łusek – warknął Enzoero.
– Ale on nawet nie jest jego! Poza tym, widziałem, jak chwytasz tamtą kość telekinezą!
– Ja? - oburzył się rogacz.
– Co, myślałeś, że nie zauważę, jak dziwnie się chwieje? – warknął Zerdin.
– Usiądź na dupie, Berius, teraz już wymyślasz – dodał Yothiel. – Trzeba było zgłaszać sprzeciw zanim Enzo rzucił. Znasz zasady, nie odwołuje się zakładów po rzucie.
– W sumie teraz jak o tym pomyśleć to ta jedna kość rzeczywiście… – zaczął Aeron, gdy nagle urwał. Wszystkie pary uszu uniosły się momentalnie.
Przez chwilę wydawało im się, że to była to jedynie ich wyobraźnia nieco pokolorowana alkoholem i emocjami związanymi z grą oraz zakończeniem misji. Po chwili jednak dotarł do nich bardzo rozpoznawalny dźwięk - chrupanie śniegu załamującego się pod czyimiś łapami. Zbliżały się szybko, aż w końcu słyszalne były już przy samym wejściu. Ucichły.
Na progu ich schronu stanęła postać. Chwyciła plandekę przysłaniającą wejście i odsunęła ją z rozmachem.
– Popierdoliło was, że się tak drzecie? – warknął zamaskowany wojownik. Ściągnął materiał przysłaniający pysk, a oczom reszty ukazał się bandaż zakrywający większość twarzy. – Kapral zaraz wraca, a wy tak wyjecie, że słychać was na pół lasu.
Zerdin momentalnie położył uszy po karku.
Aarved przesunął spojrzeniem po reszcie wilków. Yothiel obserwował nowoprzybyłego ze swoim zwyczajnym, chłodnym spojrzeniem, jednak w jego twarzy czaiło się niespokojne oczekiwanie. Enzo przyjął wyraźnie napiętą postawę. Tylko na pysku Aerona malowała się skrucha - i tylko skrucha. Nie wiedział, jak… problematyczna relacja łączyła Beriusa i Eryxa - i jako jedyny obecny nie spodziewał się nadchodzącej kłótni
– Dobrze wiesz, że kapralowi koło chuja lata to, jak się drzemy. Szczególnie, że go tu nie ma. - Czarny samiec machnął łapą.
– Ale zaraz wróci – warknął okaleczony basior. – I nawet jeśli ma to w dupie, to ja nie. Piszczycie jak szczeniaki taplające się w błocie, a ja muszę tego wysłuchiwać.
– Ty coś jeszcze słyszysz po tym, jak pozwoliłeś temu smarkaczowi obciąć sobie ucho? – zaśmiał się drwiąco Zerdin. Ranny wyszczerzył kły i już wyciągnął łapę, żeby wejść do namiotu.
– Dobra, dobra, uspokójcie się, idioci – warknął Yothiel, wyraźnie bardziej poirytowany niż przestraszony rozwojem sytuacji. – Ty, Berius, siadaj na dupie i sklej pizdę, bo zaczynasz mnie wkurwiać, a ty idź odpocznij, Eryx. My będziemy ciszej, a ty przestaniesz nam truć, zgoda?
Nowoprzybyły jeszcze przez chwilę stał na progu, wpatrując się wściekle w Zerdina. Yothiel przewrócił oczami i przeklął pod nosem.
– Możesz być łaskaw i stąd wypierdalać? Zimno wpuszczasz.
I ostentacyjnie opatulił się kocem.
Eryx mruknął coś i ze złością odrzucił płachtę. Basiory usłyszały oddalające się kroki.
– Ale był wściekły – powiedział po długiej chwili ciszy Aeron, wypuszczając głośno powietrze przez nos.
– Odcięli mu ucho. – Aarved wziął łyk ze swojego kubka. – Ty też byś był.
– Może rzeczywiście powinniśmy być ciszej – kontynuował najmłodszy z wilków. – Żeby kapral się nie zdenerwował, jak wróci.
Rogacz kiwnął głową i spojrzał na wyraźnie zirytowanego ciemnego wilka.
– Słuchaj, Berius, jeśli ci to przeszkadza, to mogę oddać moją część Enzo. Tak, jakbym nie brał udziału w zakładzie - zaproponował zielonooki. Zerdin podniósł na niego wzrok.
– Oszukiwałeś z tamtą kością?
– Nie.
– To weź to, co ci się należy. Żeby Enzo nie miał za dużo do wydania w Jedwabnej Perle. - Uśmiechnął się złośliwie, a zielonooki parsknął śmiechem. – A ty kup coś dobrego temu swojemu sokołowi ode mnie.
– Dupek – mruknął Fenris, ale przesunął połowę w stronę Aarveda. – A ty oddawaj but. Rogacz rzucił obuwiem, które towarzysz sprawnie złapał w locie, po czym schował swoją należność do sakiewki. Usadowił się wygodniej, patrząc, jak Aeron drażni się z Beriusem, ciągnąc go żartobliwie za futro na sierści.
Po wydarzeniu z Eryxem nastroje sprzyjające hazardowi trochę stopniały. Yothiel chwycił za dzbanek z grzańcem, zajrzał do środka i rozlał wszystkim resztę wina.
– To co, macie jakieś plany na wolne po powrocie? – zagadnął Aeron, zrzucając z siebie łapę sąsiada.
– No jak to co. Odespać – rzucił Zerdin, a po chwili dodał: – Wreszcie.
Yothiel przytaknął.
– Chyba tyle mi zostało z tym ramieniem. Odpoczynek – zamieszał kubkiem.
Enzo rozejrzał się po towarzyszach z szokiem malującym się na twarzy.
– No nie, to mam sam iść do karczmy? – jęknął. – Nie poznaję was.
– A czegoś się spodziewał? Że będziemy się zapijać na dwa dni przed wizytacją generała? – warknął Yothiel. – Ty naprawdę masz pusto w tym łbie.
Aarved, który właśnie podnosił naczynie do pyska, zamarł w połowie ruchu. Obserwował, jak Fenris odgryza się towarzyszowi, a biały oddaje mu siarczystym dziabnięciem, czując, jak serce zmienia mu się w cement.
– Jak chcesz, to możemy znów się założyć, że nikt nie zauważy. I znowu przegrasz – syknął Enzo.
 ,,Jaka wizytacja, do cholery? I czemu ja nic nie wiem?”, przemknęło mu przez głowę. Dobry humor, jaki mu przed chwilą towarzyszył, umknął na myśl o wizycie ojca w oddziale.
Nie mógł zauważyć, ale Yothiel spojrzał na niego z niepokojem, pozwalając, aby szary ciągnął go za futro na szyi.
– Słyszałem, że generał Lorent ma świetny węch. I umie czytać w myślach. – Nagle odezwał się Aeron. W jego głosie słychać było niemalże dziecięcą naiwność, kiedy podniósł się gwałtownie do siadu. Rogacz zerknął na niego kątem oka. Ślepia młodego aż świeciły podekscytowaniem.  – I że nic przed nim nie umyka. Mówili, że zauważył, że szeregowy z piątego rzędu miał źle zawiązane sznurowadła na lewym tylnym bucie, bo czym go zganił przy całym oddziale. I że potrafi powalić każdego jedną łapą, nawet tą połamaną! Kiedyś Kumo mi opowiadał, że zna jednego oficera i mu opowiadał, że jak generał był jeszcze szeregowym, to zaatakował ich niedźwiedź i generał momentalnie go powalił! Rozerwał mu tchawicę jednym ugryzieniem.
Zapadła chwila ciszy.
– Kto ci takie bzdury nagadał? – w końcu odezwał się Enzo.
 – Dawno takich idiotyzmów nie słyszałem - dodał Sivarius.
Podczas gdy towarzysze tłumaczyli Aeronowi czym są plotki i jak głupim trzeba być, aby wierzyć w takie bzdury, Aarved siedział cicho. W jego głowie grała scena, jak to on został zrugany przez ojca za krzywo związane buty. To było dawno, dopiero się do niego wprowadził. Pamiętał, że wtedy nie mógł zrozumieć, czemu ktoś czepiał by się o taką błahostkę.
Dawno się nie widzieli - i wcale nie miał ochoty tego zmieniać, szczególnie w takich okolicznościach.
Nie zdawał sobie sprawy, że Yothiel dalej go obserwuje, zaniepokojony.
– A ty, Aarved, jakie masz plany? – zagadnął Sivarius, gdy najmłodszy wilk w końcu przestał dyskutować i obrażony zwinął się w kłębek.
– Właśnie, nie chcesz iść ze mną do Beczułki? – dołączył się Enzo.
– Niestety nie, jestem już z kimś umówiony – odparł zapytany, odstawiając kubek na bok. Westchnął ciężko. Nie cierpiał sytuacji, w których przypominano mu o tym, kim naprawdę jest jego ojciec.
– Na Caisheeeee… – jęknął Fenris. – Z nikim już nie można iść się napić.
– Wszyscy się boją podpaść generałowi, rzeczywiście, wilkom się poprzewracało w głowach, Enzoero – pokręcił głową Yothiel. – Idź do drugiego namiotu, może tam ktoś będzie chciał.
– E tam, drugi namiot. To z wami pije się najlepiej. Szczególnie z tym chujem – wskazał łapą na rannego, który, mimo że próbował zachować powagę, uśmiechnął się pod nosem i lekko popchnął szarego w bok. – No, ale z kim się umówiłeś, Vedziu, że nie możesz iść na piwo?
Rogacz pociągnął łyk z kubka.
– Z Vallieaną – mruknął cicho.
– Vallieaną? – zdziwił się Aeron. – Tą Zerdinką? Myślałem, że nie utrzymujecie kontaktu.
– Od kiedy daliśmy sobie nawzajem prezenty, zaczęliśmy znów rozmawiać i wysyłać sobie listy. No a teraz postanowiliśmy się spotkać – wyjaśnił pokrótce zainteresowany.
Aarved obserwował zaskoczenie malujące się na pyskach towarzyszy. W końcu Yothiel odchrząknął i uniósł swój prawie pusty kubek.
– No to za Vedzia, jego spotkanie z panią Vallieaną oraz to, aby każdy dobrze zawiązał sznurówki na wizytację! Pijemy!
– Pijemy! - zawył chórem cały namiot.
 
<Vallieano?>

Słowa: 2418 = 166 KŁ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics